[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- No jasne - głos mu się nagleożywił.- Zastanawiałemsię,czy to t e n Robert Harlan, ale nie chciałem nic mówić.Jeszcze nie czytałem pańskiejksiążki, ale mojażonaowszem.Była zachwycona.Padnie trupem, jak jej powiem,że z panem rozmawiałem.A więcjaki dzień by panu najlepiejodpowiadał?- Przylatuję do SaltLakę City w najbliższą niedzielę około czwartejpo południu.-Z przyjemnością odbiorępana z lotniska.- Dziękuję, żonabędzie na mnieczekać.Ale możemyprzyjechać prosto stamtąd.- Zwietnie.Wytłumaczę panu, jaktam trafić. 162Chris podałmi wszystkie dane i rozłączyliśmy się.Jeszczeraz przyjrzałemsię domowi.Na nasze potrzeby był o wieleza duży Podejrzewam, że wcale nie chodziłomi o dom, tylko o znalezienie dla siebie usprawiedliwienia.A może potrzebowałem namacalnego dowodu, że syn ChuckaHarlanamimo wszystko nie jest nieudacznikiem.Wobec takiej rezydencji nawet sam Chuck nieśmiałby tegozakwestionować.Nie mogłem się doczekać, kiedy jąobejrzę.I zobaczęminę Allyson. Droga z hotelu do restauracji zajęła mi więcej czasu niżsądziłem,więc w rezultacie przyszedłem spózniony o pięćminut.W holubyło ciemno, żarzyły się tylko kinkietynaścianach, umieszczonemiędzy trejażami z dębowego drewna oplecionymi winoroślą.Wtle cichorozbrzmiewała włoskamuzykaoperowa.Podszedłem do szefa sali.Był to starszy mężczyzna o włoskim typie urody przystojny, zogolonągłową ikozią bródką.Obok stała młoda, atrakcyjna blondynka, chuda jak modelka,ubrana wniebieskofioletową suknięz jedwabiu.Ustamiała pomalowane szminkąw niemal takimsamym kolorze.Mężczyznarzucił na mnie okiemi wróciłdo studiowania listy rezerwacji.Dopiero gdy postałem tamdobrą minutę, podniósł na mnie wzrok.- Mogę wczymś pomóc?-Mam stolik zamówionyna siódmątrzydzieści.- Pańskie nazwisko?-Robert Harlan.Jestemumówiony z Darrenem Scottem.Na dzwięk tego nazwiska zmienił mu się wyraz twarzy- Ach, tak.Pan Scott jużczeka.Jeanette,zaprowadz panaHarlanado stolika pana Scotta.- Oczywiście - uśmiechnęła się domnie.- Proszę zamną.Darren Scott siedział przystoliku, który musiał być chyba najbardziejpożądanym miejscem w tejrestauracji.Ustawiony wzacisznymkącie z widokiem najezioro.Na mój widok Darren podniósł się z krzesła.- Witaj, Robercie.A propos, możemy sobie mówićpoimieniu?164- Oczywiście.-Cieszę się, że znalazłeś dla mnie chwilę.Wiem, jaki napięty bywa program wczasie takiej trasy promocyjnej.Ciężko znalezć czas, żeby wyjśćdo toalety- Mniejwięcej.-Byłeś już kiedyś w La Dolce?- Nie;w ogóle pierwszyraz jestem wBeverly Hills. -Nie jest łatwo zarezerwować tu stolik.No,chybaże sięzna odpowiednie osoby.; - A ty znasz?;Uśmiechnął się szeroko.--Ja znam wszystkich.Ale na tym polega moja praca.- Wskazał ręką krzesło.-Siadaj, proszę.Natychmiast wyrósł obok nas kelner.- Buona sera, panie Scott.-Dobry wieczór, Enrico.Nalał nam wody do kryształowych kieliszków, rozłożyłmi serwetę nakolanach i wręczył menu,a Darrenowi podałoprawionąw skórę kartę win.Kiedy odszedł, Darren powiedział:- Twoja powieśćjest niesamowita.Przeczytałem ją tydzień temu, jak leciałemdo Nowego Jorku.Nie należę do ludzi sentymentalnych, ale to jedna zksiążek, którenajchętniej czytasię w samotności,żeby nikt nie widział,że ryczyszjakbóbr.Uśmiechnąłem się.- Dziękuję.Podszedł do nas innykelner.- Dobry wieczór, panie Scott.Czy już panowiezdecydowali, co zamawiają?Skinąłemgłową, a Scott dał mi znak ręką, żebym zamówił pierwszy.- Poproszę spaghetti po florencku z oliwą truflową.Scott pokiwał głową w uznaniu dlamojego wyboru.- A dla pana,panie Scott?165. - To samo.Kelner odszedł.- Zamówiłbym cokolwiek, co się wiąże z Florencją - powiedziałDarren.- Kręciliśmy tam drugączęść Milczeniaowiec.Wróciłem uzależniony od chianti i białych truflioraz trzykilocięższy - Upiłłyk wina.- Powiedz mi, jak ci się układa współpraca z Arcadią?- Jak dotąd wspaniale.-Pisarz ma ten luksus, żemoże się zaprzyjaznić z wydawcą.Agent jużnie.Czy ty wiesz, jaka jest różnica międzywydawcąa terrorystą?- Nie.-Z terrorystą możnanegocjować - wyszczerzył zęby.- A ta twoja agentka, CamilleBaigley?-Bailey Reprezentuje Argent Literistic.Przybrał ten sam co przedtem uważny wyraz twarzy- Jak sobie twoim zdaniem radzi?-Myślę, że świetnie.Znalazła mi przecież wydawcę,prawda?- Fakt.Ale z taką książką nawet moja babcia by znalazła.- Ona jednasię zainteresowała.Wcześniej ponad dwadzieścia agencji mi odmówiło.- Mnie nieprzysłałeś rękopisu.-No, nie.Darren pociągnął łykwina.- Na jak długo podpisałeś z nią umowę?-Szczerze mówiąc, nie mamy żadnej umowy.Camilleuważa, żeto zbędne.Spokojnie pokiwał głową, ale widziałem, że wyraznieucieszyła go tainformacja.- A konsultowała się z tobą,zanim pozbawiła cię szansna intratnykontrakt z wytwórnią?-Jabym tego tak nie nazwał.Uniósłdłoń.166- Nie zrozum mnie zle. Dla debiutującego pisarza każdaprodukcja na podstawie jego książki jestwielkim osiągnięciem, ale moim zdaniem Doskonały dzień to gotowyscenariusz na duży ekran, nie mały.Niewiem, jak długo ta twoja agentka działa na rynku, ale to typowybłądnowicjusza.Powinna była ich przeczekać.Ja na pewnozałatwiłbym cifilm kinowy Nie ma co do tego wątpliwości.I miałbyś zagwarantowane największe gwiazdyw obsadzie,możeNewmana w roli ojca i Julię Roberts albo tępopularną ostatnioNaomiWatts jakomłodą Allyson.-Upił łykwina.- Dogadując się z telewizją, straciłeś, lekko licząc, z milion dolarów.Ale co ważniejsze, twoja kariera może być przez tozagrożona.W tym momencie przyszedł kelner zsałatkami.Gdy odszedł, zapytałem:- W jaki sposób?-Botracisz prestiż, który daje adaptacja kinowa.Spójrzna tych wszystkichnajsłynniejszych pisarzy Co im zapewniło takirozgłos?Ich powieści zostały zekranizowane.- Twoim zdaniem popełniłem błąd?-Delikatnie mówiąc.Ale to sięzdarza [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •