[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kiedy myślałem p niej, przypomniała mi się pewna zagadka.Pasowała do dość dziecinnego usposobienia lady Edgware.Zadałem ją Hastingsowi, lecz nie rozbawiła go, podobnie jak królowej Wiktorii.Zacząłem się zastanawiać, kogo mógłbym spytać o to, co dokładnie czuł pan Martin do Jane Wilkinson.Wiedziałem, że sama nic mi nie powie.Przechodziliśmy właśnie przez jezdnię, gdy ktoś idący obok wypowiedział proste zdanie.Zwrócił się do swojej towarzyszki, mówiąc, że ktoś tam „powinien zapytać Ellis”.I nagle zrozumiałem wszystko!Rozejrzał się wokół.— Tak, tak: okulary, telefon, niska kobieta, która w Paryżu odebrała puzderko.Oczywiście Ellis, pokojówka Jane Wilkinson.Prześledziłem każdy krok… świece, półmrok, pani van Dusen… wszystko.I już wiedziałem!XXXOpowiadanieSpojrzał po nas.— Cóż, przyjaciele — powiedział łagodnie — pozwólcie, że opowiem wam prawdę o tym, co wydarzyło się tamtej nocy.Carlotta Adams wychodzi z mieszkania o siódmej.Bierze taksówkę i jedzie do Piccadilly Pałace.— Co takiego? — wykrzyknąłem.— Piccadilly Pałace.Wcześniej tego dnia zarezerwowała tam pokój jako pani van Dusen.Nosi parę bardzo silnych szkieł, które, jak wszyscy wiemy, zupełnie zmieniają wygląd.Jak mówiłem, rezerwuje pokój, zaznaczając, że wyjeżdża nocnym pociągiem do Liverpoolu, a jej bagaż jest już na dworcu.O wpół do dziewiątej zjawia się lady Edgware i pyta o panią van Dusen.Zostaje zaprowadzona do jej apartamentu.Tam zamieniają się ubraniami.W blond peruce, białej taftowej sukni i etoli Carlotta Adams — a nie Jane Wilkinson — opuszcza hotel i jedzie do Chiswick.Tak, tak, to jest możliwe.Byłem wieczorem u sir Montagu Cornera.Stół w jadalni oświetlają tylko świece, lampy nie rozpraszają półmroku, nikt nie zna dobrze Jane Wilkinson.Wszyscy widzą złote włosy, charakterystyczne zachowanie, słyszą słynny matowy głos.Och! To było całkiem proste.A gdyby się nie powiodło, gdyby ktoś rozpoznał oszustwo… cóż, i na to lady Edgware była przygotowana.Sama w ciemnej peruce, ubraniu Carlotty, w okularach, płaci rachunek, każe zanieść walizkę do taksówki i jedzie na dworzec Euston.W toalecie zdejmuje perukę i zostawia kuferek w przechowalni.Zanim wyruszy na Regent Gate, dzwoni do Chiswick i prosi do aparatu lady Edgware, jak między sobą ustaliły.Jeśli wszystko poszło dobrze i Carlotta nie została rozpoznana, ma odpowiedzieć tylko: „Zgadza się”.Nie muszę chyba nadmieniać, że panna Adams zupełnie nie zdawała sobie sprawy z rzeczywistego powodu tego telefonu.Usłyszawszy te słowa, lady Edgware idzie na całego.Jedzie na Regent Gate, pyta o lorda Edgware’a, podaje swoje nazwisko i wchodzi do biblioteki.Po czym popełnia pierwsze morderstwo.Nie wie oczywiście, że panna Carroll zauważyła ją z piętra.Sądzi, że będzie miała przeciw sobie tylko słowa lokaja (a pamiętajcie, że on jej nigdy nie widział; poza tym kapelusz osłania ją przed jego wzrokiem), przeciwstawione zeznaniom dwunastu znanych i szanowanych ludzi.Wychodzi, wraca na Euston, z powrotem wkłada ciemną perukę i odbiera walizkę.Musi poczekać, aż Carlotta wyjdzie z przyjęcia.Umówiły się na konkretną godzinę.Udaje się do Corner House, od czasu do czasu zerka na zegarek, gdyż czas mija powoli.Potem przygotowuje się do drugiego morderstwa.Wkłada do torebki Carlotty — którą, oczywiście, ma przy sobie — zamówione w Paryżu złote puzderko.Być może wtedy właśnie znajduje list, a może znalazła go już wcześniej.W każdym razie, gdy tylko odczytuje adres, wyczuwa niebezpieczeństwo.Otwiera kopertę i jej podejrzenia okazują się w pełni uzasadnione.Być może w pierwszej chwili chce zniszczyć cały list, lecz szybko znajduje lepszy sposób.Usuwając jedną stronę, zmienia jego treść w oskarżenie Ronalda Marsha, który ma bardzo silny motyw do popełnienia zbrodni.Nawet jeśli Ronald przedstawi alibi, tekst będzie przemawiał przeciwko jakiemuś mężczyźnie.Odrywa zatem jedną kartkę, wkłada list z powrotem do koperty, a kopertę do torebki.Następnie, ponieważ nadszedł już czas, wyrusza w stronę Savoyu.Kiedy widzi mijający ją samochód z Jane Wilkinson (pozornie) w środku, przyśpiesza kroku, wchodzi równocześnie z Carlottą i idzie prosto na górę.Jej czarne ubranie nie rzuca się w oczy i jest mało prawdopodobne, by ktoś ją zapamiętał.Na piętrze wchodzi do pokoju, do którego chwilę wcześniej dotarła Carlotta Adams.Jeszcze przed wyjściem powiedziała pokojówce, żeby na nią nie czekała, tylko udała się spać.Jane i Carlotta ponownie wymieniają ubrania, a potem, jak zgaduję, lady Edgware proponuje drinka, by uczcić sukces.W szklance jest weronal.Gratuluje swojej ofierze, obiecuje, że następnego dnia prześle czek.Panna Adams wraca do domu.Jest bardzo śpiąca, próbuje zadzwonić do przyjaciela, prawdopodobnie pana Martina lub kapitana Marsha, gdyż obaj mieszkają w okolicach Victorii, lecz rezygnuje.Idzie spać… i nigdy się już nie obudzi.Druga zbrodnia powiodła się.Teraz trzecia.Trwa przyjęcie.Sir Montagu Corner nawiązuje do rozmowy, jaką prowadził z lady Edgware w noc morderstwa.To proste.Jednak przeznaczenie dopada ją później.Ktoś wspomina o sądzie Parysa, a ona przyjmuje, że chodzi o Paryż — centrum mody i rozrywki.Naprzeciwko siedzi młody człowiek, który uczestniczył w obiadowym przyjęciu — młody człowiek, który słyszał wtedy, jak lady Edgware rozprawia o Homerze i cywilizacji greckiej.Carlotta Adams była wykształconą i oczytaną kobietą.Nie potrafi zrozumieć nagłej ignorancji Jane Wilkinson.Wpatruje się w nią.I nagle dostrzega wyjaśnienie: to nie ta sama kobieta.Jest zupełnie wytrącony z równowagi.Niepewny.Potrzebuje rady.Przychodzi mu do głowy, żeby przyjść do mnie, i zwraca się w tej sprawie do Hastingsa.Lecz słyszy to lady Edgware.Jest dość szybka i przebiegła, by uświadomić sobie, że w jakiś sposób się zdradziła.Słyszy, jak Hastings mówi, że nie wrócę przed piątą.Za dwadzieścia piąta idzie do mieszkania Rossa.On otwiera drzwi, jest zaskoczony, ale nie przychodzi mu na myśl, by się bać.Silny, sprawny młodzieniec nie musi się bać kobiet.Idzie z nią do jadalni.Ona wymyśla jakąś bajeczkę.Może pada na kolana i obejmuje go za szyję, a potem, błyskawicznie i pewnie zadaje cios… jak poprzednio.Może wyrwał mu się zduszony okrzyk, lecz nic ponad to.On także zostaje uciszony.Zapadło milczenie.Po chwili przerwał je Japp.— To znaczy, że wszystko zrobiła… ona? — spytał ochrypłym głosem.Poirot skinął głową.— Ale dlaczego? Przecież zgodził się na rozwód?— Ponieważ książę Merton jest filarem kościoła katolickiego.Ponieważ nie odważyłby się poślubić kobiety, której mąż żyje.To młody człowiek o fanatycznych przekonaniach.Jako wdowa może być pewna, że za niego wyjdzie.Niewątpliwie próbowała zasugerować rozwód, lecz on nie chwycił przynęty.— Dlaczego więc posłała pana do lorda Edgware’a?— Ah, parbleu! — Poirot, dotąd bardzo poprawny i angielski, powrócił raptem do swego prawdziwego „ja”.— By zamącić mi w głowie! By zmusić mnie do poświadczenia, iż nie miała żadnego motywu! Tak jest, ośmieliła się zrobić swojego totumfackiego ze mnie, Herkulesa Poirot! Ma foi, i udało się jej! Co za dziwny umysł, dziecinny i jednocześnie przebiegły.Ma talent aktorski! Jak świetnie odegrała zdziwienie, kiedy powiedziałem jej o liście od męża [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •