[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tak, tak, przede wszystkim od niego.Są pewne możliwości.Różnego rodzaju.Ale lepiej się w to teraz nie zagłębiać.Proponuję, żebyśmy się spotkali znów za jakieś… powiedzmy, trzy tygodnie.Opowie mi pani, jak jej się tu żyje i w ogóle.— Czy wcale nie można stąd wychodzić?— Wychodzić?— No za mury.Za bramę.— Bardzo naturalne pytanie — pochwalił ją doktor Nielson, nagle znów pełen dobrej woli.— Tak, bardzo naturalne.Większość przybywających tu osób je zadaje.Ale przyjęliśmy zasadę, że nasz ośrodek to świat sam w sobie.Można powiedzieć, że właściwie nie ma po co wychodzić.Na zewnątrz jest tylko pustynia.Nie, nie, nie powiedziała pani nic złego.Większość ludzi czuje się tak zaraz po przybyciu.Lekka klaustrofobia, jak mówi doktor Rubec.Ale zapewniam panią, że mija.To kac, jeżeli mogę to tak ująć, po świecie, który się opuściło.Czy przyglądała się pani kiedyś mrowisku? Interesujący widok.Bardzo interesujący i bardzo pouczający.Setki małych czarnych mrówek biegających tam i z powrotem, tak gorliwie, z takim entuzjazmem, tak celowo.A jednak całość sprawia wrażenie chaosu.Taki właśnie jest ten zły stary świat, który pani opuściła.Tutaj nie ma pośpiechu, jest za to nieskończenie wiele czasu na dążenie do celu.Zapewniam panią — uśmiechnął się — że to raj na ziemi.Rozdział XIII— Jak w szkole — powiedziała Hilary.Wróciła właśnie do swojego apartamentu.Ubrania i inne rzeczy, które wybrała, czekały już na nią w sypialni.Poukładała je w szafie po swojemu.— Wiem — powiedział Betterton.— Też na początku miałem takie uczucie.Nadal rozmawiali ostrożnie i nienaturalnie.Pamiętali o mikrofonie.— Słuchaj, myślę, że wszystko jest w porządku.Myślę, że może wyobrażam sobie różne rzeczy.Ale mimo to…Urwał na tym, ale Hilary zrozumiała nie dopowiedzianą część zdania: „ale mimo to lepiej zachować ostrożność”.„Ta cała sytuacja — myślała — jest jak ze złego snu”.Oto dzieli sypialnię z zupełnie obcym człowiekiem, ale tak mocno odczuwa niepewność jutra i strach, że ta intymność nie wydaje się wcale krępująca, ani dla niego, ani dla niej.Przypomina to wspinaczkę górską, w czasie której śpi się w jednym szałasie z przewodnikami i innymi członkami ekspedycji.Betterton chwilę milczał, po czym rzekł:— Po pewnym czasie można do tego przywyknąć.Po prostu zachowujmy się naturalnie.Zupełnie zwyczajnie.Mniej więcej tak jak w domu.Dostrzegła mądrość tej uwagi.Uczucie nierealności trwało i potrwa jeszcze jakiś czas.Na razie nie mogła poruszać sprawy powodów opuszczenia Anglii przez Bettertona, jego nadziei i rozczarowania.Byli dwojgiem ludzi odgrywających swe role w świadomości ustawicznego, nie dającego się określić zagrożenia.— Przeszłam przez cały szereg formalności — powiedziała Hilary.— Badania medyczne, psychologiczne i tak dalej.— Jasne.Zawsze tak robią.Przypuszczam, że to naturalne.— Czy spotkało cię to samo?— Mniej więcej.— Potem widziałam się z… wicedyrektorem, tak go nazywają, prawda?— Tak.Kieruje tą placówką.Jest bardzo sprawnym administratorem.— Ale nie jest szefem całości?— Och, nie.Jest jeszcze dyrektor.— Czy można… czy ja… się z nim spotkam?— Prędzej czy później.Ale nie pojawia się tu często.Od czasu do czasu wygłasza przemówienia.Lubi pobudzać do działania.Dostrzegła lekkie zmarszczenie brwi Bettertona i uznała, że lepiej zostawić ten temat.Mężczyzna spojrzał na zegarek.— Obiad jest o ósmej.Dokładnie od ósmej do ósmej trzydzieści.Lepiej chodźmy na dół.Jesteś gotowa?Zupełnie, jakby byli w hotelu.Hilary przebrała się w nową suknię.Pastelowy, szarozielony kolor stanowił doskonałe tło dla jej rudych włosów.Do tego ładny naszyjnik ze sztucznych kamieni — i gotowe.Zeszli po schodach i po przebyciu kilku długich korytarzy znaleźli się w obszernej jadalni.Na spotkanie wyszła im panna Jennson.— Załatwiłam dla was większy stolik, Tom — powiedziała do Bettertona.— Będą z wami siedzieć dwaj towarzysze podróży twojej żony i oczywiście Murchisonowie.Podeszli do wskazanego stołu.W sali znajdowały się głównie niewielkie stoliki, przeznaczone dla czterech, ośmiu lub dziesięciu osób.Andy Peters i Ericsson podnieśli się, by ich powitać.Hilary przedstawiła im swojego „męża”.Gdy usiedli, zaraz podeszła druga para.Betterton przedstawił ich jako doktora Murchisona z żoną.— Simon i ja pracujemy w tym samym laboratorium — wyjaśnił.Simon Murchison był chudy, anemiczny i wyglądał na jakieś dwadzieścia sześć lat.Jego żona, przysadzista brunetka, mówiła z silnym zagranicznym akcentem.Hilary uznała ją za Włoszkę.Miała na imię Blanka.Przywitała się z Hilary uprzejmie, ale z pewną rezerwą, a może tak się tylko Hilary wydawało.— Jutro — powiedziała — oprowadzę panią po całym terenie.Nie jest pani naukowcem, prawda?— Nie, nie mam odpowiedniego wykształcenia — odparła Hilary i dodała: — Przed ślubem pracowałam jako sekretarka.— Bianka jest prawniczką — oznajmił jej mąż.— Studiowała ekonomię polityczną i prawo handlowe.Niekiedy wygłasza wykłady, ale to nie wystarcza jej do zabicia czasu.Bianka wzruszyła ramionami.— Poradzę sobie — powiedziała.— Przecież przyjechałam, by być blisko ciebie.Myślę, że wiele rzeczy można by tu lepiej zorganizować.Właśnie zastanawiam się jak.Może pani Betterton zechce mi pomóc, skoro nie jest zaangażowana w prace naukowe.Hilary pośpiesznie zgodziła się na ten plan.Andy Peters rozśmieszył wszystkich, odzywając się ponuro:— Czuję się jak mały chłopiec oddany do internatu, który tęskni za domem.Z radością zabrałbym się do jakiejś roboty.— To cudowne miejsce do pracy — rzekł Simon Murchison z entuzjazmem.— Żadnego odrywania się — i cała aparatura do dyspozycji!—.Czym się pan zajmuje? — zapytał Andy Peters.Trzej panowie zagłębili się w rozmowie na tematy zawodowe.Hilary nic z tego nie rozumiała.Zwróciła się do Ericssona, który siedział odchylony do tyłu z roztargnionym wyrazem twarzy.— A pan? — zapytała.— Czy też tęskni pan za domem? Popatrzył na nią, jakby wrócił z bardzo daleka.— Nie potrzebuję domu — powiedział.— Dom, więzy uczuciowe, rodzice, dzieci, wszystko to tylko przeszkadza.Człowiek nauki musi być wolny.— I naprawdę czuje się pan tu wolny?— Jeszcze nie wiem.Mam nadzieję, że tak będzie.— Po obiedzie — odezwała się Bianka — mamy duży wybór rozrywek.Jest tu pokój do kart, gdzie można grać w brydża, kino, trzy razy w tygodniu przedstawienie teatralne i od czasu do czasu zabawy taneczne.Ericsson zmarszczył brwi.— Te wszystkie rzeczy są niepotrzebne — oznajmił.— Trwoni się na nie energię.— Ale kobietom trudno się bez nich obyć — zaprotestowała Bianka.Popatrzył na nią z zimną, bezosobową niechęcią.„On uważa, że kobiety są też niepotrzebne” — pomyślała Hilary.— Położę się wcześnie — powiedziała, ziewając ostentacyjnie.— Nie mam dziś ochoty ani na film, ani na brydża.— Oczywiście, kochanie — przytaknął Tom Betterton pośpiesznie.— Musisz się teraz położyć i dobrze wypocząć.Pamiętaj, że miałaś bardzo meczącą podróż.— Kiedy wstali od stołu, dodał: — Powietrze nocą jest wprost cudowne.Po kolacji zwykle spacerujemy po dachu; jest tam prawdziwy ogród.Potem rozchodzimy się do różnych zajęć lub do pokoi.Może przejdziemy się trochę przed snem?Pojechali na górę windą obsługiwaną przez okazałych tubylców w białych szatach.Mieli ciemniejszy odcień skóry i masywniejszą budowę ciała niż Berberowie.Hilary zadziwiło nieoczekiwane piękno ogrodu.Urządzenie go musiało pochłonąć majątek [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •