[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Mogłabyś się tym posilić?- Mogłabym to wchłonąć.Nie byłoby to dla mnie posiłkiem, bo żywię się, kiedysię pieprzę.Raczej przyjęciem substancji odżywczych przez kroplówkę.- A to lepsze niż śmierć z głodu - dopowiedziałem bez zbytniego entuzjazmu.Próbowałem przyciągnąć wzrok kelnera, ale mi się nie udało.Zamiast tego zdołałemzwabić szefa sali.- Ale wciąż pozostaje to samo pytanie: jeśli zetrzesz się z tym czymś iokaże się większe i silniejsze od ciebie, może to ty staniesz się posiłkiem?- Tak - przytaknęła Juliet.- Możliwe.Czy to cię martwi, Castor?Starannie dobierałem słowa.- To w końcu praca - przypomniałem.- Zaproponowałaś mi część honorarium.Jeśli kościół cię zeżre, zbiednieję.Spojrzała na mnie ze złośliwym rozbawieniem.- Myślisz, że byłoby to stratą? - spytała.- Pożarcie mnie? A może sam chciałbyśmnie zjeść?Podparłem się na łokciu, udając, że się zastanawiam.- Złożyłem przysięgę - rzekłem w końcu.- %7ładna inna kobieta nie przejdzie miprzez usta.- Człowiek z zasadami.Nie znoszę tego.To kiepsko wpływa na interesy.- Kiedy zamierzasz to zrobić? - spytałem, kończąc przekomarzanie.Nie czułemsię swobodnie, bo fizyczne pożądanie, które budzi Juliet, jest bardzo rzeczywiste ibardzo silne, a także dlatego, że biorąc pod uwagę jej naturę, wiem dokładnie, doczego prowadzi.Fakt ów sprawia, że dowcipy na temat seksu oralnego brzmią dośćblado.- Jutro - oświadczyła.- Pięć minut przed północą.- Czemu akurat wtedy? Co się stanie?- Wschód księżyca.Tyle że jutro mamy nów.To bardzo sprzyjająca pora.- Chciałbym tam wtedy być.Jako wsparcie, na wypadek gdyby coś poszło nietak.Juliet spojrzała na mnie ze zdumieniem.- Jak mógłbyś pomóc, gdyby coś poszło nie tak? - spytała ostro.- Może nijak - przyznałem - ale po imprezie w centrum handlowym zostało mipewne wyczucie tego czegoś.Może mógłbym jakoś cię wesprzeć.- Lekko wysunąłem zkieszonki flet i schowałem z powrotem.Oczy Juliet zwęziły się lekko; doskonale to rozumiałem.Pokazanie jej fletu byłotrochę jak poczęstowanie Supermana kanapką z kryptonitem.Lecz ton jej głosupozostał chłodny, lekko znudzony.- Wiesz, gdzie mnie znalezć - oświadczyła.- I kiedy.Jeśli chcesz przyjśćpopatrzeć, zapraszam.Ale nie przynoś fletu.Albo jeśli przyniesiesz, trzymaj go wkieszeni.Nie celujesz tak dokładnie, jak sądzisz.Trudno mi było się spierać, zważywszy, że gdzieś na skraju świadomości wciążtkwił obraz Rafiego, stanowiący idealny dowód tego, jak niebezpieczny może byćostrzał własnej strony.Wiedziałem, że teraz jestem lepszy niż wtedy, ale rozumiałem,czemu Juliet nie podoba się ten pomysł.Wstałem, zostawiając gotówkę na stole.- Ja stawiam - oznajmiłem.- Zarobiłem trochę grosza.- Mackie - zacytowała Juliet - nerwy masz jak stal.- Zabawne.Zawsze wiedziałem, że w piekle słuchają Bobby'ego Darina.- Kurta Weilla - poprawiła Juliet.- Nie kichaj - zażartowałem.Kelner z rozpaczą odprowadził nas wzrokiem.Jeśli Juliet zrezygnuje kiedyś zdiety, z pewnością znajdzie tu dobry posiłek.Pożegnaliśmy się na ulicy, bez zbędnych formalności, i Juliet odeszła swymzwykłym, długim krokiem, nie oglądając się za siebie.Pokazanie fletu najwyrazniejzepsuło nastrój, pewnie dlatego, że przypomniało jej, że w pewnym sensie byłemnajbliższym odpowiednikiem antyciała na jej pobratymców, jakim dysponuje ludzkarasa.Będę musiał zapamiętać to na przyszłość i zachowywać się bardziej taktownie.Byłem śmiertelnie zmęczony, ale Nicky mówił, że ma dla mnie ważne wieści, izgodziłem się spotkać z nim u Lodowni, na południe od rzeki.To spory kawałek, aleprzynajmniej o tej porze ulice będą już przejezdne.Zastanowiłem się przez moment,czy nie zostawić wozu Matta i nie pojechać metrem - w razie czego nie mógłbym sięjuż powołać na pilną sprawę - ale oznaczałoby to, że musiałbym tu wrócić, zapewne opółnocy i znów pojechać na wschód.Nie mogłem znieść tej perspektywy.Ruszyłem na południe Wood Lane z zamiarem przecięcia Hammersmith iFulham, i przejechania w Battersea na drugą stronę rzeki.Lecz w tym nastroju, gdy wgłowie kłębiły mi się myśli o najróżniejszych rzeczach, jakich jeszcze nie załatwiłem,wkrótce zatoczyły one wielki krąg i powróciły do Torringtonów i Dennisa Peace'a.Prawie go dorwałem na pokładzie Kolektywu , pomyślałem z ponurą irytacją -ale to tylko uprzejmy eufemizm kryjący to, co naprawdę się stało.Uczciwie byłobyrzec, że to on prawie dorwał mnie: z całą pewnością miałem wiele szczęścia, żezdołałem uniknąć jego skoku w stylu kamikadze.A potem zjawili się Zdrapek iPocharatek i gra zupełnie się zmieniła: tym razem puchar stanowiły jaja Peace'a.Czemu? Co takiego miał, czego ta banda fanatycznych, katolickich odszczepieńcówpragnęła tak bardzo, że wynajęła wilkołaki, by to znalazły? Wiedziałem tylko o jednym- o duchu Abbie Torrington, a jakoś nie pasował mi do tej łamigłówki.Nie, choćprzyznaję to z bólem, wciąż błąkałem się totalnie po omacku.No dobrze, miałemjeszcze asa w rękawie w postaci Rosie Crucis, ale biorąc pod uwagę jej legendarnąniepewność i niezbyt zachwycającą perspektywę przejścia przez Jennet-JaneMulbridge, by do niej dotrzeć, może czas wrócić do planu A: nawiązać bezpośrednikontakt z duszą Abbie.Wciąż miałem przy sobie głowę lalki i doskonale pamiętałemmelodię, którą zainspirowała.A co tam, warto spróbować.Zjechałem na szerokąwstęgę świeżo wylanego asfaltu na stromo ściętych wzgórzach estakadyHammersmith i wysiadłem.Nie chodziło o to, że poza wozem odbiór miał być lepszy -po prostu musiałem odetchnąć chłodnym, nocnym powietrzem.Podszedłem do balustrady, znad której roztaczał się malowniczy widok nazachodni pas szosy, i oparłem się, przez moment chłonąc widoki i wprowadzając się wnastrój.Dzień okazał się naprawdę zwariowany, wieczór jeszcze bardziej szalony.Wtej chwili powinienem leżeć zwinięty w kłębek wokół na wpół opróżnionej flaszkiwhisky, ale miałem jeszcze przed sobą zbyt wiele dróg.Tępy ból głowy i szyi powrócił,a za oczami czułem palące swędzenie.Niewątpliwie coś złapałem, chciałem tylkowiedzieć co.Wiatr niósł ze sobą lekką woń drzewnego dymu, jakby w jednym z pobliskichogrodów ktoś rozpalił ognisko - dziwny pomysł w maju - i przez chwilę miałemoszałamiające, dezorientujące wrażenie, jakbym nagle skoczył naprzód w czasie.Jakby stał tam zaledwie pięć minut, a w tym czasie nadeszła jesień.Wyłowiłem z kieszeni głowę lalki.Powoli, z wahaniem przesunąłem małympalcem wzdłuż linii policzka, wyczuwając maleńkie, szorstkie skazy w miejscach,gdzie porcelana zaczynała pękać.To cud, że nadal była w jednym kawałku, wziąwszypod uwagę mój dzień.Gdy tylko jej dotknąłem, smutek Abbie wezbrał w niej i przelałsię na mnie, płynąc wzdłuż dłoni i ręki, wiedziony mocą psychicznego ssania, aż wkońcu wypełnił mi głowę.Tego właśnie potrzebowałem, dodatkowego pchnięcia,pokazującego dokładnie, w co mam celować.Schowałem porcelanową głowę i wyjąłem flet.Kontrapunkty w postaci białychreflektorów i czerwonych świateł stopu nieco mnie rozpraszały, toteż zamknąłemoczy, namacałem odpowiednie otwory i wypuściłem w noc pierwszą nutę.Przez długą chwilę nic, jedynie powolna, smutna sekwencja dzwiękówopadających bez końca, niczym schody na rycinie M.C
[ Pobierz całość w formacie PDF ]