[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przez jakiś czas leżała w cieple, o nicsię nie martwiąc i z nawyku oczekując różnych odgłosów brzęku butelekna mleko, zgrzytu przekładni skrzyni biegów w samochodzie ale dobiegałają tylko błoga cisza.Przypomniała sobie, że jej życie uległo zmianie.Po minucie lub dwóch otworzyła oczy i zsunęła kołdrę z twarzy.Różewydrukowane na zasłonach wydymały się i drżały poruszane wpływającymprzez uchylone okno powietrzem.Chłodny powiew musnął jej twarz.Być może.być może tym razem.Matty zebrała siły, mając nadzieję,że poczuje mdłości.Jednak mimo nadziei nic takiego nie poczuła, a kiedysię okręciła, zrozumiała dlaczego.Potem usiadła z prawej strony, włączyłaświatło i przyjrzała się plamie na koszuli nocnej.167RLT Nie będę płakała powiedziała do swojego wklęsłego brzucha ipoplamionych ud. Nie tym razem.Z powodu poplamionej na czerwono bielizny i pościeli płakała już dwarazy: w Egipcie i w Rzymie, kiedy angielski lekarz powiedział jej: No, no, trzeba być cierpliwym.Z pani problemami i konstytucją,pani Dysart, te nerwy na nic się nie zdadzą.Matty nie czuła ani zniecierpliwienia, ani zrezygnowania, tylkofrustrację.Rozpaczała nad swoją ignorancją i swoim ciałem, o którymwiedziała zbyt mało, żeby móc osiągnąć to, czego pragnęła.Jak zawsze górę wziął stary nawyk użalania się nad sobą. Nie wolno ci się przemęczać, Matty, ani grać w tenisa, ani kochać sięz mężem.Ani. to najgorsze ani zajść w ciążę.A jeśli.a jeśli nie będzie mogła mieć dzieci? Nie będzie mogła zajśćw ciążę?Zciągnęła koszulę nocną.Uczucie przyjemności i zadowolenia, zktórymi się obudziła, przeszły w uczucie niepewności co do nowego życia.Umyła się, a potem wsunęła za zasłony i wyjrzała przez okno.Ogródprzecinały strużki opalizującego światła.Było mrozno.Gęsia skórkapojawiła się najpierw na jej ramionach, potem zeszła na nogi.Poprzedniego wieczoru długo czekała na Kita, pragnąc, by przyszedłdo niej choćby tylko po to, żeby życzyć jej dobrej nocy.Słyszała go, kiedywspinał się po schodach i przechodził korytarzem.Wiedziała, że to mąż, bonauczyła się rozpoznawać jego kroki.Drżąc lekko ze zdenerwowania inadziei, czekała, aż rozlegnie się pukanie do drzwi.Nic takiego się nie wydarzyło.168RLTMatty podniosła dłoń i na zamarzniętej szybie narysowała palcemserce.Było trochę niekształtne, bardziej przypominało bryłkę kamienia.Wpatrując się w rysunek, uświadomiła sobie coś, czego wcześniej nie miałaodwagi pojąć że wychodząc za Kita, nie rozumiała, co bierze na swojebarki, czego się podejmuje.Nie miała pojęcia, że poczucie bycianieszczęśliwym może rozciągać się w nieskończoność, jak guma z majtek.W szybie skutej mroznymi malunkami zamigotała jej twarz Daisy.Kuzynka ostrzegała ją przecież, że Kit będzie myślał o niej. Och tak" powiedziała wtedy Matty w całej swej ignorancji. Sądzisz, że tego niewiem? Wszystko przemyślałam, Daisy".Ale to nie była prawda niewiedziała, jak to jest mierzyć się z nieodwzajemnioną miłością dzień podniu, noc po nocy.Albo czuć, że w twoim łóżku leży trzecia osoba. Jest nowiutki wyjaśnił Kit i zakaszlał, składając w pokojuhotelowym w Dawlish na sypialnianym krześle niebieski jedwabny szlafrok.Na sobie miał kontrastującą z nowym szlafrokiem spraną i miękką odstarości piżamę.Podobnie stara była koszula nocna Matty jej ukochana,która zapinała się pod samą szyję.(Na rany boskie, Matilda, oburzała sięSusan, nie możesz tego zabrać na miodowy miesiąc).Ponieważ w sypialni było zimno i wiało spod drzwi, Matty zapięłakoszulę do samego końca i wsunęła jej spód pod nogi.Kit zadrżał, a potemstrzepnął kapcie.Matty rzuciła szybkie spojrzenie na jego stopy i poczułazadowolenie tak jak podejrzewała, miał ładne stopy, kościste i silne, zdobrze utrzymanymi paznokciami.Podobało jej się to.Znowu kaszlnął,kończąc wyraznym rzężeniem.169RLT Będzie ci przeszkadzało, jeśli wyłączę światło? Matty potrząsnęłagłową.Kit nacisnął przełącznik i usiadł na łóżku.Dopiero po chwili wsunąłsię pod kołdrę obok żony.To jest to, pomyślała Matty, zdziwiona zwyczajnością tego, co siędziało. Kit odezwała się, kręcąc między palcami rąbek kołdry. Wiem, żenie tego chciałeś.Nie poruszył się. Matty, naprawdę uważasz, że to dobra pora, żeby o tym rozmawiać? Nie, jeśli nie chcesz.Ponownie zastanowiła się, czy warto otwierać puszkę Pandory iporuszać tematy, o których chciała porozmawiać. Nie rzuciła pospiesznie. Nie. Zgadzam się. Kit rozpiął górę piżamy, ściągnął ją i rzucił międzynich.Wstrzymując oddech, Matty wyciągnęła rękę i dotknęła palcem jegosmagłego ramienia.W uszach tętniła jej krew.Kit się nie poruszył, a onaprzerażona tym, co zrobiła, także znieruchomiała.W końcu obrócił się iwziął ją w objęcia.Była zimna, ale od niego buchało gorącem.Poczuła jegousta na szyi, a wraz z nimi zapach męskiej wody kolońskiej i tytoniu.Poczuła też męskie ciało, z nieznanymi wybrzuszeniami, tarasami irówninami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]