[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chciała, żebym wychodził na dwór, rósł duży i silnyoraz żebym był heteroseksualny.Przypomina mi Betty Davis w Pózniejszychlatach, tyle że ona była taka przez cały czas.- Naprawdę?- O tak.Przychodziła do mego pokoju i straszyła mego przyjacielaMartina Harrisa.Sądzę, że byliśmy w sobie zakochani, ale to byładopiero czwarta klasa.Naturalnie, ona go nie znosiła, bo na przykładon chodził na lekcje baletu.Otwierała drzwi i wybałuszała na nas oczyz tą swoją niesamowitą miną.Usta pomalowane krwistą szminką.Opierała się ramieniem o framugę, w ręce z grubą bransoletą trzymałapapierosa, niewiarygodnie głęboko się zaciągała i mówiła - tu Edwardzniżył głos -  A cóż wy tu chłopcy robicie? Jak można marnować takipiękny dzień?" - i przez następne półtorej godziny wydmuchiwaładym.Więc wychodziliśmy przed dom na kilka minut, a potemwracaliśmy i bawiliśmy się żołnierzami jak lalkami.- Edward wzruszaramionami.- Ale trudno jej było nie lubić.No, ja przynajmniej jąlubiłem.- Edwardzie - mówię.- Mam nadzieję, że moje pytanie cię nie urazi.Powiedz mi jednak, dlaczego chcesz tu mieszkać?- Nie mam nic przeciwko takiemu pytaniu.Lubię rodziny.Nieznoszę mieszkać sam.A z drugiej strony, nie przepadam za życiem w.w branży.To dla mnie trochę za intensywne.- O?- O tak.Cisza.No to w porządku.Umieram z ciekawości, ale skoro on nie chce mipowiedzieć.- Możesz na mnie liczyć - powiada.- Ja wiem, że ten układ jestniecodzienny.Ale jestem bardzo dobrym współlokatorem.Sprzątam,gotuję, jestem cichy.A poza tym.absolutnie dyskretny.A na dodatekbędę cię strzygł za darmo.Myślę, że się nie obrazisz, jak ci powiem, żeprzydałaby ci się farba. Zanurzam ręce we włosach.- Naprawdę? Widać siwe? Edward z powagą kiwa głową.- Tak są widoczne? Energicznie kiwa głową.- No, mnie to nie przeszkadza.To znaczy, one wyglądają naturalnie.Tak się dzieje, jak wiadomo, gdy człowiek się starzeje.- Kochana, możesz sobie pozwolić na siwe, jak masz sześćdziesiątlat.Teraz jesteś na to zbyt młoda i za atrakcyjna.Polecałbym cikasztanową bazę i miedziane pasemka.W ten sposób twoje oczystałyby się bardziej zielone.Potakuję, zamyślam się przez chwilę.- Dobrze, dam ci znać.Edward zdejmuje płaszcz z wieszaka, staje gotowy do wyjścia.- Możesz do mnie zadzwonić, kiedy chcesz.I nie będę miał żalu, jeślidojdziesz do wniosku, że nie chcesz wziąć mnie za współlokatora.- Och, nie.Ja myślałam o kolorze włosów.Możesz wprowadzić siępierwszego.Siada na powrót.- Naprawdę? - Jego szczęście jest takie rozkoszne, takieprzezroczyste.Oboje siedzimy teraz naprzeciwko siebie, uśmiechającsię z zawstydzeniem.I wtedy Edward przerywa ciszę:- A nie sądzisz, że powinnaś, no wiesz, sprawdzić mnie?Zatelefonować do ludzi, którzy dali mi referencje?Och.Pewnie powinnam coś takiego zrobić.Ale po co? Przecież onnie dałby mi listów od ludzi, którzy by się o nim zle się wyrażali.- Nie ma takiej potrzeby - odpowiadam.Wyciąga rulon papierów zeswojej męskiej torebki.- No, w każdym razie masz je tutaj: od mojego dawnegochlebodawcy, od rodziny, z którą kiedyś mieszkałem, od paruklientów. - Dlaczego się wyprowadzasz? - pytam.- To wydaje mi sięwłaściwym pytaniem - takim, które zadałby ktoś odpowiedzialny.Może należy go też zagadnąć, jak sobie wyobraża swoje życie za pięćlat.- Oni przenoszą się do Arkansas - odpowiada Edward.-Zaproponowali, żebym pojechał z nimi.Wyobrażasz sobie?- No.Edward owija szyję eleganckim szalem, zarzuca płaszcz na ramiona.- Kłaniam się nisko.Patrzę przez okno, jak odjeżdża.Ma małą granatową toyotę.Wyczyszczoną do połysku.Pewnie, że może się wprowadzić.Możenawet pożyczę sobie od niego coś z ubrania.Idę do łazienki, gapię sięw lustro i staram się ujrzeć siebie jako świetnie ubraną rudowłosąpiękność.- Mówisz o TYM koledze Kinga? - Travis wypytuje mnie popołudniu, po powrocie ze szkoły.- O tym Edwardzie? - Wyciągakarton mleka z lodówki, pije prosto z pojemnika.- Co ci o tym mówiłam? - pytam.- O czym?- O piciu z kartonu.- %7łebym tego nie robił.- Wciska mleko do lodówki, zatrzaskujedrzwiczki.- No to dlaczego to robisz?Wzrusza ramionami, przysiada na blacie stołu kuchennego.- Zapomniałem.- No, mniejsza o to - mówię.- A więc mamy nowego lokatora!- A z czego ten facet żyje?Z czego ten facet żyje? Wyczuwam wpływ Davida.- Jest fryzjerem.- %7łartujesz? - Nie, mówię poważnie.Ma własny salon.Travis prycha.- A może jest jeszcze gejem czy kimś w tym w rodzaju?- W istocie jest gejem.Mój syn przestaje się uśmiechać, zeskakuje ze stołu.- Gdzie idziesz?- Do mego pokoju.- Travis! - wołam za nim.- Wróć na chwilę! Zawraca, z wyraznąniechęcią.- Co się dzieje?- Mamo, stajesz się naprawdę dziwna.- Co to ma znaczyć?Kręci głową, wspina się po schodach, zatrzaskuje za sobą drzwi.Przysuwam krzesło do stołu.Czy ja rzeczywiście staję się dziwna?No dobrze, a któż by to miał zamieszkać? Księgowy ze swoją żoną iich 1,4 statystycznego dziecka? Biorę tego, kogo mogę dostać zawspółlokatora.Otwieram drzwiczki zamrażalnika i zaglądam downętrza.Co by tu wybrać na kolację? Kurczaka.Czy to również jestdziwne?Nieco pózniej Travis woła, żebym przyszła do niego.Zamykamdrzwi od pokoju, przysiadam na łóżku i uśmiecham się do synasiedzącego przy biurku.- Co jest? - pytam.- Chcę mieszkać z tatą.No tak, tego się mogłam spodziewać.- Dobrze?- Travisie, kto wyszedł z tą propozycją?- Nie chcę tu mieszkać.Za dużo tu ludzi.- No cóż, muszę mieć tu ludzi, żeby utrzymać dom.Chyba chcesz,żebyśmy zachowali ten dom?- Mnie nie zależy.- Ale mnie zależy. Odwraca się, grzebie w papierach, mrucząc coś pod nosem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •