[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie ma problemu.- Spojrzał na nią ponownie, wieszając w szafiespod-: nie od garnituru.- Pokryję również.po raz ostatni, wydatki z twojej karty kredytowej.Wybiegła do łazienki, a on włożył luzne spodnie koloru khaki i poszedł do kuchni, aby zadzwonić do chińskiejrestauracji i zamówić jakieś jedzenie.Musi coś zjeść.Musi starać się normalnie funkcjonować.Nie wolno mu sięteraz poddawać.Kiedy wykręcał numer, Betsy weszła do kuchni i delikatnie wyjęła mu z ręki słuchawkę.- Przygotowałam dla ciebie kolację - powiedziała miękko.- Kurczaka z czosnkiem, którego tak lubisz.Poczuł się w tym momencie fatalnie.Powoli, z oporem zwrócił się ku Betsy.- Proszę cię, zrozum.Zależy mi na tym, żebyśmy rozstali się w przyjazni.%7łyczę ci jak najlepiej, wierz mi, aleprzecież od początku nikt tu tak naprawdę nikogo nie kochał.Ani ty mnie, ani ja ciebie.Przytuliła policzek do jego barku i nie powiedziała ani słowa.Oplótł ją ramionami i stał tak, właściwie jej nieprzytulając.- Bardzo mi było z tobą dobrze.I tyle - wymamrotała.- Nie lubię, kiedy się na mnie złościsz.I kiedy on się na mniezłości.- Jej ręka spoczęła teraz na kroczu Willa.Stali tak dalej i żadne z nich już się nie odezwało.Betsy pieściła Willa przez spodnie, a on coraz bardziej siępodniecał.Nic na to nie mógł poradzić.Przez całe tygodnie nie robili tego ze sobą.Betsy zapewne miała wiele wad,ale niewątpliwie była atrakcyjna seksualnie.Kiedy zaprowadziła go do sypialni, w jego głowie odezwały się wszystkie możliwe dzwonki alarmowe, ale rozsądeknie zdał się już na nic; ważniejsze było to, by uwolnić się od pragnienia, które wywoływało niemal ból w lędzwiach.Popchnęła go na łóżko, przywarła do niego i zaczęła go rozbierać, szczególną uwagę poświęcając jego slipom.Zdjęła szlafrok i wówczas okazało się, że nic pod nim nie ma.Usiadła na Willu okrakiem, skłoniła się do przodu i pochwili jej pełne piersi80zaczęły wędrować wzdłuż jego ciała, od pasa do twarzy i z powrotem.Był już twardy jak skała.Przewrócił Betsy na wznak, rozchylił jej uda i przez chwilę szukał odpowiedniej pozycji.Zamknął oczy i kiedywszedł w nią wreszcie, usłyszał, jak wykrzyknęła jego imię.Schylił głowę i zaczął się w niej rytmicznie poruszać,ale kiedy nagle otworzył oczy, z przerażeniem stwierdził, że z okładki leżącej na stoliku książki przygląda mu sięElizabeth Winslow.- Co się stało? - spytała Betsy.- Nic, nic - odpowiedział.Zamknął oczy i próbował kontynuować to, co zaczął.Z coraz gorszym skutkiem.Podniecenie opadało z chwili na chwilę.Bardzo szybko.- Przepraszam - wybąkał wreszcie, zsuwając się z Betsy.-Jakoś mi nie wychodzi.Leżała obok, wpatrywała się w niego i mrugała oczami.- Przepraszam - powtórzył raz jeszcze, po czym wstał i ruszył w kierunku łazienki.- Ty cholerny idioto! Nienawidzę cię! - krzyknęła nagle Betsy.Schwyciła szklaną figurkę byka - dar, który otrzymałod firmy Connors & Morganstern po przepracowaniu w niej dziesięciu lat - i cisnęła nią za nim.Figurka uderzyła wścianę i potoczyła się po dywanie.Nie zbiła się.7.W poniedziałek rano dzieci zdecydowały, że za wszelką cenę należy storpedować wyjazd mamy do Nowego Jorku.Oznaczał on bowiem pojawienie się znienawidzonej pani Montell.- Nawet jak odrobię lekcje, to ona i tak nie pozwala mi oglądać telewizji - skarżył się Peter.- Jestem jej za to głęboko wdzięczna - odrzekła Jill.- Wyjdzie ci to jedynie na dobre.- Mamo, ona każe nam jeść wątróbkę - narzekaht Katie.- Wątróbka jest bardzo zdrowa i dzieci powinny ją jeść -stwierdził mąż Jill, Rusty.Był już ubrany i gotów do drogi.- Uwaga! Ona już tu jest! - krzyknął ostrzegawczo Peter.Mali terroryści nie poddali się tak łatwo.Uciekli obojedo łazienki i zamknęli się tam, traktując to jako ostatnią linię obrony.- Zobaczycie, że się pozabijamy - szantażował rodziców Peter.- I bardzo dobrze - oświadczył synowi Rusty.- Będziemy mieli mniej wydatków.Słuchaj, Jill - zwrócił się do żony -zanim te szczeniaki się pozabijają, wyprowadzę wóz z garażu.- Peter! Na litość boską - wyjąkała Jill, spoglądając z nerwowym uśmiechem na panią Montell, która stała obok iprzyglądała się jej z wyrazem głębokiej dezaprobaty.Wiedziała, że-może to rozegrać na dwa sposoby: zwymyślaćdzieci, co by oczywiście poskutkowało, ale jednocześnie jeszcze bardziej pogrążyło ją w oczach pani Montell, któranigdy nie podnosiła głośu, albo próbować je stamtąd wywabić, przemawiając do nich pieszczotliwie, przez drzwi -tak jak przed chwilą - co rzecz jasna nie rokowało szans powodzenia.82- Właśnie, że się powiesimy - oświadczyła Katie.- Tak jak tamten chłopiec.Pani Montell udała się w tym momencie do kuchni.- Jaki chłopiec? - spytała Jill z przerażeniem w oczach.- Ten, co się powiesił - wyjaśnił, chichocząc, Peter.O czym oni, na litość boską, mówią? Odkąd na ich ulicę wprowadził się ten Jack, dwunastolatek, charyzmatycznewcielenie wszelkiego zła, dzieci Jill uczyły się każdego dnia jakichś zadziwiających rzeczy.- Przepraszam - powiedziała pani Montell.Odsunęła ją na bok, wetknęła w zamek trójkątną końcówkę otwieracza dobutelek, przekręciła go i oto nagle drzwi stanęły otworem.Dzieci wrzasnęły i wskoczyły do wanny.- Wynoście się stamtąd! - zakomenderowała pani Montell.Nastąpiła chwila ciszy, po czym dwoje młodychchuliganów,spuściwszy głowy, wyszło posłusznie z łazienki.- A teraz proszę się pośpieszyć, bo spóznicie się do szkoły - stwierdziła rzeczowo pani Montell i najspokojniej wświecie powędrowała do kuchni.- Dajcie spokój, dzieciaki - błagała szeptem Jill.- Bądzcie grzeczne.Przecież ja nie jadę do tego Nowego Jorku dlawłasnej przyjemności, tylko.- No i co z tego! - rozpłakał się Peter.- Dlaczego zostawiasz nas akurat z nią?- Bo tylko jej mogę w pełni zaufać.- Jill schyliła się i pocałowała najpierw syna, a potem córkę w czoło.- Mojekochane, niegrzeczne dzieciaki, czy wy nie rozumiecie, jaka ja jestem zmartwiona tym, co stało się z ciocią Sissy? Askoro tam jadę, to chcę mieć absolutną pewność, że moje maleństwa są tu bezpieczne i nic im nie grozi.- Maleństwa! - prychnął gniewnie Peter i oddalił się korytarzem.Jill wiedziała jednak, że nie będzie już z nimkłopotów.Ten argument z ciocią Sissy najwyrazniej do niego przemówił.W końcu nikt w całej szkole nie miałpięknej ciotki, która została zamordowana.- Wszystko w porządku? - spytał Rusty, gdy wsiadła wreszcie do samochodu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]