[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdy Wedmont kołysał ją wramionach, Sophie zrozumia-ła, że musi odejść.Keene zapewne skorzysta z okazji, bywy-głosić kazanie.Nawet wtedy, gdy pomógł jej zejść z gzym-su, nie pocieszał jej w żaden sposób.A tym razem jeszczebardziej potrzebowała pocieszenia.Ostatnią rzeczą, którejpragnęła, była jego reprymenda.Keene wpadł do pokoju jak burza.Oczy przesłaniała muwściekłość.Rzucił się na Victora, chwycił go za surdut i ode-rwał od Sophie.- Trzymaj się z daleka od mojej żony.Rzucił Victoremo ścianę, przewracając przytymmałystoik.MaryFrances podeszła, byustawić mebel na nowo.Wedmont obrócił się, a na jegotwarzyodmalował się gniew.- Dokroćset! Czywolałbyś, żebympozwolił jej spaść?Keene zwrócił się do żonyz wykrzywioną gniewemtwarzą.- Coś tyznówwymyśliła? Rozumci odjęło?janessa+AScarlettusolad-nacs 305Sophie z trudemprzełknęła ślinę i podniosła brodę.- To, cozrobiłam, byłoznacznie bardziej rozsądneniż prze-mawianie do zdesperowanego człowieka, którychce się zabić.Victor podszedł doSophie i otoczył ją ramieniem.- Mój Boże, ona potrzebuje wsparcia, a nie łajania.Davies odepchnął Victora gwałtownie wstronę otwarte-gookna.- Nigdywięcej nie dotykaj mojej żony.Popchnął przyjaciela jeszcze raz, a ten zachwiał się do ty-łu i chwycił się okiennych kwater.Przez chwilę Sophie była pewna, że jej mąż zamierza wy-pchnąć Victora przez okno.Keene chwycił Wedmonta zaklapy.- Nie.- Zamierzasz znów próbować zabić własnego brata? -Twarz Victora pociemniała tym razem tak samo jak twarzKeene'a.- Co takiego? - Davies odchylił się do tyłu tak, jakby ktośwymierzył mu siarczysty policzek.Victor pokręcił głową, poprawił surdut i odsunął się odokna.Stali naprzeciwko siebie, podobni jak dwie krople wo-dy.Victor miał wprawdzie odrobinę jaśniejsze i dłuższe wło-sy, ale ich wykrzywione gniewem twarze były tak podobne,że wykluczało to zbieg okoliczności.Wedmont stał prosty jak struna i patrzył na Daviesa z po-gardą.Twarz Keene'a przybrała niecobardziej zagadkowywy-raz.Gniewustępował miejsca niedowierzaniu i niepewności.- Wystarczy, Keene - powiedziała Sophie.- Chciałemcię wciągnąć na górę - wyszeptał.Victor wygładził klapysurduta.Podszedł dostojącej wką-cie MaryFrances i objął ją ramieniem.Panna Chandler trzy-mała dziecko Amelii.- Aco z George'em? - zapytała Sophie, patrząc na rodzin-ny obraz, który stworzyli Victor, Mary Frances i Regina.- O, Boże, nic ci się nie stało? Nie chciałemcię zrzucić.-George i Amelia weszli właśnie do pokoju.George ciągnąłza sobą sznurek, a żona wisiała na jego ramieniu, jakby gojanessa+AScarlettusolad-nacs 306chciała za wszelką cenę zatrzymać.Keeting opadł na krzesłoi ukrył twarz wdłoniach.- Przepraszam.- Nic się nie stało.- Victor stanął obok Keene'a.Na twarzyKeene'a pojawił się grymas bólu.Sophie chcia-ła podbiec do męża, by go pocieszyć.Tymczasem on minąłVictora i zamknął okno.Gdy się do nich odwrócił, jegotwarz była kamienną maską.Amelia usiadła obok męża.Wzięła goza ręce.- Chcę wrócić do domu, George, ale nie możesz mnietraktować, jakbym była najgorszą osobą pod słońcem.Tytakże postąpiłeś bezmyślnie, raniąc innych ludzi.- Pragnę, żebyś wróciła.Nie mogę żyć bez ciebie, ale stra-ciłem więcej pieniędzy, niż mogę wypłacić.Będziemy tonąćwdługach do końca życia.Narobiłemznacznie gorszego za-mieszania niż ty.- Moglibyście sprzedać tę wazę, która stoi na dole.MaryFrances twierdzi, że jest warta dwadzieścia tysięcy funtów-zasugerowała Sophie.- Wtym domu są jeszcze inne dzieła sztuki.Widziałamna przykład obraz, najprawdopodobniej Holbeina - wtrąci-ła Mary Frances.Na twarzy George'a pojawił się cień nadziei, po to tylko,by zaraz zniknąć.- I tak nie damrady.Nie mogę zapomnieć, że to dzieckonie jest moje.- Nie musisz.Zrób tylko tyle, ile jest w twojej mocy.Toi tak nie ma znaczenia.Albo ja i Mary Frances możemy jązabrać i wychować jak nasze dziecko.Panna Chandler aż podskoczyła.Czy wiedziała, że trzy-ma na ręku dziecko Victora?- Keene twierdzi, że.- Keene nie ma pojęcia, jak dobrze trafił.- Głos Victorazaprawiony był jadem.- Mógł go wychowywać człowiek,który go spłodził, a któryzapominał o istnieniu własnego sy-na, który nie troszczył się o to, by na stole było dość jedze-nia i by wszyscy mieli co na siebie włożyć.Mógł patrzeć, jakjego matka marnieje i usycha z tęsknoty, wiedząc, że jej mążjanessa+AScarlettusolad-nacs 307spłodził co najmniej pół tuzina bękartówze swoimi przyja-ciółkami, z których część wcale nie chciała uczestniczyćwtymakcie.Davies skrzyżował ramiona na piersiach i wbił wzrokw podłogę.Victor obrócił się jednak i popatrzył na niego.- Nie, Keene nie ma pojęcia, co to znaczyzazdrościć swe-mu przyrodniemu bratu, któryma troskliwegoojca.Mógł od-czuwać niedosyt miłości, ale nigdy nie zdobył się na to, byspróbować spełnić oczekiwania człowieka, który go wycho-wał.Nigdynie wątpił, że jego podstawowe potrzeby i tak zo-staną zaspokojone.I nie odziedziczył kupy rodowych gruzówbez majątku, dzięki któremu można byje utrzymać, bez farm,zapewniających dość jedzenia, za to całymogromemdługów.Sophie spojrzała na męża.Mógł przecież przerwać Victo-rowi i powiedzieć, że wcale nie odziedziczywielkiego mająt-ku swego ojca, jednak milczał.Patrzył tylko na Wedmonta.- Nasz ojciec był podłym draniem i nawet nie wiesz, ja-kie szczęśliwe miałeś życie.Myślisz, że ja mógłbymlekką rę-ką oddać swej żonie całkowitą kontrolę nad odziedziczonymprzez nią majątkiem?Całkowitą kontrolę? O czym on mówi? Sophie poczułana sobie spojrzenie Victora [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •