[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z jakichś powodów wydawało mu się, że jest niezdarny,kiedy tylko czuł na sobie spojrzenie jej nakrapianych oczu.Niejeden raz uderze-nia młota wychodziły mu niezgrabnie, aż pan Ajala w zdziwieniu spoglądał nańspod zmarszczonych brwi.W obecności dziewcząt często odnosił wrażenie, żejest niezgrabny, zwłaszcza kiedy uśmiechały się do niego, ale Zarine nie musiałanawet się uśmiechać.Wystarczało, że tylko patrzyła.Ponownie próbował dociec,czy jest ona właśnie tą piękną kobietą, przed którą ostrzegała go Min. Lepsze to, niż żeby miała być sokołem.Ta myśl zaskoczyła go do tego stopnia, że aż się potknął. Nie chcę, by coś, co zrobię, dostało się w ręce jednego z Przeklętych.Jego oczy zalśniły złotem, gdy na nią spojrzał. Gdyby było to dla WysokiegoLorda, jak mógłbym przewidzieć, gdzie skończy?Zadrżała. Nie chciałem cię przestraszyć, Fai.Zarine.Uśmiechnęła się szeroko, bez wątpienia sądząc, że on nie może tego zobaczyć. Jeszcze się przewrócisz, wiejski chłopcze.Pomyślałeś kiedyś o zapuszcze-niu brody?251 To niedobrze, że ona naśmiewa się ze mnie, ale jeszcze gorsze jest to, żenajczęściej w ogóle nie rozumiem, o co jej chodzi!Kiedy dotarli do frontowych drzwi gospody, napotkali Moiraine i Lana, którzynadeszli z przeciwnej strony.Moiraine miała na sobie ten lniany płaszcz z szero-kim kapturem i głębokim wycięciem, które skrywało twarz.Zwiatło wypadająceze wspólnej sali gospody rozlewało się żółtymi kałużami na kamieniach chodni-ka.Dwa lub trzy powozy przetoczyły się obok, w zasięgu wzroku dostrzec możnabyło kilkunastu ludzi spieszących do domów na kolację, ale najczęściej ulicę za-ludniały cienie.Sklep tkacza zamknięty był na głucho.Panowała zupełna cisza. Rand jest w Azie. Chłodny głos Aes Sedai dobywał się z głębin kapturaniczym z otworu jaskini. Jesteś pewna? zapytał Perrin. Nie słyszałem, by wydarzyło się cośdziwnego.%7ładnych ślubów ani wysychających studzien.Zobaczył, jak na czoło Zarine wypełza mars, znamionujący pomieszanie.Mo-iraine nie wprowadziła jej jeszcze we wszystko, on również nie.Pilnowanie, byLoial nie mówił zbyt dużo, było znacznie trudniejszym zadaniem. Nie słyszałeś plotek, kowalu? zapytał Strażnik. Są i śluby, w ciąguostatnich czterech dni tyleż samo, ile przedtem przez pół roku.I tylekroć mor-derstw, ile przez cały rok.Dziecko wypadło dzisiaj z balkonu wieży.Sto krokówna brukowaną nawierzchnię.Wstało i pobiegło do swojej mamy bez jednego ska-leczenia.Pierwsza z Mayene, gość w Kamieniu od jesieni, oznajmiła dzisiaj, żepodda się woli Wysokich Lordów, po wczorajszym oświadczeniu, że raczej wo-lałaby widzieć Mayene i wszystkie jej statki obrócone w popiół, zanim choćbyjeden z taireńskich lordów prowincji postawi swą nogę w jej mieście.Nie powa-żyli się jeszcze jej torturować, a ta młoda kobieta ma wolę twardą jak żelazo, więcpowiedz mi, czy nie sądzisz, że to może być dzieło Randa.Kowalu, od początkudo końca, Aza wre niczym czajnik. O tych rzeczach nie trzeba mi mówić oznajmiła Moiraine. Perrin,czy śniłeś o Rundzie zeszłej nocy? Tak przyznał. Znajdował się w Sercu Kamienia, trzymał ten miecz. poczuł, jak stojąca obok Zarine lekko szura nogą ale martwiłem się, że jakdotąd nie śnię o żadnych cudach.Ostatniej nocy miałem tylko koszmary. Wysoki mężczyzna? zapytała Zarine. Z rudawymi włosami i sza-rymi oczyma? Trzymał coś, co rozsiewało blask tak jaskrawy, że aż raził oczy?W miejscu, gdzie wszystko zabudowane jest kolumnami z czerwonego kamienia?Kowalu, powiedz mi, że nie tak wyglądał twój sen. Widzisz powiedziała Moiraine. Dzisiejszego dnia słyszałam setkirazy, jak opowiadano mi ten sen.Wszyscy mówią o koszmarach.Be lal najwy-razniej nie stara się osłaniać swoich snów.ale ten występuje najczęściej. Za-śmiała się nieoczekiwanie, głosem, który przypominał chłodny dzwięk malutkichdzwoneczków. Ludzie mówią, że on jest Smokiem Odrodzonym.Powiadają,252że nadchodzi.Szepczą o tym bojazliwie i tajemniczo, ale tak właśnie uważają. A co z Be lalem? zapytał Perrin.Replika Moiraine była niczym wychłodzona, hartowana stal. Zajmę się nim dzisiejszej nocy. Nie wyczuł od niej ani śladu woni stra-chu. Zajmiemy się nim dzisiejszej nocy poprawił ją Lan. Tak, mój Gaidinie.Zajmiemy się nim. A co my mamy robić? Siedzieć tutaj i czekać? Po tej zimie, spędzonejw górach, na całe życie mam już dosyć czekania, Moiraine. Ty i Loial.oraz Zarine.pojedziecie do Tar Valon oznajmiła.Dopóki wszystko nie dokona się.To będzie dla ciebie najbezpieczniejsze miejsce. Gdzie jest Ogir? zapytał Lan. Chcę, byście wyruszyli na północ takszybko, jak to tylko możliwe. Przypuszczam, że na górze odrzekł Perrin.W swoim pokoju, albo możew jadalni.W oknach na górze palą się światła.On bez przerwy pracuje nad swoiminotatkami.Myślę, że w swej książce wiele będzie miał do opowiedzenia na tematucieczek.Zaskoczony był goryczą pobrzmiewającą w jego głosie. Zwiatłości, głupcze, czy chcesz stanąć twarzą w twarz z jednym z Przeklę-tych? Nie.Nie, ale zmęczony jestem ciągłym uciekaniem.Pamiętam, że raz nieuciekłem.Pamiętam, jak walczyłem i to było znacznie lepsze.Nawet wówczas,gdy sądziłem, że zginę, wtedy też było lepiej. Pójdę go poszukać zaproponowała Zarine.Nie wstydzę się przyznać, żebędę zadowolona, jeśli uda mi się uciec przed tą walką.Weszła pierwsza do środka, jej wąskie, rozdzielone spódnice zaszeleściły lek-ko.Idąc za nią w kierunku schodów, Perrin obrzucił szybkim spojrzeniem wspól-ną salę.Przy stołach zgromadziło się mniej ludzi, nizli się spodziewał.Niektórzysiedzieli samotnie, patrząc przed siebie pustym wzrokiem, ale tam, gdzie dwóchlub trzech zebrało się razem, toczyła się przestraszonym szeptem rozmowa, takcicha, że nawet jego uszy ledwie mogły pochwycić jej oderwane fragmenty.Jed-nakże posłyszał słowo Smok , wypowiadane po kilkakroć.Kiedy dotarł na szczyt schodów, usłyszał cichy odgłos, głuche uderzenie cze-goś, co upadło na podłogę ich prywatnej jadalni.Spojrzał w tamtą stronę, w głąbkorytarza. Zarine? Nie było odpowiedzi.Poczuł, jak włosy jeżą mu się na karku,poszedł w tamtą stronę. Zarine? Otworzył drzwi na oścież. Faile!Leżała na podłodze w pobliżu stołu.Kiedy jednak chciał wbiec do pokoju,rozkazujący krzyk Moiraine zatrzymał go w miejscu.Stój, głupcze! Stój, jeśli ci życie miłe! Powoli przeszła przez korytarz z po-chyloną głową, jakby czegoś nasłuchiwała, albo szukała.Lan szedł za nią z dłonią253wspartą na rękojeści miecza i takim spojrzeniem, jakby z góry wiedział, że stal nanic się nie przyda.Dotarła pod same drzwi i zatrzymała się. Cofnij się, Perrin.Cofnij się!Przeżywając katusze, spojrzał na Zarine.Na Faile.Leżała tam, jakby zupełniepozbawiona życia.Na koniec zmusił się, by odejść krok od otwartych drzwi, i sta-nął tam, skąd mógł ją widzieć.Wyglądała, jakby była martwa
[ Pobierz całość w formacie PDF ]