[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.We arę the Sultans.We arę the sultans of Swing.Przerwy są krótkie.W kontrakcie stoi, że mamy grać cztery półgodzinne sety zpółgodzinnymi odpoczynkami.W praktyce już po dziesięciu minutach menedżer, bezlitosnyIndonezyjczyk imieniem Sudono Fu Er Xiao, zaczyna posyłać nam znaczące spojrzenia, a popiętnastu robi się naprawdę nieprzyjemny i trzeba zmykać na scenę.Schodzimy kwadrans po trzeciej, zmęczeni, ale szczęśliwi.Siadamy do gratisowej kolacji.Dziś schabowy, frytki i kapusta.Chili na szczęście opcjonalne.Piwo, też na szczęście,obowiązkowe.Podchodzi paru ang-mo pogratulować dobrego koncertu.Szczególnie nasza specjalnośćzakładu - funkująca wersja Another Brick in The Wall" (trochę a la Red Hot Chili Peppers) siępodobała. Sym-pathy for the Devil", przerobione na cięższe brzmienie, też.Dwie dziewczyny w jednoczęściowych strojach kąpielowych, z kwiecistymi chustami,obwiązanymi wokół bioder w charakterze spódnic, pytają, czy gramy tylko w piątki.Fanklub,czyli nasze groupies przy stoliku, patrzy na nie wrogo.Peter usiłuje przekonać swojągroupie, że Hammit jest dużo lepszą partią od niego,mężczyzny już zajętego.Hammit, jak zawsze spokojny i cichy, kręci tylko głową z uśmiechemi znika w mroku.Zostajemy w korowym składzie Little Noise.Plus groupies.Moja trzyma się mnie kurczowo, może tym razem nie ucieknie, jak ta w zeszłym tygodniu.Tamta czekała kwadrans, kiedy ściągałem z perkusji swoje blachy i werbel, zbierałem pałki.W końcu, gdy obładowany jak wół ruszyłem do taksówki, już jej nie było.Poleciała zaAllanem.Ciekawe, co powie Meera.A raczej, co by powiedziała, gdyby wiedziała, bo nie ma jejteraz w Singapurze.Allan twierdzi, że za nią tęskni, ale ja jestem sceptyczny.Dziwnie leczytę tęsknotę.Jest czwarta nad ranem.Dziewczyna przynosi mi na scenę kolejne piwo i pyta, czymoże pomóc pakować talerze do torby.Groupie cum roadie.%7łyć, nie umierać.We arę the Sultans of Swing.Zni mi się jazgot cykad.Nie, to nie sen.Zaraz.Mieszkam na jedenastym piętrze, cykady słychać na dole, w drzewach, ale przecieżnie tutaj.Obracam głowę i zupełnie już rozbudzony patrzę na młodą damę, rasy chińskiej, aurody niebagatelnej, chrapiącą rozkosznie z ustami o parę centymetrów od mojego ucha.O kurczę, nic nie pamiętani.Delikatnie unoszę prześcieradło, służące mi w co gorętszenoce za kołdrę.Aadna.szczuplutka.Biustu niestety brak, ale nie bądzmy zbyt wybredni.Ileto już czasu.zaraz, a jeśli ona jest niepełnoletnia?A może nic się nie stało? Może to jakaś kuzynka mojej gospodyni? Może byłem zbytzmęczony albo wypiłem o jedno piwo za dużo i po prostu poszedłem spać.?Rozliczne dowody zbrodni, porozrzucane wokół łóżka, wskazują na całkiem inną wersjęwydarzeń.Chrapanie ustaje.Zamykam oczy i zamieram w bezruchu.Zaraz, jak ona ma na.Dziewczyna cicho jęczy, przewraca się.Maca przez chwilę dookoła, potem znajdujemoją dłoń, ściąga w dół i robi mi niemą, acz niedwuznaczną propozycję nie do odrzucenia.Przysięgam, nie wiedziałem, ile ona ma lat, panie sędzio.Z łazienki dobiega szum prysznica.Włączam wiatrak pod sufitem, bo okno jest zasunięte - nic dziwnego, że spływam potem.Wstaję je otworzyć i zaraz rezygnuję - nie będę raczył sąsiadów z naprzeciwka darmowympokazem, nietkniętym brzytwą singapurskiego departamentu cenzury.Patrzę na różowy portfel z czarno-białym logo Hello, Kitty.W środku na pewno jestjakiś dokument z jej imieniem.Zajrzeć, nie zajrzeć? A jeśli to będzie.legitymacja szkolna?!Lepiej już nie wiedzieć.Odkładam portfel i opadam na łóżko.Dziewczyna wraca, zawinięta w mój stary ręcznik z napisem Givenchy" (cudem sięjednak uchował) - prezent od nie pamiętam już kogo.Wskakuje na materac, klęka, zabierasię do rozczesywania włosów.Postanawiam rozegrać to jak mężczyzna.Wyciągam rękę:- Witam w moim skromnym domostwie! Jestem Paweł.PawełOstraszewski.Bardzo mi miło.Dziewczyna chichocze.- Spoko, ja też nie pamiętałam, jak ty nazywasz się! Manfredato już znam, la! Ciebie dopiero od wczoraj.Milutki jesteś.kurde,już dziesiąta? Tata mnie zabije!Na dzwięk słowa tata" przełykam głośno ślinę i sięgam drżącą trochę ręką po szklankę zlodem, poprawka, z letnią wodą.Gdzie mój przyjaciel Alek Seltzer?Dziewczyna kończy zapinać stanik, składający się głównie z wkładki, kiedy dzwonitelefon.Nieszczęścia chodzą stadami." Paweł?" Aaa, Hitomi.? Jak miło, że dzwonisz." Ktoś u ciebie jest, prawda?" %7łe co.? Aaa.Skąd, la! No coś ty! Znaczy." Paweł!" No przecież.bo ja w ogóle.Właśnie miałem do ciebie.- Bakal - syczy Hitomi i rzuca słuchawką.Siedzę na podłodze, czując się jak ostatnie bydlę, i patrzę na tajemniczą znajomą,wkładającą sandały na bose, opalone w kratkę stopy." Czekaj, przynajmniej cię odprowadzę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]