[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Jesteś en beaute  rzucił jej jakbypod nogi mąż, nogi, obute w wązkie, lśniące buciki ze skóry koloru sukni.Uśmiechnęła się tak, jak ta, która nie ma nic więcej do czynienia w życiu, jak być piękną i piękność tę pielęgnowaćstarannie.Przechodząc przez salon, zerwała z żardinierki pęk anemonów białych, lotnych, podobnych do motyli.I teraz poczuła, że opada ją lęk, niepokój, że, gdyby zatrzymała się na krawędzi, zobaczyłaby siebie bez godności,człowiekiem, nie trzymającym się na wodzy, kimś, kto nie zaczął nawet swego wykształcenia duchowego.I, czując to, szła na oślep, twardo, uparcie, brnąc, jakby w burzany, wiedząc, że chce walczyć z niemożliwem, aprzecież stając do walki z rozkrzyczaną, niepewną i oślepłą duszą.VI.Wendowa oczekiwała ich widocznie. Ubrana, jak zawsze, w swe angielskie wełny, z wysoką bielą kołnierzyka pod żółtą bladością twarzy, powitała Renę ztą serdeczną obojętnością, której tajemnicę mają damy ze wsi, tak wylane w swych sympatyach, a przecież zamknięte,niedostępne w krągu swych uczuć.Cała zdawkowa masa zainteresowania posypała się, jak kosz trocin.Wspomnienia matki Reny, Zaleszyniec wystąpiły na plan pierwszy.Dawniej Rena uczułaby dotkliwie ten pewien ton dyskretnego współczucia tych, którzy jeszcze posiadają, dla tych,którzy już nic nie mają.Lecz obecnie, jak uderzenie młotem, padało co chwila w rozmowie słowo Czesio, i oto, jak rozpalone iskry, miotały siędokoła Reny.Gdy Wendowa, cała przejęta roląwdzięcznej pacyentki, zwróciła się do Brzeziewicza z zapytaniem o Adzia, w Renie zachichotało nagle piekielnie:Babcia.babcia.Siedziała, uśmiechnięta, szablonowo, z rękami utopionemi w olbrzymiej, delikatnej mufce, która okrywała jej kolana.Wendowa bacznie patrzyła na nią, taksując jej urodę, wzrost i ręce.Nigdzie bowiem, jak w tych stronach Polski, nie oceniają, nie ważą tak piękności kobiecej skrupulatnie, jak na tychPodolach, Wołyniach, Ukrainach.Rzecby można, że pierwsza kobieta, która się pojawiła na tych bezkresnychrówniach o szmaragdowej, trochę nadpalonej barwie, lub powstała z piany szumujących bratków, fijołków, anemonów,hyacentów, storczyków, przetykanych srebrem polotnem traw stepowych, była tak piękna, jak antyk jakiś z muzeumBiamo w Genui lub ta niezapomniana Magdalena Tycyanowska, rozsiewająca swą delikatną gracyę w galeryi Pittiflorenckiej.I dziś każdą wyrosłą z tych ziem kobietę niemal miarą jakąś estetycznych przykazań oceniają i wyprowadzają jej prawodo życia.Mała głowa, wysoki wzrost, spadzistość ramion, smukłość szyi, złotawa barwa skóry, gąszcz włosów iprzedewszystkiem wyraz oczów,określonych trochę podniesionemi, dziwnemi liniami brwi.Zarys więc od bioder doskonały, wdzięczny i rozkosz czarujących stóp książęcych, leniwych i delikatnych, o chodzielekkim, ledwo dosłyszalnym, jakby muśnięcie skrzydeł.I każda z tych kobiet, wypieszczona pięknością, bada drugą, jakby, czytając jej paszport, dozwalający zasiąść wjednym kręgu.Rena była tą pięknością, a jednak tu i ówdzie bezczynne życie miejskich klatek nałożyło swe warstwy miękkiegotłuszczu i zacierało zwłaszcza spadek ramion, ponad które winna sie wznosić drobna, mała kształtna głowa.W jednej chwili uczuła to Rena.Ogarnął ją gniew i zadominował nad dramatycznością sytuacyi.Zaczęła zazdrościćWendowej tej suchości skóry, odznaczającej dokładnie szkielet.Słowo Czesio biło w ten jej gniew rozpalonym młotem.Mimo to uśmiechała się. Cztery lata. oznaczała uprzejmie wiek Adzia na zapytanie Wendowej. Ach! to jeszcze bobo. odwzajemnia jej uśmiechem pani Wende.Drzwi otworzyły się. A to moje bobo!.dodaje dowcipnie i w świetle złotawem, filtrowanem przez de likatną koronkę firanek zjawia się sam Wende bardzo uprzejmy, śpieszący naprzeciw gości, jakby z wielką radością iserdecznem zadowoleniem.Ręka Reny przez chwilę spoczywa w dłoni Wendego.Oczy ich zbiegają się i rozbiegają [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •