[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Stara panna w gustownej czarnej bluzce zkoronkowym kołnierzykiem bardziej niż kiedykolwiek przypominała królową Bonę naemeryturze. Cholerka, chyba jednak postanowiła mnie poderwać?.Moje niepokoje rozwiałwyschnięty jak szkielet mężczyzna, na oko stuletni, odziany w kraciasty szlafrok, z długą,chudą szyją strusia. Aącznik przybył? zapytał, przewiercając mnie wzrokiem. Nie tatusiu, to tylko mój kolega ze szkoły, profesor Podlaski.Starzec chyba nie usłyszał odpowiedzi, bo obrócił się naraz i z chytrym uśmiechemwystrzelił palcem w stronę mojej piersi. Bitwa pod Wagram, urwisie! 6 lipca 1809 roku wyrecytowała za mnie panna Wierzchowska. Ciebie nie pytam, Anno.Nie podpowiadaj! zgromił ją starzec. Marengo! wycelowany we mnie palec nie opadł ani o centymetr. Czerwiec roku tysiąc osiemsetnego.daty dziennej chwilowo nie pamiętam wyjąkałem speszony. Czternasty, ale jak na ciebie to i tak dobrze, leniuchu.Tak trzymać.Czterdzieściwieków patrzy na nas! to mówiąc, zakręcił się na pięcie i wyszedł równie nagle jak siępojawił. Biedny tata powiedziała Wierzchowska, przekręcając klucz w drzwiach, za którymizniknął. Ciągle wydaje mu się, że uczy w szkole.Jego Alzheimer postępuje ostatnio corazszybciej.Czasami bierze mnie za swoją matkę, kiedy indziej za żonę albo którąś z uczennic.Tylko pamięć do faktów historycznych i dat ma nadal doskonałą.Z przedpokoju weszliśmy do saloniku, w którym książki wypełniały każdy skrawekściany.Zarówno stare, o skórzanych grzbietach, z blednącymi złoceniami, jak i nowszewydane w latach stalinowskich na gazetowym papierze, za to w gigantycznych nakładach. Póki zdrowie pozwalało, tata wspólnie z kolegami spotykał się tu raz w tygodniu,wymieniali się informacjami, rękopisami, dokumentami.Organizowali takie małe archiwum zczasów II Rzeczpospolitej i lat okupacji.Niestety, jego towarzystwo wykruszyło się, a tata.sam pan widzi.Na stole pojawiła się kawa i kruche ciasteczka własnego wyrobu.Trochę mnie towzruszyło.Podobne robiła dawnymi laty ciocia Regina. Czego pan szuka, panie Maćku, i w czym mogę panu pomóc? powiedziała, siadającnaprzeciwko mnie.Opowiedziałem jej o swym problemie genealogicznym, pomijając rzec jasna wątek snów. Ciekawa sprawa zmarszczyła brwi. Działalnością komunistycznej konspiracjizajmowaliśmy się marginalnie, ale wszystko co mamy, łącznie z indeksem osobowym jest dopana dyspozycji. Bardzo dziękuję, tylko jak.? Mógłby pan z tego wszystkiego korzystać.Tylko, że tata.Może umówmy się tak.Przestudiuje pan nasz katalog, co będzie trzeba, pożyczę.A jeśli pojawi się jakaś kwestia,nazwisko do sprawdzenia, sama poszukam.Wsparcie okazało się interesujące, a obraz okupacji, jaki rysował się na podstawie tychdomowych zbiorów był zupełnie różny od tego, jaki przekazywały oficjalne opracowania.Jednak w ciągu paru pierwszych spotkań nie udało mi się znalezć tam niczego, co rzuciłobywięcej światła na dzieje Róży vel Marysi alias Narcyzy , czy na zagadkę mego poczęcia.Cogorsza, owa kwerenda znów odbywała się kosztem Marty.Na tym odcinku również nieukładało się najlepiej.Nie znaczy, żeby wygasł afekt, jednak pojawiły się ogromneutrudnienia aby go kontynuować.Pierwszego pazdziernika zrozpaczona dziewczynazakomunikowała mi, że jej ciotka wynajęła mansardę jakimś studentom. Zupełnie nie wiem, gdzie się teraz będziemy spotykać powiedziała, wyginając usta wpodkówkę.Oczywiście przedpołudniami było wolne moje mieszkanie (Grażyna szła do pracy, aBasia do przedszkola).Jednak nie uważałem tego miejsca ani za miłe, ani za bezpieczne.Sąsiedzi należeli do wścibskich, wredny wf-men mieszkał na tym samym osiedlu.Poza tymGrażyna zawsze mogła zle się poczuć, albo z jakiegokolwiek innego powoduniespodziewanie wrócić z pracy.W dodatku kochanie się w warunkach stresu też niewychodziło nam najlepiej, natomiast nadchodzące chłody i opadanie liści coraz bardziejutrudniały pieszczoty w plenerze.W tej sekwencji porażek mogłem odnotować tylko jeden jaśniejszy punkt.Zniknęływszelkie objawy zainteresowania się mną osób trzecich, nie zauważałem żadnych śladówinwigilacji, a tym bardziej rewizji, skończyły się głuche telefony i tajemnicze samochodypodążające w ślad za mną.Zupełnie tak jakby mój przeciwnik bez twarzy zwątpił, podobniejak ja, w możliwość sukcesu prowadzonego przeze mnie śledztwa.Pojawił się za to jeszczejeden powód do zmartwień. Czy ty przypadkiem nie jesteś chory? zapytała któregoś ranka przy śniadaniuGrażyna.Patrzyła na mnie tak, jakbym był zoologicznym okazem pod mikroskopem. Skąd to przypuszczenie? żachnąłem się. Czuję się całkiem normalnie.To jej nie przekonało. Obserwuję cię od paru tygodni i zupełnie cię nie poznaję powiedziała. Trochę schudłem, to prawda przyznałem, zastanawiając się w duchu, czy jest tobardziej efekt seksualnej gimnastyki z Martą, czy chandry wynikającej z komplikacji nawszystkich frontach. Nie o to chodzi! Znam cię tyle lat, a jednak ostatnio bywa, że cię nie poznaję.Gadaszdo siebie po nocach, potem wstajesz z łóżka i godzinami przesiadujesz w kuchni.Myślisz, żeja tego nie zauważam? A najgorsze, że i w ciągu dnia częściej stajesz się nieobecny. Ja? Kiedy? Prawie codziennie.Siedzisz przy telewizorze i śpisz jak zając z otwartymi oczami. Dziwisz się? Każdy wie, że program naszej telewizji jest wybitnie usypiający. Ale ty masz cały czas otwarte oczy.Tylko zachowujesz się tak, jakby ciebie tu wcale niebyło.Bywa, że mówię do ciebie, a ty w ogóle nie reagujesz.Jestem przerażona, Macieju.Trochę się zaniepokoiłem.Podobne sygnały otrzymywałem nie tylko od żony.Martarównież narzekała, że zdarza mi się odpływać.Czyżby tamten świat w miarę upływu czasudziałał na mnie silniej niż ten rzeczywisty? Przesadzasz z tą nieobecnością, widocznie zamyśliłem się wyjątkowo głęboko próbowałem zagłuszyć obawy żony. Tylko to wcale nie wyglądało na zamyślenie.Jestem niezłym materiałem na hipochondryka, więc w duchu uznałem, że obie paniechyba mają rację.Działo się ze mną coś, czego nie potrafiłem wyjaśnić.Najgorsze, żeniezwykła przypadłość dopadała mnie nawet podczas lekcji.Któregoś dnia opowiadałemwłaśnie o bogactwach naturalnych Związku Radzieckiego, kiedy jakiś ruch ptak naparapecie, a może tylko porywiste uderzenie wiatru odwrócił moją uwagę od klasy.Zamilkłem.Naraz zobaczyłem przed sobą uchylone drzwi.Ktoś pchnął mnieenergicznie.Wypadłem na zewnątrz.Uderzyła mnie fala gorącego, letniego powietrza.Wpobliżu ktoś krzyczał.Słychać było strzały.Sporymi jak na kobietę susami, dopadłem wylotuuliczki. Spokojnie, Narcyzo rozległ się głos.Z zarośli wynurzył się wysoki blondyn ozaczesanych do góry włosach. Długi , tak to był Długi.Pseudonim nie mówił mi nic, alemojej matce był najwyrazniej doskonale znany.Wiedziała nawet, że mężczyzna ma imię maBolek. Wrócisz tam powiedział dobitnie Długi. Wrócisz, zabierzesz pieniądze.Ja będęcię ubezpieczał.Wróciła
[ Pobierz całość w formacie PDF ]