[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Patrzę, ale nic takiego nie widać.Jest za to potwornie szeroka ulica, a ja nie wiem, jakprzejść na drugą stronę.Nieopodal widzę przejście dla pieszych, ale nawet przy zielonym świetlewciąż przejeżdżają skręcające samochody.Kierowcy w ogóle nie patrzą.Stoję i myślę, żeFrancuzi są okropnymi egoistami, szczególnie ci w samochodach. Mark, trzymaj mnie mocno za rękę.Zapala się zielone światło i ruszamy; dwukrotnie musimy przepuścić przejeżdżającesamochody.Kiedy włącza się czerwone światło, jesteśmy dopiero w połowie jezdni.Bardzo sięboję.Teraz wszystkie samochody muszą się zatrzymać, żebyśmy mogli przejść.Sprawdzamtabliczkę i widzę, że wciąż jeszcze nie jesteśmy na boulevard Raspail.Musimy minąć jeszczedwie ulice, zanim dochodzimy do tej, której szukałam.Dzieciom to nie przeszkadza.Czuję się lepiej, gdy znowu jesteśmy na chodniku, i mogę się rozejrzeć.Z metalowych kratekwyrastają drzewa.Gdzieniegdzie opadają liście, a Mark biega, próbując je złapać.W chwili gdymam ochotę zawrócić, dochodzimy do rue de Fleurus i teraz widzę park na końcu ulicy.Gdymijamy hotel, zaglądam do środka w nadziei, że spotkam kogoś znajomego.Bardziej pogodniepatrzę na rzeczy, które mam już za sobą.Clyde nazywa to syndromem Pollyanny.Nie zgadzamsię z nim; po prostu dobre rzeczy pamiętam lepiej niż złe.Park przypomina teren za miastem.Coraz więcej liści zaściela ziemię.W ciszy niemalsłychać, jak spadają.Widzę niewielu ludzi.Kieruję się od razu do dużego basenu, ale nie ma tamAlice.Za piętnaście jedenasta.Postanawiam sprawdzić, czy jest gdzieś w pobliżu placu zabaw. Ojej, mamo, mieliśmy puszczać łódkę. Najpierw poszukajmy Aarona, a potem będziesz puszczał łódkę.Będzie weselej, jeślirazem się pobawicie, prawda? Chyba tak.Już z daleka dostrzegam Alice.Siedzi sama zajęta czytaniem.W blasku słońca wydaje się takaspokojna i zrównoważona.Podnosi wzrok dopiero, gdy jestem już całkiem blisko, i uśmiecha się. Cześć, Nino, miałam nadzieję, że przyjdziesz.Wspaniała pogoda, prawda? W taki dzieńwydaje mi się, że mogłabym wznieść się w górę, gdybym tylko wiedziała, jak to zrobić.Przysuwam sobie wolne krzesło. Aaron jest na placu zabaw.Wstaje i pokazuje w tamtą stronę.Nie ma zbyt wiele dzieci.Odprowadzam Marka do wejścia.Gdy otwieram torebkę, widzę, że nie mam nawet trzydziestu centymów.Clyde wyszedł, zanimzdążyłam go poprosić o pieniądze.Jest mi strasznie głupio.Wracam do Alice. Nie uwierzysz, ale przyszłam tutaj bez pieniędzy.Mamy ich tyle, a ja nie mogę nawet zapłacić za bilet Marka.Czuję się jak żebraczka i znowuzbiera mi się na płacz.Obiecałam też Markowi łódkę.Chyba naprawdę się rozpłaczę. Proszę, mam dużo drobnych.Alice wysypuje z torebki stos monet, zgarnia część do ręki i daje mi je.Zaczynam odliczać.Ach, daj spokój.Zaciska moją dłoń na pieniądzach.  Ben też czasem zapomina.Dwukrotnie musiał iść przez całe miasto, bo nie miał nawet nabilet do metra.Niektórzy tacy już są.Ja jestem ich przeciwieństwem.Prędzej wyszła  bym bezspódnicy, niż zapomniała pieniędzy.Domyśliła się.Pewnie wyczytała to z mojej twarzy.Jest taka miła i wciąż mnie pociesza.Wracam do kasjera i płacę za Marka.Cała się trzęsę, gdy ponownie siadam na krześle.Wystawiam twarz do słońca i zamykam oczy.Słyszę, jak Alice bawi się z niemowlakiem.Siedzętak długą chwilę, zanim udaje mi się spokojnie odetchnąć.Słońce jest ciepłe, powietrze pachniemiękkością.Gdy otwieram oczy, widzę, że Alice powróciła do swojej książki.To chybapodręcznik do francuskiego z jej szkoły. Już lepiej? Przez chwilę wyglądałaś na zdruzgotaną.Mam ochotę porozmawiać z nią, alenie wiem, od czego zacząć.Zupełna pustka w głowie. Wiesz, Alice, to zabawne z tymi pieniędzmi.Już wiem, że zle zaczęłam.Tak trudno jest mi mówić o tym; Clyde też nie potrafi.Bo tobrzmi, jakbym się chwaliła, a ja po prostu chcę jej o tym opowiedzieć. Tak naprawdę to mamy teraz tyle pieniędzy, że można zwariować.5  Niedobre miejsce 65Tak też nie brzmi dobrze [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •