[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale czypotrzebowali go aż tak bardzo? Jest już tak pózno  zauważyła Siobhan, kiedy weszliśmy do windy.Gdzie mogę tutaj złapać taksówkę? Gdzie mieszkasz?  zapytałem.Mogłem się domyślić, że w Camden Town.Musiała po prostu mieszkać wjednej z tych starych robotniczych dzielnic, które skolonizowali ludzie w czar-nych swetrach.Właściwie było to całkiem niedaleko od naszego małego domkuprzy Highbury Corner.Mieszkaliśmy na przeciwnych krańcach tej samej CamdenRoad  Siobhan tam, gdzie ludzie aspirowali do bohemy, ja tam, gdzie marzylio suburbiach. Mogę cię podwiezć  powiedziałem. Naprawdę? Swoim MGF? Jasne. To wspaniale!Roześmieliśmy się po raz pierwszy od wielu godzin - choć nie miałem pojęcia,co nas tak ubawiło  po czym zjechaliśmy windą na podziemny parking, naktórym stało samotnie moje małe czerwone auto.Było pózno.Dochodziła druga.Patrzyłem, jak Siobhan wsuwa nogi pod tablicę rozdzielczą. Nie chcę do tego wracać, ale muszę powiedzieć, że dziś wieczorem by-łeś naprawdę słodki  stwierdziła. Dziękuję, że się na mnie nie wściekałeś.Jestem ci za to wdzięczna.Dziękowała za coś, co tak naprawdę nie było wcale moją zasługą.Spojrzałemna jej bladą irlandzką twarz i po raz pierwszy uświadomiłem sobie, jak bardzo misię podoba. Nie wygłupiaj się  powiedziałem, przekręcając szybko kluczyk w stacyj-ce, żeby ukryć zakłopotanie. Jedziemy przecież na tym samym wózku, czyżnie?Była ciepła letnia noc i ulice miasta świeciły pustkami.W ciągu dwudziestuminut minęliśmy zamknięty pchli targ, modne etniczne restauracje i sklepy z uży-wanymi rzeczami ze swoimi groteskowo wielkimi szyldami.Olbrzymie kowboj-skie buty, kolosalne krzesła z rattanu i monstrualne płyty z winylu  wszystko towisiało nad ulicą niczym wizje spowodowane wybrakowanym narkotykiem.Gi-33 na i ja robiliśmy tu kiedyś zakupy w sobotnie popołudnia.Od tego czasu minęłychyba wieki.Siobhan mówiła mi, jak jechać, i w końcu zatrzymaliśmy się przez dużymbiałym dworkiem, w którym dawno temu urządzono mieszkania. No cóż  powiedziałem. W takim razie dobranoc. Dziękuję za wszystko  odparła. Nie ma za co. Słuchaj, nie sądzę, żebym mogła od razu zasnąć.Nie po dzisiejszym wie-czorze.Chcesz wpaść na drinka? Po drinku ja też nie będę chyba mógł zasnąć  mruknąłem, nienawidzącsię za to, że przemawiam jak emeryt, na którego czeka gorące kakao i ceratka podprześcieradłem w domu starców. Na pewno nie chcesz?  zapytała.To śmieszne, ale rozczarowanie, które usłyszałem w jej głosie, mile mi po-chlebiało.Wiedziałem również, że nie będzie mnie więcej prosić.Jedz do domu, radził mi mój wewnętrzny głos.Odmów z grzecznym uśmie-chem i wracaj do domu.I może zrobiłbym to, gdyby tak bardzo mi się nie podobała.Może zrobiłbym to, gdyby to nie był taki zwariowany wieczór.Może zrobiłbym to, gdybym nie zbliżał się do trzydziestki.Może zrobiłbym to, gdyby jej nogi były o kilka cali krótsze. Okej  odparłem o wiele swobodniej, niż się czułem. To brzmi zachę-cająco.Spojrzała na mnie i chwilę pózniej się pocałowaliśmy.Siobhan objęła mnie zaszyję i zaczęła pociągać za włosy małymi niecierpliwymi piąstkami.To dziwne,pomyślałem.Gina nigdy tego nie robiła. Rozdział 5Dziecko potrafi się zmienić w ciągu chwili.Wystarczy, że odwrócisz się nakilka sekund  przyglądając mu się ponownie, stwierdzasz, że zmieniło się wkogoś innego.Pamiętam, jak Pat po raz pierwszy autentycznie się uśmiechnął.Był małą,łysą, tłustą kuleczką, Winstonem Churchillem w śpioszkach, zapłakanym, bo wy-rzynały mu się pierwsze ząbki.Gina wmasowała trochę czekolady w obolałe dzią-sła, a on natychmiast przestał płakać i twarz rozjaśniła mu się w wielkim, sze-rokim bezzębnym uśmiechu  tak jakbyśmy zdradzili mu właśnie największysekret pod słońcem.Pamiętam również dzień, kiedy zaczął chodzić.Trzymał się, jak to miał wzwyczaju, poręczy swego żółtego plastikowego balkonika, kołysząc się z boku nabok, jakby walczył z podmuchami bryzy, a potem zupełnie bez ostrzeżenia ruszyłprzed siebie, wściekle przebierając wystającymi z jednorazowej pieluszki mały-mi grubymi nóżkami, żeby dotrzymać kroku obracającym się niebieskim kółkombalkonika.Kiedy wypadł z pokoju, Gina wybuchła śmiechem.Wyglądał, powiedziała,jakby znowu miał się spóznić do biura.Nie pamiętam jednak, kiedy zmieniły się jego zabawy.Nie mam pojęcia, kiedywszystkie jego dziecinne strażackie wozy i wyświetlane na wideo filmy o listo-noszu Pacie ustąpiły miejsca obsesji Gwiezdnych wojen.To była jedna ze zmian,które zaszły, kiedy akurat odwróciłem się w inną stronę.Jeszcze przed chwilą głowę miał wypełnioną mówiącymi ludzkim głosemzwierzętami, a teraz nie obchodziło go nic prócz Gwiazdy Zmierci, żołnierzy Im-perium i świetlnych mieczy.Gdybyśmy mu pozwolili, oglądałby w kółko wszystkie trzy filmy cyklu przezcały boży dzień i całą noc.Ale nie pozwalaliśmy mu na to  a ściślej, nie pozwa-lała mu Gina  w związku z czym, kiedy telewizor był wyłączony, godzinamibawił się swoją kolekcją figurek i szarych plastikowych rakiet z Gwiezdnych wo-jen bądz też podskakiwał na sofie, wymachując świetlnym mieczem i mamroczącpod nosem kawałki list dialogowych George a Lucasa.35 Można było odnieść wrażenie, że jeszcze dzień wcześniej nic nie sprawiałomu większej przyjemności od kolekcji gospodarskich zwierzaków   wiezia-ków , jak je nazywał.Siedział w kąpieli z piany, mały blond aniołek z mydlinamina głowie, prowadząc swoje krowy, owce i konie wzdłuż skraju wanny, mucząc ibecząc tak długo, aż woda robiła się całkiem zimna. Idem sie kompać  ogłaszał. Biorem moje wieziaki [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •