[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— I co? To jest moja wina?— Ucharakteryzował się, dokleił sobie wąsy i upodob-nił do gościa, który pół życia spędził w więzieniu.— Chce pan powiedzieć, że moją żonę porwałczubek-kryminalista?— Nie, to ktoś o bardzo wysokim ilorazie inteli-gencji.Przy okazji uprowadzenia chciał zemścić się narecydywiście, który kiedyś go zakapował.To bardzobłyskotliwy plan.Recydywista wróciłby za kratę.Mypróbowalibyśmy coś z niego wyciągnąć i dalej brnęliby-śmy w maliny.Nasz spryciarz też jednak popełnia błędy.Okazało się, że ten kapuś już nie żyje.Porywacz z pew-nością domyślił się, że szybko dojdziemy, z kim kiedyśsiedział i jak się nazywa.— Sam się wam podkłada, mówi, kim jest i jak gomacie złapać.Dobrze rozumiem?Grosz skinął głową.Weszła Klara z kawą.Postawiłana blacie biurka filiżanki i cukiernicę.Jedna z łyżeczekspadła na drewnianą powierzchnię, wydając specyficznydźwięk.Gajda spojrzał na gosposię z taką nienawiścią,jakby wylała mu wrzątek na krocze.— Przepraszam — szepnęła Klara.— Wynoś się, debilko! — słodko odpowiedział Gajda.Służąca wyszła, zaciskając usta.Biznesmen sięgnąłdo szuflady, wyciągnął płaską butelkę brandy i dwa273kieliszki.Grosz podziękował gestem dłoni.Gajda nalałsobie i wypił jednym haustem.— Dawno już bym wywalił tę idiotkę na zbity pysk,ale żona jej broni, że niby taka nieszczęśliwa.A to jestzwykła pijaczka.Kiedyś na bani do łóżka mi się pchała,wyobrażasz pan sobie?— Wspominał pan.Podoba się pan kobietom, tracądla pana głowę.Widzę w pańskim księgozbiorze dziełalorda Byrona.Pan ma w sobie coś z Don Juana.Gajda uśmiechnął się głupkowato i podejrzliwie jed-nocześnie.Nie był pewien intencji tego porównania, niewiedział, czy to komplement, i prawdopodobnie nigdynie słyszał o Don Juanie.— Co pan zamierza, komisarzu? Może o tym po-gadamy?— Wydaje mi się, że oni chcą już skończyć tę zabawę.— Jestem za.— Dlatego szczególnie teraz nie może pan niczegoprzed nami ukrywać.Gajda spojrzał na policjanta tak, jak przed chwilą naKlarę, i napełnił swój kieliszek.— Komisarzu kochany, ja znam te numery.Jak sięcoś spieprzy, to trzeba natychmiast znaleźć kogoś, nakogo da się zwalić winę.Chcę zapłacić i lojalnie z pa-nem współpracuję.To, że żony ciągle nie ma tu ze mną,to jest pana zasługa.Nie wiem, kto to spieprzył, panczy pana ludzie.A zresztą to jeden chuj! W tym krajunic nie działa, więc niby dlaczego policja ma stanowić274wyjątek.Ja panu powiem, o co biega.Moja żona to niejest pana interes.Pan musisz złapać tych drani.Jak ja wy-walę kasę, to co pan z tego masz? Nic.Urlop, awans czypremię dostaniesz pan tylko wtedy, jak ich zapuszkujesz,i tu pana boli.Ja byłem spokojny, cierpliwy i w ogóle,ale jak pan do mnie tak, to ja przepraszam, ale coś siękomuś popierdoliło!Zapadła cisza.Gajda zwilżył usta łykiem brandy i za-czął bawić się nożem do papieru.Wreszcie wyrzucił z sie-bie to, co chciał powiedzieć już dużo wcześniej.Znaleźlisię sami w pokoju i — przekonany, że ma rację — niemógł przepuścić takiej okazji.Kipiał wściekłością i nie-cierpliwie czekał na odpowiedź Grosza.Odezwał się telefon.W słuchawce Gajda usłyszał ra-dosny głos Lindy.— Tatuś?— No co tam, córeczko, kochanie moje?— Nic nie przyszło na moje konto.Na pewno wy-słałeś? Zupełnie bez kasy jestem, chcą mnie z mieszkaniawywalić.— Nie mogę teraz rozmawiać, córuś.— To tylko mi powiedz, co ja mam teraz zrobić.— Wyjdź na ulicę i stań pod latarnią! — wrzasnąłGajda i przerwał połączenie.— Wykończą mnie, wy-kończą.Trzy sprytne dziwki doją mnie jak krowę.—Rzucił słuchawkę w kąt gabinetu.— Trzy.? — zatroskanym tonem powtórzył za nimkomisarz.275Gajda uśmiechnął się odruchowo.Nie lubił tracić pa-nowania nad sobą, szczególnie teraz, gdy zarzucił temugliniarzowi niekompetencję.— Nerwy, panie komisarzu, nerwy puszczają.Koniaczek na zgodę?Grosz odmówił zdecydowanym ruchem dłoni.— Możemy zakończyć naszą współpracę, panieGajda.Ludziom, którzy porwali pańską żonę, bardzo natym zależy.Jeżeli chce pan im zapłacić, to nikt pana niepowstrzyma.Jeśli jednak pan im zapłaci, ale już nigdynie zobaczy swojej żony, to proszę do mnie nie przycho-dzić.Wyrzucę pana za drzwi.— Nie zrobi pan tego, komisarzu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]