[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kiedy się odwrócił,twarz wykrzywiał mu strach.Zaczepił jedną nogą o drugą, zachwiał się, prawie upadł.Odzyskał równowagę, ale było już za pózno.Jedna ciężarówka przepuściła drugą, teraz ta mknęła przed siebie; kratownica jej maski lśniłazłowrogo w blasku słońca.Snodgrass wrzasnął, ale jego krzyk utonął w ryku potężnegodieslowskiego silnika reo.Samochód wcale nie wciągnął go pod siebie.Przyszłość pokazała, iż byłoby lepiej, żeby takwłaśnie się stało.Snodgrass, podrzucony w górę i kopnięty niczym piłka przez zawodnika,poszybował w powietrze.Przez chwilę widać było jego sylwetkę na tle popołudniowegonieba - wyglądała jak sponiewierany strach na wróble - po czym wpadł do rowumelioracyjnego.Hamulce potężnej ciężarówki zasyczały smoczym oddechem, przednie unieruchomione koławyryły głębokie koleiny w żwirze i pojazd zatrzymał się o centymetry przed kanałem.Kawałskurwysyna.Dziewczyna darła się.Przyciskała dłonie do policzków, naciągając ich skórę tak, że jej twarzprzypominała oblicze wiedzmy.Trzask pękającego szkła.Odwróciłem głowę i zobaczyłem, że szofer ciężarówki zgniótł wdłoni szklankę.Nawet nie zdał sobie z tego sprawy.Na kontuar pociekło mleko i kilka kropelkrwi.Stojący przy radiu ciemnoskóry barman znieruchomiał ze ścierką do wycierania naczyń wręku.Panowała głucha cisza, mącona jedynie szumem silnika west-cloxa i warkotem reo,148 które wracały do swoich kumpli.Dziewczyna zaczęła chlipać i to już było dobre.w każdymrazie dużo lepsze.Mój samochód również stał na parkingu - rozbity na miazgę.Camaro, roczniksiedemdziesiąty pierwszy.Jeszcze ciągle spłacałem za niego raty; ale nie sądzę, żeby miało to teraz znaczenie.W ciężarówkach nie było nikogo.W szybach pustych kabin lśniło słońce, rzucając migotliwe błyski.Kierownice obracały sięsame.Trudno nawet o tym myśleć.Gdyby człowiek dłużej się zastanawiał, toby zwariował.Jak Snodgrass.Minęły dwie godziny.Słońce zaczęło chować się za horyzont.Za oknem, zataczając szerokiepętle i ósemki, leniwie krążyły ciężarówki.Miały pozapalane światła, długie i postojowe.%7łeby rozprostować nogi, dwukrotnie przeszedłem się wzdłuż kontuaru, a następnie usiadłemw loży obok długiego, frontowego okna.Był to typowy zajazd dla kierowców ciężarówek,stojący w pobliżu autostrady i mający stację benzynową na tyłach.Zatrzymywali się w nim nakawę i ciasto.- Proszę pana? - dobiegł mnie nieśmiały głos.Rozejrzałem się.Obok mnie stał chłopak z dziewczyną.On miał około dziewiętnastu lat,długie włosy i kiełkującą brodę, jego towarzyszka wyglądała na młodszą.- Tak?- Jak to było z panem?Wzruszyłem ramionami.- Zbliżałem się właśnie do międzystanówki prowadzącej na Pelson - wyjaśniłem.- Za mnąjechała ciężarówka.Już z daleka zobaczyłem ją we wstecznym lusterku, bo świeciła jakchoinka.Taką zresztą usłyszysz i zobaczysz z odległości dwóch kilometrów.Błyskawiczniezrównała się z volkswagenem beetle i po prostu lekkim balansem przyczepy zmiotła go zszosy tak, jak ty pstryknięciem palca strącasz kulkę papieru ze stołu.W pierwszej chwilimyślałem, że sama pójdzie w ślad za nim, bo żaden szofer nie opanowałby kierownicy potakim wahnięciu się przyczepy.Ale nie.Volkswagen przekoziołkował pięć albo i siedemrazy, po czym eksplodował, a ciężarówka zajęła się kolejnym nadjeżdżającym autem.Kiedyzaczęła zbliżać się do mnie, skręciłem w pierwszy zjazd z autostrady.- Roześmiałem sięnerwowo.- Trafiłem tutaj.Z deszczu pod rynnę.Dziewczyna głośno przełknęła ślinę.- Na południowym paśmie autostrady widzieliśmy pędzącego na północ greyhounda.On.poprostu.orał samochody.W końcu sam eksplodował i spłonął, ale przedtem zdążył zrobićnieprawdopodobną jatkę.149 Autobus greyhound.To była ciekawostka.Bardzo paskudna ciekawostka.Na parkingu nieoczekiwanie zapaliły się jednocześnie wszystkie światła ciężarówek,zalewając go dziwacznym, martwym blaskiem.Samochody z warkotem krążyły wte i wewte.Reflektory wyglądały jak oczy, a wielkie przyczepy w nadciągającym mroku przypominałygarby na plecach jakichś prehistorycznych olbrzymów.- Czy to aby bezpiecznie zapalać światła? - zaniepokoił się barman.- Jak pan to zrobi, wtedy się przekonamy - odparłem.Przekręcił włącznik i nad głowami zapłonęły nam zapaskudzone przez muchy żarówki.Jednocześnie na zewnątrz zapalił się neon:  Zajazd u Conanta - Domowe obiady.Nic się nie wydarzyło.Ciężarówki jak krążyły, tak krążyły.- Nie rozumiem - przerwał ciszę szofer.Wstał ze stołka przy barze i zaczął kręcić się po sali.Dłoń owiniętą miał czerwoną chustką.- Nigdy nie miałem problemów ze swoją maszyną.Dobra stara dziewczynka.Zajechałem tutaj trochę po pierwszej, żeby zjeść spaghetti, no iwtedy się wszystko zaczęło.- Machnął ręką i chustka spadła.- Moja ciężarówka to ta zesłabszym lewym światłem.Jeżdżę nią od sześciu lat.Ale jeśli teraz wychylę nos z zajazdu.- To się dopiero zaczyna zauważył barman.Oczy mu lśniły jak dwa obsydiany.- Sytuacjamusi być rzeczywiście fatalna, skoro wysiadło nawet radio.To się dopiero zaczyna.Twarz dziewczyny była biała jak mleko.- Tym niech się pan nie przejmuje - powiedziałem do barmana.- Jeszcze nie teraz.- Ale skąd się to wzięło? - Kierowca był bardzo niespokojny.- Burze elektryczne watmosferze? Próba nuklearna?- Może po prostu zwariowały? - podsunąłem myśl.Około siódmej wieczorem zaczepiłem barmana.- Jak stoimy z żywnością? - zapytałem.- Chodzi mi o to, że zapewne zostaniemy tu jakiśczas.Zmarszczył czoło.- Nie jest zle.Wczoraj był dzień dostawy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •