[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Co? - zapytał Yetter.Pochylił się i wiercił Amerykankę wzrokiem.- Co pani widziała? Co to było?- Macki - odparła powoli rwącym się głosem.- Myślę, że były to macki.Ale grube jak stary indyjski figowiec, a z każdej odchodziły tysiące innych, mniejszych.i były jakieś różowe stwory przypominające pijawki.z tym tylko, że chwilami odnosiłam wrażenie, iż przypominają twarze.jedna z nich przypominała twarz Lonniego.wszystkie wyrażały mękę.Ą poniżej, w mroku pod ulicą.w mroku na dole.tam było C0ś jeszcze.Jakby oczy.W tym momencie Doris się załamała i nie była w stanie przez jakiś czas wykrztusić słowa.Zresztą okazało się później, że nie miała nic więcej do powiedzenia.Następną rzeczą, jaką zapamiętała jako tako wyraźnie, było to, że leżała skulona pod drzwiami zamkniętego sklepiku z gazetami.I chociaż widziała przejeżdżające w obie strony ulicą samochody i dodający otuchy blask sodowych latarni, oświadczyła na posterunku, że leżałaby tam do teraz.Minęło ją dwoje ludzi, a Doris wtuliła się w cień w obawie, iż to dwójka tamtych dzieci.Ale to nie były dzieci; był to nastolatek z dziewczyną.Szli trzymając się za ręce.Chłopak mówił coś o najnowszym filmie Martina Scorsese'a.Wyszła ostrożnie na chodnik gotowa w każdej chwili dać nura w pobliską, bezpieczną wnękę kiosku z gazetami.Ale nie było takiej potrzeby.Pięćdziesiąt metrów od niej znajdowało się względnie ruchliwe skrzyżowanie, gdzie na światłach czekały samochody osobowe i ciężarówki.Po drugiej stronie ulicy mieścił się sklep jubilerski z dużym, podświetlonym zegarem na wystawie.Wprawdzie harmonijkowe kraty były zaciągnięte, ale zdołała odczytać godzinę.Była za pięć dziesiąta.Przeszła do skrzyżowania i mimo padającego z ulicznych latarń blasku oraz kojących hałasów ulicznych co chwila zerkała z przerażeniem za siebie.Bolało ją całe ciało.Utykała, ponieważ zgubiła obcas.Naciągnęła sobie mięśnie brzucha i obu nóg; szczególnie dokuczała jej prawa.Zupełnie jakby naderwała sobie ścięgno.Na skrzyżowaniu zorientowała się, że w jakiś sposób dotarła do zbiegu Hillfield Avenue i Tottenham Road.Pod latarnią sześćdziesięcioletnia kobieta z siwiejącymi włosami wymykającymi się spod chustki rozmawiała z mężczyzną w podobnym wieku.Oboje popatrzyli na Doris, jakby była upiorną zjawą.- Policja - wychrypiała Doris Freeman.- Gdzie tu jest najbliższy posterunek policji? Jestem obywatelką amerykańską.zgubiłam męża.potrzebna mi pomoc policji.- Co się stało, kochanie? - zapytała serdecznie kobieta.- Wygląda pani tak, jakby ktoś przepuścił panią przez wyżymaczkę.- Wypadek samochodowy? - zainteresował się jej towarzysz.- Nie.Nie.nie.Proszę, czy jest gdzieś w pobliżu posterunek policji?- Tam, na Tottenham Road - wskazał ręką mężczyzna.Wyciągnął z kieszeni paczkę playersów.- Chce pani papierosa? Wygląda na to, że dobrze pani zrobi.- Dziękuję - odparła, sięgając do paczki, mimo że od czterech lat już nie paliła.Starszy jegomość musiał wodzić ognikiem zapalniczki za drżącym końcem papierosa.Popatrzył na kobietę w chustce.- Podejdę z tą panią, Ewie.Upewnię się, że nie zabłądzi.- Pójdę z wami, dobrze? - odparła Ewie i objęła Doris za ramiona.- Co się wydarzyło, kochanie? Czy ktoś panią napastował?- Nie - odparła Doris.- To.ja.ja.ulica.tam był kocur z jednym okiem.ulica się rozwarła.widziałam to.i mówiły coś o Ślepym Kobziarzu.Muszę odnaleźć Lon-niego!Zdawała sobie sprawę z tego, że mówi nieskładnie, ale nie potrafiła inaczej.Ale tak czy owak - oświadczyła Yetterowi i Farnhamowi - nie opowiadała wcale nieskładnie, ponieważ towarzyszący jej mężczyzna i kobieta cofnęli się gwałtownie, zupełnie, jakby na pytanie Ewie Doris odparła, że jest chora na dżumę.A mężczyzna mruknął coś pod nosem.Doris była przekonana, że powiedział: "Znów to się wydarzyło".Kobieta wskazała kierunek.- Posterunek jest tam.Nad wejściem wiszą takie kuliste latarnie.Zobaczy pani.Oboje bardzo szybko odeszli.Kobieta jeszcze raz obejrzała się przez ramię; Doris dostrzegła jej szeroko rozwarte, błyszczące oczy.Nie wiedząc, dlaczego to robi, ruszyła za nimi.- Nie zbliżaj się! - zawołała piskliwie Ewie i skrzyżowała palce, jakby chciała odgonić zły urok.Jednocześnie przylgnęła do mężczyzny, który mocno objął ją ramieniem.- Skoro byłaś w Crouch End Towen, nie zbliżaj się.Z tymi słowy oboje odeszli i niebawem pochłonął ich nocny mrok.Teraz policjant Farnham stał oparty o framugę drzwi dzielących pomieszczenie, gdzie przyjmowano interesantów, od pokoju, w którym przechowywano kartoteki.Był jednak przekonany, że nie znajdzie w nim archiwum, o jakim wspominał Yetter.Farnham przygotował sobie kolejny kubek herbaty i zapalił ostatniego papierosa z paczki; Amerykanka również wzięła od niego kilka.Pojechała do hotelu w towarzystwie wezwanej przez Yettera pielęgniarki, która miała zostać z nią na noc i rano sprawdzić, czy Doris nie trzeba jednak zabrać do szpitala.Kłopot mogły stanowić dzieci i Farnham podejrzewał, że Doris, jako obywatelka amerykańska, z całą pewnością może narobić strasznego zamieszania.Zastanawiał się, co powie dzieciakom, gdy te obudzą się następnego dnia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]