[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jej niezależność - i nieskrępowanie - dawały mu kolejnąprzewagę.Kiedy ciekawość raz skłoniła ją, by doświadczyła czegośnowego, niezależny charakter sprawiał, że względy typu: to jestsłuszne" albo tak się nie robi" nie miały już na nią wpływu.Ciekawość i niezależność doprowadziły do tego, co stało się poddrzewami; teraz nadszedł czas, by nacisnąć mocniej i przełamać linięjej obrony.Drzwi gabinetu stały otworem.Zatrzymał się w progu,uśmiechając się leciutko na widok pochylonej nad rozłożonymiksięgami głowy.Promienie słoneczne wpadały przez okna znajdującesię za plecami Madeline, tworząc wokół jej głowy świetlistą aureolę.Nieposłuszne kosmyki jak zwykle wymykały się z upięcia, okalająctwarz.195RSUmiał poruszać się cicho, nie usłyszała więc, że nadchodzi.Sądząc po wyrazie twarzy, rachunki całkowicie ją zaabsorbowały.Wprowadziwszy pospiesznie zmiany w swoich planach, wszedł dopokoju i zamknął za sobą drzwi.Podniosła wzrok znad księgi, kilka razy mrugnęła i wstała.Przekręcił klucz w zamku.W ciszy pokoju kliknięcie zabrzmiałoniczym wystrzał.Uśmiechnął się i ruszył w jej stronę.Odłożyła pióro, wpatrując się w niego szeroko otwartymioczami.- Ach.Gervase.Jest coś.?Odwróciła się, widząc, że okrąża biurko.Nie zwolnił, aleodsunął sobie kolanem krzesło i zatrzymał się, blokując ją pomiędzysobą a blatem.-Co.?Odchyliła się, a potem wyprostowała, przezwyciężającinstynktowną chęć, by się od niego odsunąć.Napotkał jej wzrok i odwzajemnił spojrzenie, starając się, by niezdradzało zbyt wiele.- Powiedziałaś, że gdybym miał jeszcze jakieś pytania, z ochotąna nie odpowiesz.Opuścił wzrok na jej usta, a potem pochylił się i musnął jewargami.Nie był to pocałunek - raczej dręcząca obietnica.To wystarczyło, by wytrącić ją z równowagi, lecz kiedy cofnąłgłowę, otrząsnęła się z oszołomienia i zmarszczyła brwi.196RS- Miałam na myśli pytania dotyczące festynu.- Ach, tak.Wydawał się wręcz po chłopięcemu rozczarowany.- A ja miałem nadzieję.Znów dotknął ustami jej warg, tym razem dłużej, aż wyczuł, żejej usta instynktownie odpowiadają na pocałunek; wtedy objął dłoniąjej policzek, leciutko, ledwie wyczuwalnie, i jął przesuwać ustami polinii szczęki, nad uchem i niżej, coraz niżej, póki nie wciągnął wnozdrza jej zapachu.Przymykając oczy, wypuścił cicho powietrze,zatrzymując usta tuż nad wrażliwym miejscem poniżej ucha.Drugą ręką delikatnie objął ją w talii.Zareagowała, wzdychając idrżąc z oczekiwania.Ciekawość obudziła się w niej, przeciągnęła.Uśmiechając się w duchu, wymamrotał:- Miałem nadzieję - odsunął się na tyle jedynie, by móc spojrzećjej w oczy.- Poznać odpowiedz na pytanie, które prześladuje mnie,odkąd się rozstaliśmy.Jej oczy, zielone jak oliwiny, odnalazły jego oczy.Wargi,soczyste i dojrzałe, rozchylone - zwilżyła językiem, nim wyszeptała:- Co.?Nagle poczuła na piersiach jego poruszające się dłonie.Spojrzałana nie i zakręciło jej się w głowie, gdy zrozumiała, że Gervase rozpinaguziczki jej dziennej sukni.197RSStali w gabinecie, przez okna wlewał się słoneczny blask, a onobnażał jej piersi.Kto wie, co jeszcze zamierza.Powinna gopowstrzymać, mogła go powstrzymać.Lecz nawet nie drgnęła.Nie mogąc odwrócić oczu od jego palców, od ukazujących sięspod stanika wzgórków piersi, westchnęła tylko i powiedziała:- Jak brzmi twoje pytanie?- Chciałbym wiedzieć, płonę z ciekawości, by się dowiedzieć.Objął dłonią nabrzmiałą półkulę i przesunął kciukiem -delikatnie, drażniąco, po sutku, przyglądając się, jak sztywnieje.Podniosła wzrok i spojrzała mu w oczy.Nie mogła oddychać.Jego rysy nigdy nie wydały się jej tak twarde, tak stanowcze.Wytrawione powstrzymywaną pasją.-.jak one smakują.Wypowiedziane z rozmysłem słowa przenikały wolniutko do jejświadomości, a gdy wreszcie dotarły, zamrugała i już miała popatrzećw dół, kiedy Gervase zaczął ją całować.Nie tak jak przedtem, kiedy jej zmysły roztapiały się, przejmująckontrolę nad rozumem, a rozsądek się ulotnił, lecz delikatnie, leciutko,kusząco.Prosząco, cierpliwie, błagalnie.Tak, by nawet gdy jego usta muskały jej wargi, czuła napiersiach dotyk jego dłoni i mogła w pełni docenić pieszczotę,czekając, by przeniknęła ją do głębi.- Pozwolisz mi poznać odpowiedz na to pytanie?198RSSłowa przepływały z jego ust na jej wargi, obmywały umysł.Niemogła odpowiedzieć inaczej, jak tylko pozwalając mu wziąć to, o coprosił.Zamknąć oczy i pozwolić, by to się stało.Powędrował ustamiwzdłuż jej szyi.Madeline zadrżała.Zatrzymał się jak gdyby po to, byodnotować jej reakcję - jedyną odpowiedz, jedyne przyzwolenie,jakiego potrzebował.A potem opuścił głowę niżej.Westchnęła, zaciskając mocno powieki.Przechylił ją do tyłu,obejmując jedną ręką w talii i przycisnął rozpalone wargi do szczytówjej piersi.Zadrżała, tracąc kontakt ze światem, kiedy smakował jejpiersi wargami, zębami, językiem.Smakował i uczył się ich.A także uczył ją.Doznania, jakie przetaczały się przez jej ciało,przenikając ją do głębi i przyprawiając o zawrót głowy, były bardziej,o wiele bardziej intensywne, niż się spodziewała.Z ustami przy jejpiersiach wprowadzał Madeline w nowy dla niej krajobraznamiętności i głębokiej, dojmującej, przemożnej tęsknoty.Niedobrej, wiedziała o tym, lecz jakże uzależniającej! Jej zmysłytak długo uśpione pławiły się w rozkoszach, które na niej wymusił.Schwycił ją, podniósł i położył na biurku.Spoczęła na plecachpomiędzy rozłożonymi księgami.Stanął pomiędzy jej rozsuniętyminogami i pochylił się nad nią.Jej ręka, jakby kierowana własną wolą,uniosła się i przyciągnęła ku sobie jego głowę.Poszukiwał odpowiedzi na swoje pytanie, nie spiesząc się izalewając jej zmysły falami przyjemności.199RSPrzyjemności, która nabrzmiewała, rosła, wzmagała się,zmuszając ją, by wygięła ciało w łuk i poruszała się niespokojniezdjęta potrzebą - nieznaną, lecz z każdą chwilą bardziej naglącą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]