[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- No dobra, troszeczkę.-Oddychała głęboko, usiłowała się uspokoić.- Ale nie jesteś.Całkowicie temu przeciwna? Na jego twarzy malowa-ło się wyczekiwanie.Nagle zachciało jej się śmiać.- Nie.całkowicie.I wtedy on się roześmiał.Drań.Uderzyła go.- Myślisz, że to zabawne? Jak myślisz, ile razy ktoś mi się oświadczał?- Nie wiem i nic mnie to nie obchodzi.Założyła ramiona na piersi.Przyglądała mu się uważnie.- Właściwie dlaczego chcesz się ze mną ożenić? Uśmiechnął się leniwie.- Lubię, kiedy mną rządzisz.- Kiepski powód.SR- No dobra.Nie mogłem o tobie zapomnieć, chociaż bardzo się starałem?Wzruszyła ramionami.- Może być.- Dalej.Czułem, że straciłem część siebie, że bez ciebie nic mnie nie bawii nie ma sensu?- Lepiej.- Dalej.- Urwał, nie wiedziała, czy to dramatyczna pauza, czy chwila, że-by zebrać się na odwagę.Może szukał odpowiednich słów.Stała, spięta, nieru-choma, nie oddychając.Danny zwilżył usta, odetchnął głęboko i dokończył: -Bo cię kocham.- Aha! - Westchnęła.- Złapała największą falę w życiu, oby nigdy nie opa-dła.- Bingo.W ich stronę szedł funkcjonariusz w mundurze.Był potężny i okrągły, jakpluszowy miś.Danny się odwrócił, słysząc kroki.- Idziemy, detektywie?- Idziemy.Martha położyła Danny'emu rękę na ramieniu.Jego mięśnie napięły siępod jej dłonią.- Nigdzie nie idzie.Policjant wodził wzrokiem od niej do Danny'ego i z powrotem.- Proszę pani, słucham tylko poleceń.Danny uśmiechnął się lekko.- Newman, zapamiętaj, że jeśli w pobliżu jest Martha Crowe, słuchasz jej,czy tego chcesz, czy nie.Dzięki, że tu ze mną przyjechałeś.Newman dobrodusznie wzruszył ramionami.- Większa frajda niż drogówka.Ma pani ładny ogródek.- Dziękuję bardzo.Newman odszedł.Ona i Danny stali sami.Czuli się trochę nieswojo.- Kocham cię - powiedział miękko.- Ja ciebie też.- Tak, coś wspominałaś.Wyciągnął ręce i nagle znalazła się w jego ramionach.Westchnął z lubo-ścią.- Właśnie tego mi brakowało.Długiego ciała Stracha na Wróble w moichramionach.Znieruchomiała.Od czasów szkoły średniej nie słyszała tego przezwiska.- Przypomniałeś sobie.SRMuskał ustami jej skroń, nasadę włosów.- Próbowałem, od ośmiu miesięcy.Strach na Wróble.Wielka Stopa.- Jegogłos stwardniał.- Tak, przypomniałem sobie.Nagle zrobiło jej się zimno, szczęście gdzieś prysło.Danny objął ją moc-niej.- Wszystko w porządku? Nie chciałem cię zdenerwować.To dla mnie wie-le znaczyło.To, że pamiętam twoją twarz, choćby sprzed lat.To był mały cud.Jego słowa docierały powoli.Oczywiście, że to dla niego wiele znaczy.Przecież nie mógł jej teraz zobaczyć.- Hej - szeptał.- Gdzie jesteś? Położyła mu dłoń na policzku.- Tutaj.Zadrżała.Czy nie to się liczy, że siedzą tu razem? Wiedział, jak wygląda, ito nie miało znaczenia.Był tutaj.Spojrzała w turkusowe oczy, ciągle bystre,ciągle piękne.Założyłaby się o każdą sumę, że oddałby je za byle jakie, bure,byle widziały.Tylko głupiec może twierdzić, że piękno nie ma znaczenia.Ale tytko głupiec buduje na nim życie.Danny wyczuł jej dreszcz, sztywne plecy, strach.- Spokojnie - szepnął.- Nie denerwuj się.Nie żenię się z twoją twarzą.-Przyciągnął ją do siebie, szeptał jej do ucha: - Powiedz mi tylko, czy nadal kar-cisz jak nauczycielka?Wyprostowała się błyskawicznie.- Nie karcę jak nauczycielka - oznajmiła belferskim tonem.Uśmiechnąłsię.- Bardzo mnie to cieszy.- Odnalazł ustami jej szyję, rozkoszował się zapa-chem.- Nadal używasz tego czegoś pachnącego.- Przyzwyczaiłam się.Jego dłonie powędrowały niżej, na jej talię.- Czy nadal masz dołeczki w.- Tak! - Z piskiem odepchnęła jego dłonie.- Tak mi się przynajmniej wy-daje.Nie sprawdzałam.Ujął jej twarz w dłonie i poczuł, jak się uśmiecha.Uspokoiła się jak ptak,który wrócił do gniazda.Jak utrudzony wędrowiec, który wraca do domu.Poca-łował ją długo, powoli, głęboko.- W takim razie, moja Martho, co mnie obchodzi twoja twarz? Objęła gomocno.I nagle ją też przestało obchodzić, jak wygląda.SR
[ Pobierz całość w formacie PDF ]