[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Pani naprawdę pracuje dla tych świrów? - zagadnął ją Charlie, ale nie odpowiedziała.Zapakowała przybory do czarnej skórzanej lekarskiej torby, wygładziła prześcieradło i zostawiłago samego w tym pustym pokoju o bielonych ścianach, sam na sam z bólem w odciętym palcu.Charlie zaczął rozmyślać.Czy naprawdę widać było po nim, że prowadzi życie bez celu?Nigdy nie widział wielkiego sensu w swoim życiu, ale stracił wszystko tego dnia, kiedyprzejeżdżał obok jej domu i widział, jak mąż ją bije.Dlaczego nie zahamował? Dlaczego nie wyskoczył z samochodu, nie przebiegł przezzaśnieżony chodnik, nie pobił jej męża i nie odebrał mu jej?Może zrozumiał, że dla niej był tylko snem, że nigdy nie będzie szczęśliwa, jeśli porzucimęża.Bił ją, ale ona należała do niego.Opowiadała Charliemu o biciu, ale nigdy się nie skarżyła.Charlie zawsze był dla niej czuły, przynosił jej kwiaty, traktował ją jak księżniczkę.Możekelnerka z baru nie tego oczekiwała od życia.Może czułość nie liczyła się bez bólu.We wspomnieniu widział ją tak wyraznie, jakby rozstali się przed chwilą.Na imię miałaDolores.Spotkał ją w Milwaukee w barze hotelu, który wtedy nazywał się  Sheraton Schroder.Był pijany, a ona desperacko chciała ukryć sińce na policzku.Naprawdę zakochali się w sobie.Całkiem jak w tych smutnych piosenkach, granych na rozstrojonym pianinie. Kiedy sięzakocham.to będzie na zawsze.albo nie zakocham się nigdy.Dolores będzie go nawiedzała do końca życia.W godzinie śmierci zobaczy jejzrozpaczoną twarz, jak wtedy z okna samochodu.Zasnął na chwilę.Po zastrzyku czuł się zupełnie oszołomiony.Kiedy się obudził, nastoliku obok łóżka stała taca z kurczakiem na zimno, sałatką i szklanką wody mineralnej.Nieboza wąskim, wysokim oknem miało barwę intensywnego błękitu, jakby ktoś rozlał tusz na bibułę. Gałęzie dębu błyszczały złotem.Charlie wypił wodę mineralną, ale nie mógł się zmusić dojedzenia.Gardło ciągle go bolało po wczorajszych wymiotach.I ten kurczak! Jak można jeść coś,co kiedyś żyło?Pózniej, kiedy niebo zaczęło blednąc, wróciła madame Musette, owinięta płaszczem jakBeduin, tak że tylko oczy było widać.Usiadła na krześle obok łóżka i nie mówiła nic przez pięćalbo dziesięć minut; po prostu obserwowała go i czekała.- Myślał pan - powiedziała wreszcie.- Oczywiście, że myślałem.Nie miałem nic innego do roboty.- Nie, chodzi mi o to, że pan poważnie myślał.Zastanawiał się pan nad sobą?- A nawet jeśli tak? - rzucił Charlie z wyzwaniem.Madame Musette pozwoliła sobieokazać rozbawienie.- To panu dobrze zrobi.Wreszcie zrozumie pan, że potrzebuje pan jakiegoś celu.Niemoże pan przez resztę życia wędrować z jednej restauracji do drugiej, dopóki  MARIA niezdecyduje, że pańska przydatność się skończyła.I co pan wtedy zrobi? Popełni samobójstwo?Albo po prostu rozpadnie się pan na strzępki, kawałek po kawałku, aż nie zostanie z pana nic,tylko nie zaspokojone tęsknoty i plastykowa pochewka po karcie kredytowej?- Proszę wyjść - powiedział Charlie.- Nie nawróci mnie pani.Traci pani czas.Madame Musette wstała.Odrzuciła z ramion czarny płaszcz.Pod płaszczem nosiłasurową czarną sukienkę i czarne pantofle na szpilkach.- Obiecuję panu, Charlie, że będzie pan klęczał przede mną, zanim ten tydzień sięskończy.Będzie pan klęczał przede mną i całował moje stopy, i wyznawał swoją miłość doJezusa, wskrzeszonego Zbawiciela, i do świętego Celestyna, i będzie pan mówił, że mnieuwielbia.- Wątpię - odparł Charlie.Madame Musette podeszła bliżej.Czuł zapach jej perfum, ciężki i egzotyczny; ale czułrównież zapach jej kobiecego ciała, z nieznaczną słodko-alkaliczną domieszką, jakby madameMusette niedawno miała stosunek.Pocałowała go w czoło, chociaż się uchylał, i powiedziała:- Co za głupiec z pana.Cały świat leży przed panem, u pańskich stóp.Cały świat możenależeć do pana.- %7łądam, żebyście wypuścili mojego syna - oświadczył Charlie.- Jak możemy go wypuścić, skoro nikt go nie trzyma? On przyszedł do nas z własnej nieprzymuszonej woli i zostanie u nas z własnej nieprzymuszonej woli.Wczoraj przewieziono gosamolotem do Acadii razem z moim mężem oraz pozostałymi wyznawcami z Connecticut.Chwila ostatecznego spełnienia nadchodzi szybko! Chcemy, żeby pan się przyłączył, Charlie.Chcemy, żeby pan w tym uczestniczył! Chcemy, żeby pan wreszcie zrozumiał, co oznaczawspólnota i radość połączenia się z innymi w imię Jezusa Chrystusa!- Musicie go wypuścić - powtórzył Charlie.- Jestem jego ojcem.Możecie ze mną zrobić,co chcecie, ale musicie wypuścić Martina.Mówię poważnie, madame Musette.On ma całe życieprzed sobą.Nie pozwolę, żeby zmarnował wszystko przez jakąś obłąkaną sektę w rodzajucelestynów.- Więc jednak wierzy pan w samoofiarę - stwierdziła triumfalnie.- Co to znaczy?- Gotów pan jest poświęcić życie, żeby uratować syna.- Jeśli nie ma innego wyjścia, tak.- Ale pański syn gotów jest poświęcić swoje życie dla Syna Człowieczego.Czy to takaróżnica? Dlaczego zgadza się pan na jeden rodzaj poświęcenia, a odrzuca inny?Charlie potarł oczy rękami.- Jeśli pani myśli, że przekona mnie pani takimi argumentami, jest pani w błędzie.Madame Musette milczała przez bardzo długą chwilę.Charlie ze swojej stronypowstrzymał się od dalszych pytań i komentarzy.Nie miał nic do powiedzenia poza tym, że chce,żeby uwolniono Martina, nie tylko w sensie fizycznym, ale również psychicznym.Na koniec madame Musette powiedziała:- Czy chce pan odejść? Charlie podniósł wzrok.- Co to znaczy?- Może pan stąd odejść, jeśli pan chce, i poszukać szczęścia w świecie na zewnątrz.- Pozwolicie mi? - zapytał podejrzliwie.- Tak, jeśli rzeczywiście pan czuje, że to nie dla pana [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •