[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Palce, którymi przytrzymywała się skał, zdrętwiały z zimna.W jejoddechu słychać było świsty, kiedy dyszała u kresu wytrzymałości.Prawie się potknęła, wyrzekając na własną słabość, i musiała wesprzećsię o drzewo, żeby odzyskać równowagę.Parę cali od jej dłoni wbił się w drzewo grot strzały.Padła na ziemię iprzetoczyła się za drzewo. Mogłem przyszpilić cię jak ćmę! Usłyszała jego głos w czystympowietrzu.577RLTJak blisko był? Jak blisko? Nie umiała tego określić.Wstała i zaczęłabiec schylona od drzewa do drzewa.Gdy grunt stał się płaski, przyspieszyła.Wyobraziła sobie szok i ból, jakie musiał powodować jeden z tych strasznychgrotów, gdy wbił się w plecy.Przeklęła tę myśl.Dotarła tak daleko, była jużprawie na miejscu.Czuła, jak pali ją w płucach, z których wydobywał sięcharkot, gdy przedzierała się przez krzaki, kaleczące jej zmarzniętą skórę.Teraz wyczuje jej krew.Wypadła na otwartą przestrzeń, modląc się, żeby ktoś zobaczył, jak pędziprzez teren objęty zasięgiem kamery.Potem zanurkowała w trawę.Zaciskajączęby, wydobyła nóż z buta.Serce waliło jej tuż przy ziemi, gdy wstrzymała od-dech.Czekała.Ale cisza, ale spokój.Trawa niemal nie drgnęła pod wpływem wiatru.Gdy pulsowanie w skroniach trochę osłabło, usłyszała nocne odgłosy, cicheszmery, leniwy krzyk sowy.A potem jego jak szedł przez zarośla.Bliżej pomyślała.Podejdz bliżej.Trawę na lewo od niej przeszył grot.Zdławiła w gardle krzyk. Dobra jesteś.Wiedziałem, że tak będzie.Jak dotąd najlepsza zewszystkich.Szkoda, że to już koniec.Myślałem, żeby dać ci jeszcze szansę.Chcesz, Lil? Masz jeszcze siły? To biegnij dalej.Następna strzała wbiła się w ziemię po jej prawej stronie. Masz chwilę, zanim załaduję od nowa.Powiedzmy: trzydzieści sekund.Jeszcze za daleko, za daleko na rzut nożem. Co na to powiesz? Ruszaj.Trzydzieści, dwadzieścia dziewięć.Skoczyła na równe nogi, obróciła się i rzuciła kamieniem, wkładając w tocałe serce, całą siłę dziewczynki, która kiedyś wierzyła, że zagra w pierwszejlidze bejsbolowej.Kamień z głuchym odgłosem trafił go w skroń.578RLTKiedy Ethan się zachwiał, kiedy wypuścił kuszę z rąk, pomknęła przedsiebie.Wyjął broń, którą zabrał zabitemu strażnikowi leśnemu, i strzelił jej podnogi. Na kolana, ty suko! Chociaż się słaniał i krew ciekła mu z rany,pewną ręką trzymał pistolet. Jeśli chcesz mnie zastrzelić, to strzelaj! Niech cię szlag trafi! Dobra.Strzelę ci w ramię, w nogę.Ale cię nie zabiję. Wyciągnął nóż zpochwy. Wiesz, jak ma być.Ale dobrze się spisałaś.Nawet mnie zraniłaś.Otarł krew wierzchem dłoni, w której trzymał nóż, i spojrzał na nią. Zaśpiewam pieśń na twoją cześć.Ty nas sprowadziłaś w to miejsce,gdzie wszystko się zaczęło i gdzie się skończy.Przeznaczenie.Twoje i moje.Zamknięty krąg, Lil.Wiedziałaś o tym od początku.Zasługujesz na godziwąśmierć.Ruszył ku niej. Stój, gdzie stoisz! rozkazał Coop, wychodząc na skraj polany. Rzućpistolet.Odsuń się od niego, Lil.Dłoń, w której Ethan trzymał broń, ani drgnęła.I lufa nadal wycelowanabyła w Lil. Jeśli ona się poruszy, zabiję ją.Jeśli ty strzelisz do mnie,ja strzelę doniej. Urwał i skinął głową. To ty, ten drugi.Dobrze, że tu jesteś. Rzuć ten cholerny pistolet, bo zabiję cię tam, gdzie stoisz. Celuję jej w brzuch.Zdążę wystrzelić jeden raz, może dwa.Chceszpatrzeć, jak się wykrwawia? Cofnij się.Cofnij się, do cholery.Nazwijmy toimpasem.Jeszcze się spotkamy.Jeśli nie opuścisz broni, właduję w nią kulę.Opuść broń, to odejdę.A ona ujdzie z życiem.579RLT On kłamie. Widziała to.Ten przebiegły błysk w jego oczach.Zastrzel drania.Wolę zginąć niż patrzeć, jak odchodzi wolno. Będziesz mógł z tym żyć? zapytał Ethan. Wciąż widząc przedoczami, jak umiera? Lil rzucił Coop, licząc, że ona potrafi czytać w jego oczach, żezrozumie.Ręka go świerzbiła, gdy opuszczał pistolet o cal.Nagle z zarośli wyskoczył kot, płowa smuga z błyszczącymi w świetleksiężyca kłami i pazurami.Jego prychnięcie przeszyło noc jak srebrny miecz.Ethan patrzył oniemiały, z otwartymi ustami.Potem krzyknął przerazliwie, gdy puma zatopiła kły w jego gardle iobaliła go na ziemię.Lil się zachwiała. Nie biegnij, nie biegnij! zawołała do Coopa. Ona może zaatakowaći ciebie.Stój w miejscu!Ale on szedł dalej.Szedł do niej pomyślała jeszcze, zanim zobaczyłamgłę przed oczami.I złapał ją, gdy w końcu ugięły się pod nią nogi. Znalezliśmy cię. Przyciskał usta do jej warg, policzków, szyi.Znalezliśmy. Musimy stąd odejść.Jesteśmy zbyt blisko ofiary. To Mała. Co? Nie. Zobaczyła błyszczące oczy pumy, która usiadła w trawie.Zauważyła krew na muszce jego pistoletu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]