[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W całym swoim życiu nie czuła się nigdy tak bezbronna jak teraz,gdy przytulał ją do siebie, jakby naprawdę się liczyła, o czym nieustannie ją zapewniał.Zaczynała mu wierzyć.Kiedy kupili już lody, pojechali na północ do małego parku położonego nad rzeczkąSpokane.W dzieciństwie była tu kilka razy, ale w ciemności wszystko wyglądało inaczej.Drzewa górowały nad rzeką i rozległym trawnikiem, tworząc atmosferę, która mogłaby byćprzerażająca, gdyby nie miała u boku Iana.Pozwoliła, by poprowadził ją ścieżką i przez mostek do miejsca, gdzie stały stołypiknikowe.Speszona romantycznym obrotem sytuacji, postanowiła zażartować.- Nie zamierzasz chyba dać mi po głowie i wyrzucić zwłok, co?Ian prychnął.- I zmarnować takie dobre lody? Nie ma mowy.Usiedli przy stoliku najbliżej wody.Zajadała podwójne lody czekoladowe i pozwoliła,by szum rzeki spływającej po kamieniach zepchnął wszystko inne na dalszy plan.W tejchwili była tylko noc i mężczyzna obok niej.Jeśli kiedykolwiek istniało coś doskonalszego,ona tego nie doświadczyła.- Jak miło.- Rzeczywiście.- Zcisnął jej kolano.- To mogłoby być nasze miejsce.Nasze miejsce.Zaczerpnęła tchu i z trudem przywołała uśmiech na twarz.- Pewnie.Ian roześmiał się i pocałował ją w skroń.- Przepraszam.Nic na siłę.Następny oddech przyszedł jej nieco łatwiej.- Pewnie.Nic na siłę.W milczeniu dokończyła lody.Może czas przestać wszystko analizować.To, że jejmatka miała do tej pory stuprocentową rację, nie oznaczało, że będzie ją miała tym razem.Przy Ianie Roxanne po raz pierwszy w życiu czuła się bezpieczna i potrzebna.Czy mogło wtym być coś złego?- Gotowa?Gotowa? Zorientowała się, że wpatruje się w pusty kubek po lodach od Bóg wiekiedy.Wrzuciła go do kosza obok stolika. - Tak, jestem gotowa.W drodze powrotnej trzymał ją za rękę.Z radia sączyła się jakaś piosenka w stylucountry, zupełnie nie w jej guście, ale o dziwo, pasowała do tej chwili.Gdy zatrzymali się na podjezdzie, Ian wyjął kluczyk ze stacyjki i siedzieli tak,słuchając miarowego pykania chłodzącego się silnika.Najwyrazniej czekał na jakiś sygnał zjej strony.Musiała przyznać, że nie brakowało mu taktu.Gdyby pocałowała go w policzek izostawiła przed drzwiami, przyjąłby to tak samo jak zaproszenie do środka.Kompletnanowość.Choć pragnęła zapomnieć o ostrożności i znów wylądować z nim w łóżku, porozmowie, jaką odbyli przy kolacji, i zacieśnieniu łączącej ich więzi w parku, nie chciałazepsuć wszystkiego swoim lękiem przed bliskością.Ale też nie chciała się z nim rozstawać.Uniosła głowę, odetchnęła i zebrała się na odwagę.- Zostaniesz na noc?- A chcesz, żebym został?- Tak.- Przygryzła wargę, nie potrafiąc spojrzeć mu w oczy.Chciała poprosić o cośinnego, znacznie bardziej intymnego.Przespanie się z nim to jedno.To, czego pragnęła, tozupełnie inny kaliber.- Ja.Mógłbyś mnie dziś po prostu przytulić?Uśmiechnął się.- Nie mam nic przeciwko temu.- Okej.- Boże, to nie powinno być jakieś wielkie halo.Ale było.Czuła, że to krok wewłaściwym kierunku.Jeszcze nigdy nie pozwoliła sobie na tak wiele.Ian wysiadł z samochodu i obszedł go dookoła, żeby otworzyć jej drzwi.W milczeniuwjechali windą na jej piętro, a on nawet na chwilę nie wypuścił jej dłoni.Otworzyła drzwi iweszła pierwsza do środka, ciekawa, jak mu się spodoba jej loft.Choć wprowadziła się tusześć miesięcy temu, rzadko przyjmowała gości - dom Elle znacznie lepiej się do tegonadawał - więc w części dziennej stała tylko sofa i fotel, przy obu lampy do czytania.Jejłóżko było częściowo ukryte za parawanem pomalowanym w kwiaty wiśni.Specjalnieumieściła telewizor na ścianie widocznej zarówno z łóżka, jak i z sofy, więc nasuwało siępytanie.gdzie powinni usiąść?Znów za dużo myślała.Roxanne zrzuciła szpilki i spojrzała na niego.- Napijesz się czegoś?- Nie, dziękuję.- Ian przesunął dłonią po blacie niewielkiego stołu.Był robiony nazamówienie, z kutego metalu, na siedzeniach krzeseł leżały wygodne poduchy.Zamówiła go w ubiegłym roku w Portland, w sklepie, do którego trafiła przypadkiem podczas rekonesansudla jednej z klientek.- Podobają mi się krzesła.- Dzięki.Przeszedł przez pokój i zatrzymał się przy komodzie.Był to ogromny mebel zpociemniałego od starości drewna.- Brakuje jednej gałki.Stanęła obok niego.- Od kiedy przywiozłam ją ze sklepu z antykami.- Podoba mi się.- Przesunął dłonią po szufladzie.- Jest dziwaczna.- Chciałabym kupić nową, ale nie znalazłam jeszcze odpowiedniej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •