[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Trumbull zamknął oczy.Przy Czternastej kilku jego kolegów wysiadło, by przesiąść się na pociąg jadący w kierunku PennStation.Uścisnęli mu dłoń, szturchnęli go w ramię i już ich nie było.Inni wysiedli przy Grand Central; w wagonie pozostali już tylko Trumbull i Jim Kolb, makler pracującypiętro niżej.Trumbull za nim nie przepadał.Znów zamknął oczy, oddychając ze znużeniem, w miarę jakskład wtaczał się coraz dalej w głąb ziemi, sunąc po torze linii ekspresowej.Trumbull jak przez sen zarejestrował krótki postój przy Pięćdziesiątej Dziewiątej Ulicy, otwarcie izamknięcie drzwi, a potem dalszą podróż w ciemność i powolne nabieranie szybkości do odległej otrzydzieści przecznic kolejnej stacji, przy Osiemdziesiątej Szóstej.Jeszcze jedna stacja, pomyślał sennie.Wtem pociągiem zatrzęsło i cały skład ze zgrzytem hamulców zaczął gwałtownie zwalniać.Rozbudzonyw brutalny sposób Trumbull wyprostował się na siedzeniu, z coraz większą irytacją wsłuchując się wskrzypienia i trzaski znieruchomiałego wagonu. Niech to szlag  powiedział głośno Kolb. Pieprzyć aleję Lexington numer cztery.Rozejrzał się wokoło, oczekując jakiejkolwiek reakcji, lecz pozostała dwójka na wpół przysypiającychpasażerów zbyła go milczeniem.Kolb szturchnął Trumbulla łokciem; Bill uśmiechnął się słabo, a w myślachzmieszał tamtego z błotem.Miał go za skończonego dupka i właśnie się to potwierdziło.Trumbull zlustrował wnętrze wagonu.Ujrzał niebrzydką kelnereczkę i czarnoskórego dzieciaka, którymimo panującego w przedziale upału miał na sobie obszerną grubą kurtkę i wełnianą czapeczkę.Choćchłopak sprawiał wrażenie, że śpi, Trumbull obserwował go kątem oka.Pewno przez całą noc napadał naludzi w ciemnych zaułkach, a teraz wraca do domu.Sięgnął do kieszeni i namacał w niej scyzoryk.Nikt nie - 126 -odbierze mu portfela, nawet gdyby nie miał w nim ani centa.Rozległy się ciche trzaski, a potem z głośnika w wagonie dobiegł mocno zniekształcony głos.UAAGAAASA%7łEROFFIE AOSIMY O EERPLI.FOZ USSSERKA SYGNALISSAAIII OSSSTANIEFKRUTSSE NAPRAFFIO. Jasne, powiedzcie mi coś, czego nie wiem  burknął z niesmakiem Kolb. %7łe co? Zawsze tak mówią.Usterka sygnalizacji.Już wkrótce pojedziemy dalej.Chyba w snach.Trumbull splótł ramiona na piersiach i ponownie zamknął oczy.Coraz bardziej łupało go w skroniach, ana dodatek w wagonie było tak duszno, że trudno było oddychać. I pomyśleć, że każą nam płacić pół dolca za przejażdżkę tą sauną na kółkach  ciągnął Kolb. Możenastępnym razem powinniśmy wynająć limuzynę.Trumbull, jakby mimochodem, pokiwał głową i spojrzał na zegarek.Za piętnaście pierwsza. Nic dziwnego, że ludzie przeskakują przez bramki  mówił Kolb.Trumbull znów skinął głową, zastanawiając się, jak mógłby go uciszyć.Naraz usłyszał jakiś hałasdochodzący z zewnątrz i leniwie wyjrzał przez okno.W parnej ciemności pojawiła się jakaś postać, szła w ich kierunku po sąsiednim torze.Zapewne tomechanik, pracownik obsługi kolei podziemnych.Może pracuje na nocną zmianę, reperując tory, pomyślałTrumbull, przyglądając się od niechcenia zbliżającej się postaci.Gwałtownie rozbudzone nadzieje okazały się płonne.A jeśli, nie daj bóg, coś się popsuło w pociągu, aniech to, moglibyśmy zostać tu uwięzieni, aż.Nagle tuż pod oknem przemknęła bezgłośnie postać w bieli.Trumbull poderwał się z siedzenia jakoparzony.To nie był pracownik obsługi kolei, lecz kobieta  kobieta w długiej sukni.Biegła, potykając sięcoraz bardziej, rozpływając się w ciemnościach tunelu.Przez otwarte okno patrzył, jak oddalała się corazbardziej, znikając w ciemnościach tunelu.Zanim znikła w mroku, Bill zauważył, że plecy jej sukni zbryzganebyły czymś, co w słabym świetle unieruchomionego pociągu wyglądało jak czarna farba. Widziałeś to?  zwrócił się do Kolba.Makler uniósł wzrok. Co takiego? Kobietę biegnącą po torach.Kolb uśmiechnął się. Czy nie wypiłeś czasem o jednego za dużo, Billy?Trumbull wstał i wychyliwszy głowę przez okno, zmrużył lekko powieki, spoglądając w stronę, dokądpobiegła kobieta.Nic.Odwrócił się, by stwierdzić, że żadna z osób znajdujących się w wagonie niczego niezauważyła.Co się tam działo? Czyżby to jakiś napad? Znów wyjrzał przez okno, ale kobieta zniknęła, tunel byłpusty i cichy. Miało być  wkrótce , czemu to tak długo trwa, u licha?  pieklił się Kolb, stukając palcem w szkiełkoswego rolexa.Trumbull miał wrażenie, że lada moment czaszka pęknie mu na dwoje.Może faktycznie wypił za dużo izaczynał mieć przywidzenia.To była jego trzecia impreza w tym tygodniu.Może nie powinien tak często wychodzić z kolegami.Zapewne widział tylko mechanika od napraw trakcji kolejowej, który dzwigał coś na plecach.Równiedobrze mogła to być kobieta.Bądz co bądz, kobiety także pracują na kolei.Zajrzał przez drzwi dosąsiedniego przedziału, lecz panował w nim względny spokój; samotny pasażer tępym wzrokiem gapił się wprzestrzeń.Gdyby coś się wydarzyło, bez wątpienia ogłoszono by to przez głośniki w całym pociągu.Usiadł, zamknął oczy i skupił całą swą uwagę na bólu w skroniach, usiłując go zneutralizować.Zwyklenie miał nic przeciwko przejażdżkom metrem.Jazda trwała krótko, a turkot kół i błyski świateł odwracałyuwagę.Jednakże w chwilach takich jak ta, podczas nie wyjaśnionych postojów, w dusznej ciemności trudnobyło nie myśleć o tym, jak głęboko pod ziemią biegły tory i jak daleko było do następnej stacji. - 127 -Z początku zabrzmiało to jak odgłos pociągu, odległy wizg kół, gdy skład wjeżdżał na stację.I nagle,nasłuchując, Trumbull rozpoznał ów odgłos  był to dochodzący z daleka przeciągły krzyk, dziwniezniekształcony przez echo i wpływający do wagonu przez pootwierane okna. Co, u licha?  rzucił Kolb, prostując się na siedzeniu.Czarnoskóry chłopak otworzył oczy, a kelnerka stała się nagle czujna.W elektryzującej ciszy, jaka wówczas zapadła, wszyscy nasłuchiwali uważnie.Nie doszedł ich jednakżaden inny dzwięk. Chryste, Bill, słyszałeś to?  spytał Kolb.Trumbull milczał.Gdzieś niedaleko napadnięto kogoś, może nawet zamordowano.Kto wie, może tojeden z lokalnych gangów zaatakował unieruchomiony pociąg.Był to najgorszy z koszmarów każdegopasażera metra. Nigdy nic nie powiedzą  warknął Kolb, spoglądając nerwowo na głośniki. Może ktoś powinien tosprawdzić. Zmiało  rzekł Trumbull. To był krzyk  dodał Kolb. Krzyk mężczyzny.Słowo daję.Trumbull znów wyjrzał przez okno.Tym razem spostrzegł kolejną postać przemykającą wzdłużsąsiedniego toru.Zbliżała się do nich dziwnym, niezdarnym krokiem, jakby utykała lub powłóczyła nogami. Ktoś nadchodzi  powiedział. Spytaj go, co się dzieje.Trumbull zbliżył się do okna. Hej, hej, ty!W półmroku za pociągiem postać się zatrzymała. Co się dzieje?  zakrzyknął Trumbull. Czy ktoś jest ranny?Postać znów ruszyła naprzód.Trumbull śledził ją wzrokiem, jak zmierzała w stronę sąsiedniego wagonu,po czym wspięła się na złącze pomiędzy dwiema jednostkami i znikła. Nie cierpię tych palantów z obsługi kolei podziemnych  mruknął Kolb. Sukinsyny zarabiajączterdzieści patyków rocznie, a gdy przyjdzie co do czego, nawet palcem nie kiwną.Trumbull przeszedł na przód wagonu i zajrzał przez szybę do sąsiedniej jednostki [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •