[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przy następnym stoliku Mark Cavendish przeglądał broń, sprawdzając ile amunicji imjeszcze pozostało.Leżący przed nim stos sprzętu stanowił dziwny kontrast z bukiecikiemsztucznych kwiatów w małym wazoniku pomiędzy pojemniczkami z solą i pieprzem.- Zpi - powiedział lekarz.- Podałem jej środek uspokajający.Chlorowodorekmeperidiny.- Długo będzie spała? - spytał Harry.- Jakiś czas.- Chcę z nią porozmawiać - powiedział Harry.- Niech ją pan obudzi.- Nie uważam, żeby to było rozsądne - oznajmił Kerwald.- Dlaczego?- Dlatego, że jej stan jest bardzo poważny.Jakakolwiek podnieta w tej chwili może tenstan jeszcze pogorszyć.- Ona należy do grupy terrorystów.Jest odpowiedzialna za zadanie bólu tym, którychpan tu leczy.To morderczyni.- To nie ma nic do rzeczy - odparł lekarz.- Nie dopuszczę do tego, aby traktowano ją wsposób, który mógłby zagrozić jej życiu.- Jakie to prochy ma pan tam w tej torbie? - wtrącił się Daniel.Lekarz, który trzymałswoją czarną torbę na kolanach, chwycił ją mocniej dla ochrony i gdy spojrzał na Daniela,wargi mu zwiotczały.- Przypuszczam, że przez  prochy rozumie pan środki pobudzające - odezwał sięsztywno.- Zgadza się - amfetaminy, metadryny, te rzeczy. - Nie mam niczego takiego - odparł Kerwald.- W podróż zabieram ze sobą jedynienajbardziej potrzebne leki.- Co pan ma? - spytał spokojnie Harry.- Ritalin.Chlorowodorek metylfenidyny.Stosuje się ją na nadpobudliwość u dzieci, udorosłych ma jednak przeciwny skutek.- Ile by trzeba, żeby ocucić tę dziewczynę na parę minut?- Może ze trzydzieści miligramów - powiedział lekarz.- Ale ja mam tylkopięciomiligramowe tabletki.- Będzie nam ich potrzeba dwadzieścia - stwierdził Harry.- Najpierw dam jej dziesięć, ajeśli to nie pomoże, to następne pięć, okay?- Nie pozwolę wam tak jej traktować! - krzyknął rozwścieczony lekarz.- Daj mi coś - rzucił Daniel, odwracając się do Marka Cavendisha i wyciągając rękę.Weteran wybrał Ingrama i włożył do niego magazynek.Następnie podał go Pendergastowi,który odciągnął suwadło i wpakował lekarzowi lufę pod nos.- Wygląda pan na miłegoczłowieka, doktorze Kerwald, i jestem pewien, że Hipokrates byłby z pana dumny, lecz my niemamy za dużo czasu.Nie bawi mnie granie twardziela, ale albo pan da narkotyk tej suce wnastępnym wagonie, albo my to zrobimy.Czy wyrażam się dosyć jasno?- Doktorze, proszę - odezwał się Harry.Stary człowiek spojrzał na broń w ręku Pendergasta i skrzywił się.W końcu pokiwałgłową.- Podam jej to.Ale przy jej obecnym stanie może trochę potrwać zanim środek zadziała.- Jak długo? - spytał Harry.- Piętnaście, dwadzieścia minut.- Okay - zgodził się Harry.Zwrócił się do Marka Cavendisha.- Zabierz go do niej.Niech Stackpole zostanie przy nich i zamelduje, kiedy zacznie się budzić.Cavendish skinął głową i wstał, a za nim doktor.Poszli razem do wagonu sypialnego.Po paru minutachweteran wrócił.- W porządku - oznajmił, ponownie siadając przy swoim arsenale.- Myślicie, że ona naprawdę będzie w stanie coś nam powiedzieć? - spytał Daniel.- Cholernie na to liczę - mruknął Harry, zaglądając przez oszklone drzwi przedsionka donastępnego wagonu.- Jak dotąd, mieliśmy szczęście, ale chyba zaczyna go już nam brakować.Na przykład, czy masz jakieś pojęcie, gdzie jesteśmy?- Mottbrown twierdzi, że właśnie minęliśmy miejsce o nazwie Field.Poza tymzwalniamy.Howard mówi, że pochyłość wzrasta w miarę, jak posuwamy się w głąb gór. - A ile jest z tego Field do tunelu?- Jakieś osiemdziesiąt mil.Przy tej prędkości to gdzieś półtorej godziny, może trochęwięcej.- Ciągle uważacie, że chodzi o tunel? - spytał Daniel.- Coraz bardziej - odezwał się Mark.- Wspomniałem o tym Mottbrownowi i onpowiedział, że mają tam jakiś automatyczny system hamowania.Jest to właściwie strumieńprądu, który przebiega przez szyny i koła.On mówi, że zatrzymanie pociągu w tunelu niebędzie dla władz żadnym problemem.- A więc to jest to - stwierdził Harry.- Ale co, jeśli staną przed tunelem? - spytał Daniel.- Może mamy jeszcze mniej czasu,niż myślimy.- Wątpię - powiedział Cavendish.- Jeśli spojrzeć na mapę, najlepszym dla nichmiejscem jest Albert Canyon, jakieś piętnaście mil za tunelem.Spory kawałek od głównejszosy, poza tym jest tam droga i miejsce dla małego samolotu.Tymczasem tu, gdzieznajdujemy się w tej chwili, i dalej, aż do tunelu, przez cały czas jesteśmy nie więcej niżkilkaset jardów od Autostrady Transkanadyjskiej.Nie ryzykowaliby.- Więc niby jak, do cholery, mamy zatrzymać pociąg przed tunelem?! - krzyknął Harry.Walnął pięścią w stół; zawód i gniew prawie z niego kipiały.Wyglądało na to, że każdy życiowy wybór,jakiego dokonał od opuszczenia szkoły średniej, był błędem.Nawet jeśli ciągle była w nim jakaś iskierkaoptymizmu, w tej chwili nic o tym nie świadczyło.Po raz kolejny znajdował się na straconej pozycji.Tyle że terazporażka nie oznaczała po prostu nudnej, bezmyślnej roboty czy nawet odsiadki - oznaczała śmierć.- A niech to szlag! - ryknął.Dokładnie w tym momencie do wagonu weszli Wanda Jenkins Margay i WolfgangGroz.- Wielki Boże - odezwała się Wanda.- Wygląda pan na bardzo rozdrażnionego, panieMaxwell.- Przepraszam - mruknął Harry.- Po prostu żałowałem właśnie, że w ogóle sięurodziłem, to wszystko.- Och! A ja tu przychodzę z nowymi niepomyślnymi wiadomościami.- No cóż, wysłuchamy ich - powiedział Harry ponuro.Staruszka usiadła naprzeciwkoniego, Groz zaś podszedł do stołu, przy którym Mark Cavendish dopasowywał magazynki doautomatów.Również usiadł, splatając swoje zdeformowane dłonie na gałce laski należącej doWandy, co nadawało mu dostojny wygląd człowieka ze Starego Zwiata, zupełnie nie pasującydo zdewastowanego wagonu. - W naszym przedziale jest pewna młoda kobieta - zaczęła Wanda.- Wygląda na bardzoprzestraszoną.- Podobnie jak siedemset innych osób w tym pociągu  stwierdził Harry.- Ta młoda dama opowiedziała nam szczególnie niepokojącą historię - ciągnęła Wandanie zwracając uwagi na komentarz Harry'ego.- Znalezliśmy ją chowającą się w jednej zubikacji.Mówi, że była świadkiem morderstwa.- Słucham.?- Morderstwa - powtórzyła ostrożnie Wanda.- Jest zdenerwowana, ale raczej mówiprawdę.W obecnych okolicznościach może to się wydać dziwnym pytaniem, ale czy wie pancoś o jakichś morderstwach, panie Maxwell?- O wielu - odparł Harry.- Którego zdarzyło jej się być świadkiem?- Tego w przedziale numer pięć w ,,Riverdale - odparła, wymieniając nazwę wagonusypialnego jadącego za restauracją.I numer przedziału, w którym zginął Adrian Tucker.- Proszę mówić dalej.- Twierdzi, że był tam jakiś człowiek.Miał poderżnięte gardło.- O czym ona, u diabła, gada? - spytał Mark Cavendish.- O Adrianie - powiedział Harry, nie patrząc na weterana. On nie żyje.- Dlaczego mi nie powiedzieliście?- Bo nie wiedzieliśmy, kto to zrobił - odezwał się Daniel Pendergast.- To mógł byćkażdy, Mark, nawet ty.Tylko Harry i ja wiedzieliśmy o tym.- A co z tobą? - spytał gniewnie Cavendish.- Może to byłeś ty?- Przestańcie - warknął Harry.- Nie mamy czasu na takie pieprzenie.Proszę miwybaczyć, Wando.Ta dziewczyna, co ona właściwie widziała?- Ona nazywa się Kenzie McLeod.Oboje z Herr Grozem przepytaliśmy jąszczegółowo [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •