[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Sprawdziłeś? Tak. Jesteś zupełnie pewny? Wiem, że to brzmi trochę głupio,ale.Michael naciska klawisz w suficie limuzyny i opuszcza prze-grodę z ciemnego szkła. Drzwi są zamknięte, prawda, Vin? Tak, proszę pana  mruczy Vincent, ale uprzejmie zwal-nia blokadę i zaraz włącza ją na nowo.Szyba zamyka się z cichym szumem.Znowu jesteśmy w na-szym małym świecie.Leżę na tylnym fotelu, z głową na kolanachukochanego.Czuję, jak głaszcze mnie po czole  tam, gdziemam paskudnego guza.Guz jest prawdziwy.Tak jak wszystko,co mi się dzisiaj przytrafiło. Już po zmartwieniu  uspokaja Michael.Ile bym dała, żeby miał rację! Dobrze chociaż, że mnie wycią-gnął ze szpitala. Nie byłam pewna, czy ten cholerny Curley mnie wypuści wzdycham.Michael kiwa głową.229  Strasznie się stawiał, prawda? Co mu się stało, że zmienił zdanie? Och, nic takiego.Powiedziałem, że sama przyszłaś doszpitala i także sama stamtąd wyjdziesz. To wszystko? Tym go przekonałeś?Uśmiecha się po swojemu. No, nie.Jeszcze coś dodałem. Wiedziałam! Wspomniałem tylko, że będzie pozew o bezpodstawneuwięzienie, a potem szpital zmieni nazwę na Matki Boskiej odBankructwa.Za to go kocham.Michael nie prosi mnie o wyjaśnienia.Tak bardzo chcę muwszystko wyznać, lecz wciąż coś mnie powstrzymuje.Przedchwilą ręczył własnym słowem, że jestem zdrowa na umyśle.Jakzareaguje, gdy usłyszy to, co mam do powiedzenia? Boję się, żerozkaże Vincentowi, aby natychmiast wracał do szpitala. Szyb-ko! Trzeba ją jak najprędzej odwiezć!.Poza tym mam już dość niepotrzebnych nerwów.Nareszciemogę trochę odpocząć.Jestem.bezpieczna.Tak, to najlepszesłowo.Tak samo czułam się ostatnio, gdy siedzieliśmy w limu-zynie.Może to też ma jakieś znaczenie w tej porąbanej układan-ce? Jaka jest rola Michaela? Znów to zrobiłam, prawda?  wzdycham. Chyba po-psułam ci ważne spotkanie. Nic się nie martw. Mój ukochany spogląda na swojegoplatynowego roleksa. Jak tylko wrócę, żeby zapłacić, nikt minie powie złego słowa. Naprawdę musisz tam pojechać?  pytam i biorę go zarękę. Raczej tak.A ty postaraj się odpocząć.230 Ma świętą rację.Już oficjalnie gonię na rezerwie.Jednak niechcę, by odchodził.Nie możemy tak jechać aż do końca życia? Michael? Tak? Pokochamy się?W odpowiedzi muska moje usta najdelikatniejszym poca-łunkiem.Tego mi w tej chwili potrzeba.Z wolna zaczyna mnie rozbierać.Odrywam wzrok od jegotwarzy i mimo woli patrzę w górę, przez szybę w dachu, w ciem-ność nocy.Nade mną wiszą długie stalowe liny mostu Brooklyń-skiego.Otoczone są żółtą poświatą, jak na stylowej fotografii.Tocoś pięknego i trwałego.Poza czasem. Rozdział 71Niechętnie żegnam się z Michaelem, gdy dojeżdżamy do mo-jego domu.Myślę, że zaraz się rozpłaczę.Potem jest chyba jesz-cze gorzej.Nie chcę być sama w pustym mieszkaniu.Wydaje misię, że minęły wieki, odkąd miałam tu przytulne gniazdko.Zaledwie weszłam i przekręciłam klucz, żeby porządnie za-mknąć się od wewnątrz, już słyszę świergot telefonu.Nie mamochoty z nikim rozmawiać, ale po pewnej chwili myślę, że toMichael.A może jednak zmienił zdanie? Dobrze by było.Odbieram tak po piątym dzwonku i słyszę głos telefonistki: Będzie rozmowa na koszt odbiorcy.Dzwoni pani KristinBurns.Mam ochotę rzucić słuchawką, ale przyjmuję połączenie.Sły-szę swój głos. Na pomoc! Niech ktoś to przerwie.Teraz naprawdę rzucam słuchawką.Co ktoś ma przerwać?Na litość boską, co się dzieje?! Jak mogę dzwonić sama do sie-bie?232 Zliwka na czole jest prawdziwa i już zmieniła się w po-rządnego siniaka.Nijak nie mogę jej zamalować, więc robię so-bie nową fryzurę  grzywka na oczy.Wkładam koszulkę, spodnie od dresów, potem gramolę siędo łóżka.Myślę, że zasnę, jak tylko przytknę głowę  z sinia-kiem  do poduszki.Dlaczego zatem jeszcze nie śpię?Mija pięć, dziesięć minut, pół godziny.a ja wciąż rzucam sięi wiercę.Wydarzenia ostatnich dni zaciskają się w mojej głowiejak jakaś obłędna pętla strachu i zdumienia.Stres, który rozpły-nął się, gdy leżałam w ramionach Michaela, powrócił  naj-pierw powoli, jakby ukradkiem, a potem z niespożytą energią.W tym momencie mogę zrobić tylko jedno.Zrywam się z łóżka po aparat.W uszach dzwięczy mi głosCurleya.Wyraznie słyszę początek zdania:  W chwilach rozterkilubię..Zamykam drzwi do ciemni, żeby wywołać zdjęcie, które cyk-nęłam w szpitalu.Nie spieszę się, bo z góry wiem, co zobaczę.Doktor Curley na pewno nie był sam.Niczego sobie nie wymy-śliłam.Ani tam, ani gdzie indziej.Pytanie tylko: co to wszystko znaczy? Albo przynajmniej: jakto możliwe?Biorę odbitkę.Bywały czasy, że płakałam, patrząc na twarzdoktora Floyda Magnumsena.Miał zimne ręce.Podczas badania zazwyczaj nosił rękawiczki.Z wyjątkiem tamtego jednego razu.Dlaczego zamknął drzwi? pomyślałam.A potem nagle zrozumiałam: nie chce, aby ktoświedział, że jest potworem.Na koniec strasznie się wstydziłam.Niestety, nikt mi nieuwierzył.Doszło do tego, że chciałam umrzeć.Doktor Magnumsen był nie tylko szacownym pediatrą, ale teżbohaterem wojennym.ja zaś dwunastoletnim dzieckiem o233  wybujałej wyobrazni.Nawet rodzice podejrzewali, że wszyst-ko sobie wymyśliłam. Chcesz zwrócić na siebie uwagę, Kristin? spytała matka. Jesteś zupełnie pewna, że tak było?.Ale po pewnym czasie zjawił się ktoś inny.Uczennica drugiejklasy z liceum w Concord.Doktor Magnumsen wmawiał jej, żeszuka guzów  tam, na dole  i że to może być przyjemne.Przezcztery lata żyła z tajemnicą [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •