[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.%7łelazo zdążyło się już mocno rozgrzaći połyskiwało teraz piękną pomarańczową barwą.Tincommiusa przywiązanodo jednego z wozów blisko ściany.Był ledwie przytomny, zwisał bezwładniez nieobrobionych grubych desek.Na jego odsłoniętych plecach widać było świeże sińce i oparzenia.W powietrzu unosiła się ostra woń spalonego ciała. Mam nadzieję, że go nie zabiłeś  rzucił Wespazjan, zasłaniając noswierzchem dłoni. Nie, panie.Hortensjusz wydawał się urażony brakiem wiary w jego umiejętności.W torturach chodziło przecież o coś więcej niż tylko bolesne zadawanie śmierci.O wiele więcej nawet.Z tego też powodu legiony bardzo dokładnie szkoliłyswoich oficerów w tej niezwykle trudnej sztuce wojowania.Granica pomiędzyskrzywdzeniem człowieka do tego stopnia, by mówił prawdę, a przeholowaniemi zabiciem go tuż przed tym, jak się załamie, była naprawdę cienka.Sztukapolegała na tym  co nawet średnio wyuczeni kaci wiedzieli  by zadaćtorturowanemu większy ból, niż może wytrzymać, i utrzymywać go na tympoziomie tak długo, jak to tylko możliwe.Po czymś takim każdy wyzna całąprawdę.Strach przed tym, że oprawca mu nie uwierzy i ponowi przesłuchanie,jest silniejszy od zdrowego rozsądku.Hortensjusz wskazał brodą ognisko. Trochę go tylko przypiekliśmy. Powiedział coś przydatnego?  zapytał Kwintyliusz. Głównie bredził coś po swojemu. Nadal utrzymuje, że Karatacus zmierza tutaj z całą swoją armią? Tak, panie.Wespazjan z niezdrową fascynacją spojrzał na okaleczone plecy księcia. Twoim zdaniem mówi prawdę?Hortensjusz podrapał się po karku i skinął głową. Tak, chyba że ma więcej jaj niż całe stado baranów. Ciekawe wyrażenie  przyznał trybun. Nigdy wcześniej go nie słyszałem.Czy to jakieś regionalne powiedzenie? Zgadza się, panie  odparł posłusznie Hortensjusz. Ukuliśmy je na potrzebyprzybyszów.Mogę kontynuować, panie?  Ostatnie zdanie skierował do legata.Wespazjan oderwał wzrok od skatowanego Atrebaty. Co? A tak, kontynuuj.Jeśli jednak nie odwoła poprzednich zeznań, możeszzakończyć przesłuchanie i odpocząć. Zakończyć, panie?  Centurion pochylił się, by wyjąć kolejną rozgrzanąwłócznię z ogniska.W ciemności jarzyła się znacznie mocniej niż w ogniu.Terazjej grot był jasnożółty, tu i ówdzie poznaczony jeszcze bardziej jaskrawymiplamkami.Powietrze wokół drgało od gorąca. To znaczy definitywnie? Zgadza się. Doskonale, panie. Centurion Hortensjusz skinął głową i obrócił siędo atrebatyjskiego księcia, kierując grot ku jego pośladkom.Legat opuściłredutę, starając się nie przyspieszać kroku, aby jego podwładni i trybun niezauważyli, że nie czuje się zbyt komfortowo w tej scenerii.Gdy on i Kwintyliuszznalezli się po drugiej stronie reduty, do ich uszu dobiegło głośne syczenie,a po nim powietrze przeciął ostry jak sztylet nieludzki skowyt.Wespazjanskręcił ku królewskiemu magazynowi, w którym utworzono jego tymczasową kwaterę.Kwintyliusz musiał przyspieszyć kroku, by nie zostać w tyle. Co o tym sądzisz, panie? Zaczynam się zastanawiać, czy Katon nie miał racji, namawiając nasdo większej ostrożności.Trybun obrzucił go zaniepokojonym spojrzeniem. Nie mówisz tego poważnie, panie.Karatacus miałby iść na Callevę? Toprzecież niemożliwe.Plaucjusz przyszpilił go po tamtej stronie rzeki.Za ich plecami rozległo się kolejne wycie.Wespazjan wskazał kciukiemkierunek, z którego dochodziło. On, jak widać, w to wierzy. Sam przecież mówiłeś wcześniej, że może mu chodzić o to, byśmy sięwystraszyli i odeszli. Upieranie się przy tym, gdyby to nie była prawda, nie miałoby już większegosensu. Możliwe  przyznał z niechęcią Kwintyliusz. Może i jego okłamano?Wespazjan zatrzymał się w pół kroku i odwrócił do trybuna. Dlaczego tak bardzo zależy ci na tym, byśmy tutaj zostali? Czy to na pewnonie ma nic wspólnego z pragnieniem, żeby zostać pierwszym rzymskim rządcąprowincji zwanej Atrebacją?  Kwintyliusz nie odpowiedział. Tak myślałem zakpił z niego legat. Tutaj chodzi o coś więcej niż twoja kariera, trybunie.Staraj się o tym pamiętać. Kwintyliusz skinął głową, ale nadal milczał.Wespazjan westchnął głośno, widząc, że ten człowiek nie jest w stanie przyjąćdo wiadomości prawdziwej powagi sytuacji. Wiesz o tym, że jeśli coś mi sięstanie, zostaniesz moim następcą na stanowisku dowodzenia, ponieważ jesteśtutaj najstarszy stopniem? Tak, panie. Twoim obowiązkiem będzie wykonać moje ostatnie rozkazy.A to oznacza,że zrobisz wszystko, by ocalić ludzi, których przejmiesz ode mnie.Zabraniam ciryzykować ich życie.Jeśli będzie to wymagało opuszczenia Callevy, uczynisz tobez wahania. Jak sobie życzysz, panie. Jak rozkazuję. Tak, panie.Wespazjan najpierw spojrzał trybunowi prosto w oczy, by podkreślić wagęswoich słów, a dopiero potem dodał: Idz, przekaż dowódcom kohort, że mają się przygotować do wymarszuo świcie.Kwintyliusz zasalutował i natychmiast ruszył w ciemności.Wespazjanspoglądał w ślad za nim, dopóki jego cień nie rozpłynął się całkowicie w mroku.Obawiał się o swoich ludzi, gdyby sytuacja go zmusiła do oddania dowodzeniakomuś takiemu jak ten trybun.Może powinien spisać rozkazy przy świadkach,na przykład przy dowódcy którejś z kohort? Niemal natychmiast odrzucił tęmyśl.Mimo że nie cierpiał Kwintyliusza, za nic nie odważyłby się potraktować go tak niehonorowo.Wydał rozkaz, który trybun musi wykonać.Jego myśli zdryfowały znowu na widmo Karatacusa i jego armii idącejna Callevę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •