[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mężczyzna tymczasem przysunął sobie krzesło i usiadł, zakładając nogę na nogę.Miał na sobie lniane spodnie.Czułam,że uważnie mi się przysłuchuje, a kiedy skończywszy, spojrzałam na niego, pokiwał głową.- Niezłe podsumowanie, choć nie do końca ścisłe i pozbawione paru istotnych szczegółów.- Miał surową twarz o wyrazistych rysach.Mógł równie dobrze liczyć trzydzieści, jak i pięćdziesiąt lat, a to ze względu na włosy ostrzyżone prawie do skóryi mądre spojrzenie.Długi prosty nos i wydatne kości policzkowebarwy polerowanej miedzi nadawały mu wygląd dzikiego łowcy, mniejszego od lwa i grozniejszego od wilka, lecz gdy naglesię uśmiechnął, moje pierwsze wrażenie natychmiast ustąpiłomiejsca innym, mniej drapieżnym porównaniom.- Pan też tu mieszka? - spytałam.- Można tak powiedzieć.Bywam tu tak często, że to prawie mój drugi dom.- Wydaje się pan sporo wiedzieć o Maroku.Pochylił głowę.- O tyle, o ile.Jego czarne bystre oczy śmiały się ze mnie.Wtedy mnieolśniło.- O, Boże, przepraszam.Pan Idriss, prawda? Myślałam, żejest pan.jednym z gości, zachowywał się pan tak swobodnie,zagadnął płynną angielszczyzną.Czułam, jak się czerwienię, i to nie tylko na twarzy, ale także na szyi.Koszmar.Wzięłam go za turystę, bo dobrze mówi241po angielsku i w związku z tym na pewno nie może być Marokańczykiem.Co za wstyd.Ukłonił się.- To ja powinienem przeprosić, że tak bezceremonialnieprzerwałem pani petit dejeuner i na dodatek się nie przedstawiłem.Pani pozwoli.- I podał mi rękę przez stół.- La bes.Nazywam się Idriss el-Kharkouri.Marhaban.- Położył dłońna sercu.- Witamy w Maroku.Wymieniliśmy jeszcze parę uprzejmości, po czym on wyszedł, by przynieść dzbanek świeżej kawy i popielniczkę.- Nie będzie pani przeszkadzało? Obrzydliwy nałóg, alebardzo popularny wśród Marokańczyków.Wszyscy powinniśmy umierać na raka płuc, tymczasem to cukrzyca zbiera największe żniwo.- Nie, proszę.- Poczęstował mnie, ale podziękowałam.- Dlaczego cukrzyca?- Próbowała pani naszej whisky?- Myślałam, że islam zabrania picia alkoholu - odparłamnaiwnie.Uśmiechnął się.- T a k nazywamy miętową herbatę: marokańska whisky".Przez to mniej dotkliwe odczuwamy ten zakaz.- Milouda zrobiła mi wczoraj jakąś herbatę.Była.- cofnęłam się myślami - dosyć słodka.Zaśmiał się w głos.- Dobrze, że pani nie widziała, ile cukru weszło do imbry-ka.Nigdy więcej by pani tego nie tknęła.Francuzki wpadająw histerię, kiedy sobie uświadomią, co tak beztrosko popijałyprzez cały urlop.Ale dla nas cukier to coś więcej niż substancjasłodząca.To symbol gościnności, dostatku i szczęścia.Każdamłoda para tradycyjnie dostaje w prezencie ślubnym głowę cukru.Cukier i sól były podstawą naszej gospodarki.Cukier sprowadzano z południa, a sól z Taghazy na Saharze i przewożonokarawanami głównym szlakiem między Timbuktu a Marokiem.242Towary odprawiano potem w portach północno-zachodniego wybrzeża - Essaouirze, Safi i Anfie, a także tutaj w Rabaciei Sale - i wysyłano do wszystkich krajów Europy Wasza królowa Elżbieta, która pokonała Hiszpanów, prowadziła intensywnąwymianą handlową z Marokiem.Nie chodziło tylko o cukier,lecz i saletrę do produkcji prochu, kość słoniową, srebro, złotoi bursztyn, a także miód z Meknes oraz wosk pszczeli.W zamiandostawaliśmy od niej broń do walki z Hiszpanami.Zaczęła mi się podobać perspektywa zwiedzania miastaw towarzystwie tego człowieka.Mimo że groznie wyglądał, byłprawdziwą kopalnią informacji.- Co więc się stało? Czemu piraci zaczęli grasować u naszych wybrzeży, skoro mieliśmy wspólnego wroga?- A wróg mojego wroga jest moim przyjacielem", tak?Skinęłam głową.- Stare arabskie przysłowie.- przerwał.- Interesuje siępani korsarzami z Sale, mogę spytać dlaczego? Nawet w naszymkraju to rzadko poruszany temat.- Ta ka tam rodzinna historia - odparłam wymijająco
[ Pobierz całość w formacie PDF ]