[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na jej policzkachnatychmiast pojawił się rumieniec wywołanypoczuciem winy, który powiedział mu wszystko o jejzamiarach.- Dzień dobry paniom - odezwał się lodowatymtonem.- Lekcja się skończyła.Może pójdziecie napokład zaczerpnąć świeżego powietrza?Kiedy kobiety popatrzyły na Sarę, ta skrzyżowałaprzed sobą ręce.- Nie masz prawa przerywać moich zajęć, kapitanieHorn.Poza tym jeszcze nie skończyłyśmy,Opowiadałam im historię.Wiem.Opowiadałaś Lizystratę.W jej oczach naułamek sekundy pojawiło się zaskoczenie, ale zaraz,zadarłszy do góry swój arystokratyczny nosek, Saraspojrzała na niego z wyższością.- Tak, Lizystratę odparła słodkim głosikiem,który ani na chwilę go nie zwiódł.- Chyba nie masz nicprzeciwko, żebym przekazywała kobietom wiedzęo największych dziełach literatury, kapitanie Horn.- Zupełnie nic.- Położył ręce na biodrach.Jednaknie zgadzam się z twoim doborem materiału.Nieuważasz, że Arystofanes jest trochę za trudny dlatwoich uczennic?Wielką przyjemność sprawił mu zszokowany wyrazjej twarzy, dopóki nad sobą nie zapanowała.Ignorującszepty kobiet, wyprostowała się.- Jakbyś coś wiedział o Arystofanesie.- Nie muszę być angielskim lordem, żeby znać sięna literaturze, Saro.Znam wszystkich przeklętychpisarzy, których wy, Anglicy, tak sobie cenicie.Każdyz nich byłby lepszy dla twoich podopiecznych odArystofanesa.Gdy wciąż patrzyła na niego nieprzekonana,przeszukiwał w pamięci setki wersów, które wbił mudo głowy jego angielski ojciec.- Mogłaś wybrać Poskromienie złośnicy Szekspira,na przykład: Wstyd! Po cóż zmarszczki na niechętnymczole, / po co te gniewne, wzgardliwi spojrzenia? /Chcesz zranić swego pana, królu władcę?"*.Od dawna nie recytował najbardziej ulubionegoprzez jego ojca fragmentu Szekspira, ale słowa były takświeże w jego pamięci, jakby nauczył się ich zaledwiewczoraj.A jeśli ktoś wiedział, jak wykorzystaćliteraturę jako broń, to tym kimś był on.Jego ojciecczerpał przyjemność z zadręczania go cytatamio nieposłusznych dzieciach.Sara wpatrywała się w niego oszołomiona, podczasgdy pozostałe kobiety zerkały zdezorientowane to nanią, to na niego.- Jak.to znaczy.skąd ty.- Nieważne.Chodzi o to, że opowiadasz imLizystratę, kiedy powinnaś mówić im: Mąż jest twympanem, opiekunem, wodzem, / Monarchą, życiem;troszczy się o ciebie / I twój dobrobyt; naraża swojeciało / Na mozół pracy na lądzie i morzu"**Jej zaskoczenie najwyrazniej znikło, kiedyrozpoznała cytowany fragment - scenę, w którejKatarzyna akceptuje Petruchia jako swojego panai władcę w obecności gości swojego ojca.* W.Shakespeare Poskromienie złośnicy, w tłum.St.Barańczaka,Wydawnictwo Znak, Kraków 2007.**Tamże. Oczy Sary błyszczały, gdy wystąpiła z grupy kobieti podeszła do niego bliżej.- Jeszcze nie jesteśmy waszymi żonami.A Szekspirpowiedział także: Wzdychacie, panie.Dręczy was /Wieczna męska niestałość / Zmienni jak wiatr, twardzi jakgłaz / Zdradzają, budzą żałość"*.- Ach, tak.Wiele hałasu o nic.Ale nawet Beatricew końcu zmienia swoje nastawienie, prawda? To chyba onamówi: %7łegnaj mi, pycho! Niech precz idzie wzgarda! / Zaich plecami nie odjadę chwały./ Twą, Benedicku, miłośćodwzajemnię; / Me dzikie serce w twoje serce skłonię"**- Została podstępem zmuszona do powiedzenia tego!Zmuszono ją, żeby go uznała, tak samo jak ty zmuszasznas!- Zmuszam was?! - wrzasnął.- Nie masz pojęcia, co toznaczy zmuszać! Przysięgam, że gdybyś była.Urwał, gdy uświadomił sobie, że kobiety przyglądały musię okrągłymi z przerażenia oczami.Sara przekręcała jegosłowa, żeby zrobić z niego potwora.I udawało jej się to,niech ją szlag.- Wyjść! - wrzasnął na kobiety. Wszystkie wynościesię natychmiast! Chcę porozmawiać z panną Willis naosobności!Nie musiał tego dwa razy powtarzać.Kobiety byłyzmęczone, spocone i bały się.Jego rozkaz wystarczył, abyprzy akompaniamencie szelestu spódnic uciekły na pokład.Sara z rozpaczą obserwowała, jak ładownia pustoszeje.- Wracajcie! Nie może was zmusić do wyjścia! Nie maprawa.*W.Shakespeare Wiele hałasu o nic, w tłum.M.Słomczyńskiego,Wydawnictwo Zielona Sowa, Kraków 2001.**Tamże. - Przepraszam, panienko - mruknęła ostatniakobieta z zaniepokojonym wyrazem twarzy.Potem schyliła głowę i popchnęła swoje dzieckow stronę drabiny.Kiedy wszyscy zniknęli, Sara odwróciła i dokapitana z błyskiem wściekłości w oczach.- Jak śmiesz! Nie masz prawa tu przychód i poprostu zwalniać moich uczniów, ty.ty despoto!Nawet jeśli jej oskarżenie było słuszne, niełatwobyło je przełknąć.Zrobił kilka sztywnych krokówi znalazł się u jej boku.- Mam dosyć tego, że nazywasz mnie despotąSaro.To prawda, że zajęliśmy wasz statek, ale czyod tamtej pory byłyście zle traktowane? Zostałyściezgwałcone? Pobite? Zamknięte w swoich jutach?- Nie, ale jestem pewna, że to tylko kwestia czasu!A ty narzucałeś mi się wczoraj!Sara pożałowała swoich słów w chwili, gdy jepowiedziała.Oboje mieli zapomnieć o wczorajszympocałunku.Ona nie powinna o nim wspominać -zwłaszcza z taką pasją.Zesztywniał, blizna na policzku odcinała się odopalonej skóry.Zrobiwszy dwa szybkie kroki, objął ją w pasiezanim zdążyła uciec.- Czy właśnie to wydarzyło się wczoraj? Narzu-całem ci się, a ty musiałaś znosić moje pocałunki.Dziwne, ale ja to pamiętam trochę inaczej.Pamię-tam, jak twoje usta rozchylały się pod moimi.Pa-miętam, jak wplatałaś palce w moje włosy i zacis-kałaś je na moim karku.Większość kobiet nie takreaguje na przemoc. Wściekła, że rzucił jej w twarz jej własną słabość,zawinęła dłonie w pięści, ale przyciągnął ją mocno dosiebie.- Nie masz pojęcia, czym jest przemoc, Saro,żadnego.Może nadszedł czas, żeby ktoś ci pokazał,czym jest prawdziwa przemoc.- N-nie.- szepnęła, kiedy pochylił ku niej głowę,ale jego usta przerwały wszelkie protesty,Pocałunek był silny i nieustępliwy, kapitan trzymałją mocno i zdecydowanie.Wiła się, próbując sięwyswobodzić.Z błyszczącymi oczami posadził ją nawysokim kufrze.Potem chwycił ją za nadgarstki iwykręcił jej ręce do tyłu, przytrzymując je swoją dużądłonią, podczas gdy drugą przytrzymywał głowę, bymóc ją ponownie pocałować.To był pocałunek karcący, który miał sprawić, żeona szczerze go znienawidzi.I tak się stało.W tym momencie szczerze go nienawidziła.Spróbowałwepchnąć język między jej zęby, ale zacisnęła jemocno, zdecydowana nie przegrać tej bitwy.Kiedyzdała sobie sprawę, że nie zdoła się oswobodzić,postanowiła walczyć z nim w jedyny sposób, jakiprzyszedł jej głowy: ugryzła jego dolną wargę.Odsunąłgłowę, przeklinając, ale jej nie puścił.- To, moja droga Saro, jest przemoc - syknął.Mogłaby przysiąc, że w jego oczach dostrzegłapoczucie winy, ale natychmiast odsunęła od siebie tęmyśl.Ten.ten brutal nie wiedział, co to wyrzutysumienia! Po czym jego oczy nabrały łagodniejszegowyrazu, a ton głosu stał się nieznacznie cieplejszy.- Nie żebym cię za to winił.Mnie również się niepodoba.Nie chcę, abyś ze mną walczyła. Jego oczy syciły się każdym rysem jej twarzyDelikatniej chwycił jej podbródek, potem lekko musnąłpalcami szyję.Wstrzymała oddech.- Nie - odezwał się ochrypłym głosem.- Wolę ciętaką jak wczoraj.miękką.uroczą.przystępną
[ Pobierz całość w formacie PDF ]