[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Miał wra\enie, \e są jedną istotą - zmysłową, trawionąnarastającą \ądzą.Alec czuł, \e za chwilę przestanie panować nad sobą.Nagle przez mgłę po\ądania przebił się niepokojący sygnał z innego świata - skrzypotwieranych drzwi.Donośny głos Burroughsa oznajmił:- Ksią\ę Wexford!8Alec, tłumiąc przekleństwo, odsunął od siebie Julię i gorączkowo usiłował przywrócić swojejpostaci nale\yty wygląd.Krawat miał przekrzywiony, włos w nieładzie, a obcisłe spodnie a\nadto ujawniały stopień jego niedawnego po\ądania.Lokaj, zaczerwieniony po uszy, szybko wycofał się z pokoju.- No, no.- Lucien pokręcił głową z miną kocura, który dorwał się do śmietanki.- Zdaje się, \epaństwo wicehrabiostwo są bardzo zajęci.- Miło, \e wpadłeś - wycedził Alec, usiłując wyrównać oddech.Julia w pośpiechu obciągałasuknię i próbowała doprowadzić do ładu zrujnowaną fryzurę.Ciągle jeszcze był pod wra\eniem tego, co się przed chwilą stało.Dotąd często i chętniesięgał po przyjemności, a miłosna gra nie miała dla niego tajemnic.Do czasu.Kobiety, zktórymi dotychczas się zadawał, były równie jak on biegłe w miłosnych manewrach.Jakognia unikał za to dam cnotliwych i skromnych.I oto teraz, jak jakiś gorącogłowymłodzieniaszek, spalał się w po\ądaniu własnej, dziewiczej \ony!Lucien zbli\ył się.Oczy błyszczały mu rozbawieniem.- Przyszedłem, aby zło\yć wyrazy szacunku twojej uroczej mał\once.Alec zaryzykował spojrzenie na Julię.Rumieniec zdobił jej policzki i choć kończyła ju\upinać włosy, jedno bujne, zbuntowane pasmo zalotnie opadło na ramię.Wargi, obrzmiałe odniedawnych pocałunków, ciągle zmysłowo kusiły.Alec jęknął w duchu i szybko przeniósłwzrok na Luciena.Ksią\ę skłonił się przed Julią i ujął jej dłoń.- Poniewa\ pani mą\ nie raczył przedstawić nas sobie, jestem zmuszony sam dokonaćprezentacji - rzekł dwornie.- Lady Hunterston, zapewne pani nie pamięta, ale widzieliśmysię.- Na kolacji u Melrose'ów.Doskonale pana pamiętam, sir - powiedziała, nerwowo wysuwającdłoń z jego dłoni.Głos miała nadal zdyszany.- Czy wasza ksią\ęca wysokość zostanie z namina herbacie?- Z przyjemnością.- Lucien z jawnym podziwem wpatrywał się w jej usta.Alec szybkim ruchem odciągnął od niego Julię.Tak tęsknie spojrzała na drzwi, \e powiedziałszybko:- Bądz łaskawa powiedzieć Burroughsowi, \eby podał herbatę, dobrze?Z wdzięcznością skinęła głową.- Tak, oczywiście.Pozwolicie panowie, \e na chwilę was opuszczę.- Dygnęła i szybkowyszła z pokoju.Lucien schylił się i podniósł z podłogi zdobny czereśniami i kwiatkami kapelusik.- Proszę, proszę, a ja byłem ju\ gotów litować się nad młodym \onkosiem - odezwał siękpiąco.- Zamknij się, Wexford.I powiedz lepiej, co cię do mnie przygnało.Lucien rozsiadł się wygodnie na kanapce, zakładając nogę na nogę.- Czy Julia cieszyła się zakupami?- Gdyby tak było, ju\ dawno wrócilibyśmy do domu - burknął Alec.- Uwa\ała, \e kupowanieczegokolwiek to strata czasu, i bezustannie dawała temu wyraz.- W tej kobiecie nie ma ani odrobiny pró\ności, prawda?- Dokładnie.Musiałem co chwila przypominać jej o postanowieniach testamentu i tylko podtym warunkiem zgadzała się, abym coś jej kupił.- Szczęściarz z ciebie, stary.Wyobra\asz sobie Teresę na jej miejscu?Alec skrzywił się, jakby łyknął ocet.- No właśnie.- Ksią\ę Wexford roztargnionym ruchem przeciągnął ręką po kwiatkach,zdobiących kapelusz.- A propos, dziś rano wpadliśmy z Edmundem do White'a.-I co?- Hmm, wiesz, był tam Nick.Napomknąłem mu, jak bardzo jestem rad z twojego ślubu.- Czy był zaskoczony?- Raczej zbity z pantałyku, tak bym to określił.Oczywiście podbarwiłem z lekka mojąopowieść.- Po diabła?- Towarzystwo mogłoby się krzywić na Julię, gdyby uznało, \e wziąłeś ją z przymusu.Dlatego.- Lucien zerknął na przyjaciela - dlatego uczyniłem aluzję, \e wasz związekdojrzewał od dłu\szego czasu.-1 co, ktoś ci uwierzył? - zapytał z powątpiewaniem Alec.- Wszyscy, poza Nickiem.- Mówiłem ci, \e to zimny gracz.Lucien ju\ otwierał usta, aby mu odpowiedzieć, gdy do salonu dostojnie wkroczył Burroughs.- Lady Birlington i lord Valmont - oznajmił ceremonialnie.- Cholera! - Lucien zaklął pod nosem i szybkim ruchem odło\ył kapelusz Julii na stolik.-Mówiłem temu durniowi, \eby zaczekał, a\ przygotujemy Julię duchowo na spotkanie zSzaloną Maddie.Alec, równie zirytowany, przybrał salonową minę i zwrócił się ku damie, która z szumemsukni wkroczyła na jego pokoje.Lady Maddie Birlington, jakkolwiek jej postać wcale niebyła imponująca, wypełniała swoją bujną osobowością ka\de pomieszczenie, do któregowkraczała, zostawiając niewiele tlenu do oddychania dla innych.Od razu wycelowała w Burroughsa okutą złotem laseczką.- Ty jeszcze tutaj? Pomó\ mojemu siostrzeńcowi wyładować rzeczy z powozu.Nu\e!Lokaj skłonił się bez słowa i rzucając znaczące spojrzenie swemu panu, ulotnił się z pokoju.Lady Birlington nie traciła czasu.Skierowała władcze spojrzenie niebieskich oczu na Aleca,który zafascynowany wpatrywał się w suknię koloru lawendy i rude włosy o niespotykanymodcieniu, wymykające się starannie utrefionymi lokami spod fiołkowego turbanu.- No i co, Hunterston? - zaczęła bez ceregieli.- Nie powitasz mnie, jak na d\entelmenaprzystało? Nie jestem z tych, co to uwielbiają ceremonie, ale zaraz zacznę kichać, jeśli jeszczetrochę postoję w tym przeciągu.- Proszę się rozgościć, lady Birlington.Jestem zachwycony, mogąc znów przywitać panią podswoim dachem -oznajmił skwapliwie Alec, całując jej dłoń.Lady Maddie przysiadła na szezlongu w nienagannej postawie, z plecami prostymi jak strunai popatrzyła na niego ze zmarszczonymi brwiami.- Czemu chciałeś mnie widzieć?Zanim Alec zdą\ył odpowiedzieć, do salonu z mozołem wkroczył Edmund, obcią\onynaręczem szali, aksamitną poduszeczką, lawendowymi rękawiczkami i małym, sapiącymmopsem.Młody człowiek powitał Aleca zdesperowanym spojrzeniem.- Przepraszam, ale nie byłem w stanie przekonać ciotuni, aby.- Nie bądz głupi, Edmundzie - zgasiła go natychmiast Maddie.- Jestem pewna, \e Hunterstonwie, o co chodzi.On nie jest takim durniem jak ty.Połó\ Eframka przy kominku.Edmund skrzywił się, ale posłusznie umieścił na podłodze poduszeczkę i poło\ył na niej psa,choć ten uparcie próbował go ukąsić.Lady Birlington czule zagruchała do swojego ulubieńca.- Spokojnie, mój aniołku.Pośpij sobie, a paniusia przez ten czas rozwikła tajemnicę tegodomu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]