[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Wszystko w porządku?- Jasne.Nakopaliśmy tym gnojom do tyłka, póki nie nadeszli nasi i nie strzelili nam wplecy.Kurwa, po czyjej oni właściwie są stronie?Lawrence nie zamierzał na to odpowiadać.- Jaki status?- Młody jest w gabinecie.- Amersy wskazał kciukiem na osłoniętą zagródkę w tylnejczęści sali.- Nie jest zle, w każdym razie żadnych złamań.Mamy zakaz opuszczaniabudynku, póki lekarze nas nie zbadają.- Super.- Lawrence rozejrzał się w poszukiwaniu jakiejś poduszki, na której mógłbyoprzeć głowę.- Gdzie jest Jones?- Bóg jeden wie.- Bardzo dobrze.W końcu sam wróci.- Wysiłek związany z myśleniem i mówieniembył niesamowicie męczący.- Obudzcie mnie, jak przyjdzie moja kolej - oznajmił, po czym znów położył się nawykładzinie.***Pielęgniarka okazała się zadziwiająco życzliwa.Lawrence nie miał pojęcia, która byłagodzina, zanim w końcu wezwano go do zagródki, gdzie został obejrzany i umyty.Przypuszczał, że bardzo wczesny ranek.Kobieta obejrzała jego guza, a AS medyczny nie wykrył wstrząsu mózgu.- Poproszę jakiegoś człowieka, żeby na to zerknął - powiedziała.- Tak na wszelkiwypadek. - Dziękuję.- Ale to chwilę potrwa.Są teraz trochę zajęci.- Kazała mu się położyć na boku iściągnęła mu przez głowę brudną koszulkę.- Przepraszam.- Nie ma za co.Przecież to nie pan zaczął.- Nie.Ale powinienem zdać sobie sprawę, że to nieuniknione.Kobieta zaczęła wyciskać na guza jakiś chłodny żel oczyszczający.Lawrence syknął,czując pieczenie.- Każdy idiota by to panu powiedział.- Ale ja nie jestem każdym idiotą.Jestem dowódcą.- Czyżby? - Skrawek gazy przesunął się po skórze, zbierając nadmiar płynu.- Tak, wiem.Proszę posłuchać: pewnie nie ma tu pani nic na ból głowy?- To ból głowy czy kac?- To i to.I bardzo nie lubią współdzielić miejsca.- Tak, to zrozumiałe.Proszę to przytrzymać.- Wzięła go za rękę i przycisnęła dłoń doopatrunku.Lawrence patrzył na jej buty, gdy zmierzała w stronę szafki z lekami.- Komuś stała się krzywda?- Z nas czy z was?- Wszystko jedno.- Trzy głębokie rany kłute.Jedna awaryjna procedura regeneracyjna.Ktoś pociąłdziewczynie twarz.- O, cholera.-.kilka złamań.Do tego ta wasza broń elektryczna wywołała drgawki u wielu osób.Ale nikt nie zginął.Dobre i to.- Podała mu kilka fioletowych kapsułek i szklankę wody.-Proszę to wziąć.Lawrence połknął je odruchowo i dopiero pózniej zdał sobie sprawę, jaki byłłatwowierny.Regulamin działu strategicznego był bardzo surowy w kwestii zewnętrznejpomocy medycznej, zwłaszcza w sytuacjach innych niż zagrożenie życia.Nagle zasłonkę odsunięto na bok i do środka wpadł kapitan Bryant.Był w pełnymmundurze, bladofioletowa tkanina odcinała się wyraznie od zaczerwienionej skóry.- Tu jesteś, Newton.- Przepraszam, ale muszę skończyć oględziny tego pacjenta - zaprotestowałapielęgniarka.- Już skończone.- Bryant odsunął jej zasłonkę.- To wszystko. Kobieta zmierzyła go oburzonym spojrzeniem i wyszła.- Może wyjaśni mi pan, co tu się dzieje, sierżancie?- Sir?- Co tu się, kurwa, dzisiaj działo? Wypuściłem was na jedno piwo, a wy zarazodgrywacie mi tu Santa Chico.- Wybuchła jakaś kłótnia.Chyba o dziewczynę.Potem już samo poszło.- Chyba nie muszę przypominać, że nic nie powinno było  pójść samo".Na litośćboską, powinien pan ucinać takie rzeczy w zarodku!- Nie było mnie tam, sir.Gdybym tam był, na pewno bym zareagował.- Powinien był pan obserwować.Jest pan dowódcą, utrzymywanie porządku to pańskiobowiązek.- Byliśmy po służbie.- Proszę nie zaczynać.Pańska służba obejmuje znacznie więcej niż tylko oficjalnieprzydzielone zadania i dobrze pan o tym wie.A jeśli nie, to nie zasługuje pan na te belki.- Sir - mruknął Lawrence z niezwykłym rozdrażnieniem.Gdyby czuł się trochę lepiej,powiedziałbym sobie  pieprzyć to" i dał Bryantowi w mordę.- Gdzie się podziewa Jones?- Sir?- Jones Johnson.Pamięta go pan?- Myślałem, że wrócił do koszar.- Do tej pory się nie zameldował, a policja nie aresztowała go razem z resztą plutonu.Gdzie on jest?- Nie wiem, sir.Sprawdzał pan w szpitalu?- Oczywiście!Lawrence przetarł oczy.Kapsułki najwyrazniej zaczynały działać.Mdłości mijały, alepoza tym czuł się straszliwie zmęczony.- Technicznie rzecz biorąc, nie musi się meldować aż do szóstej, sir.- Niech pan nie zgrywa mądrali, sierżancie, brak panu do tego IQ.Jones, jako jedyny znaszych żołnierzy, jest nieobecny.Mój podkomendny.Wie pan, w jakim położeniu mnie tostawia? Nie chcę dokładać do tego fiaska żadnych nowych skandali.Rozumie pan?- Sir, chciałem tylko powiedzieć, że jeśli wyszedł z baru, zanim wybuchła bójka, topewnie jest teraz z jakąś dziewczyną.- Lepiej, żeby tak było.Proszę zebrać tę zgraję, którą nazywa pan plutonem iodprowadzić do koszar.Przydzielam wam podwójną ilość dyżurów domowych, a wszelkie zniszczenia w Zepsutej Boi zostaną usunięte na wasz koszt.Oprócz tego udzielę wamoficjalnej nagany.A teraz, proszę się zbierać.Zasłonka została gwałtownie zasunięta i kapitan zniknął.Lawrence pokazał jego plecom wyprostowany palec, a potem jęknął nieszczęśliwie iznów opadł na stół.***Jones Johnson obudził się, czując piekący ból w nadgarstkach i plecach.Poza tymbyło mu niepokojąco zimno.Nic dziwnego.Wcześniej rozebrano go do naga, rozpięto na jakimś urządzeniu iprzykuto za nadgarstki do owalnej ramy.Kostki przykuto do jej podstawy.Resztapomieszczenia była zupełnie pusta.Nie widział żadnych okien, tylko proste, drewniane drzwipo lewej stronie.Zciany były betonowe i pobielone, podłogę pokrywała czarna gąbczastamata.Instynktownie szarpnął za kajdany.Ktokolwiek zbudował tę ramę, dobrze wiedział, corobi.Miał bardzo ograniczoną swobodę ruchów.A co najgorsze, w ogóle nie pamiętał, jak się tu dostał.W Zepsutej Boi wybuchłajakaś bójka.Zobaczył błysk noża.A potem.krzesło?Co się, kurwa, stało?Zdyszał się, próbując poluzować kajdany.Na czole wyczuwał pulsujące miejsce -prawdopodobnie miał sporego guza.- Hej! - zawołał.- Słyszycie mnie? Jest tam kto? Hej!Przez chwilę spoglądał na drzwi, jakby spodziewał się, że ktoś zajrzy do środka, byzobaczyć, co to za hałasy.Nic z tego. To tylko burdel - powiedział sobie w duchu.- Miejscówka z usługami sado-maso, towszystko.Dostałem w łeb podczas bójki, a ci gnoje, Karl i Lewis, postanowili mi zrobićdowcip.Zaraz wejdzie jakaś domina w skórze i zacznie okładać mnie po tyłku pejczem.Skurczybyki".- Ej, chłopaki! To już nie jest śmieszne!Wciąż nikt nie nadchodził.Nie było też słychać żadnych odgłosów miasta anirozmów.Co za gnoje.Cholera, a jeszcze do tego chciało mu się lać.Kto by pomyślał, że w Memu Bay mają burdel specjalizujący się w takich rzeczach?Szybko uciął tę myśl. Jakiś czas pózniej otworzyły się drzwi.- Najwyższy, kurwa, czas! - wrzasnął Jones.- A teraz wyciągnijcie mnie stąd!Do środka wszedł mężczyzna ubrany w granatowy kombinezon.Nie zwrócił nawięznia najmniejszej uwagi.Wniósł duży, ciężki szklany pojemnik, który postawił napodłodze, w nogach urządzenia.- Hej! Hej, ty! - krzyczał Jones.- Co to ma, kurwa, być? Powiedz coś! No już, gadaj!Mężczyzna odwrócił się i wyszedł.Jones zatrząsł się na tyle, na ile mógł.Na próżno.Kajdany ani drgnęły.Ale zauważyłteż, że nie zamknięto drzwi.- Słuchajcie, zapłacę wam więcej niż oni.Mężczyzna znów wszedł, niosąc identyczny szklany pojemnik.Jones zaczął się pocić.Serce biło nerwowo, jakby podświadomość połapała się już, żecoś tu jest bardzo nie w porządku.Jednak nie mógł przyjąć tego do wiadomości, bonatychmiast wywołałoby to atak paniki [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •