[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Will przyglądał się towarzyszom, widział ich nieobecne spojrzenia i nerwowe ruchy.Dobrze wiedział,co czują -próbowali ukryć strach.W bezpiecznych wnętrzach Kompleksu zagrożenie związane z Fazą Styksów wydawało się odległe inierealne, niczym senny koszmar, który odchodzi w niepamięć z nadejściem nowego dnia. Ale dlaczego my? Dlaczego nie może się tym zająć ktoś inny?" - pytał sam siebie Will.Przecież nazewnątrz musiał być ktoś świadomy tego, co naprawdę dzieje się w całej Anglii, ktoś lepiejprzygotowany do walki ze Styksami.Chłopiec wiedział, że gdyby miał wybór, po prostu zawróciłby i pomaszerował z powrotem w głąbdługiego tunelu. 229TUNELE.SPIRALAKompleks był bardzo odległy od rzeczywistego świata, ale Will dawno już nie czuł się nigdzie takswobodnie i tak bezpiecznie jak tutaj.Potem jednak spojrzał ponownie na przyjaciół.W oczach i postawie Drakę'a i Eddiego dostrzegłpoczucie obowiązku, determinację i przekonanie, że muszą robić to, co należy.Will powiedział sobiew duchu, że powinien naśladować tych ludzi i czerpać siłę z ich przykładu.Zamyślił się tak głęboko, że nie usłyszał, jak były renegat mówi coś do niego.- Masz w uszach zatyczki? - spytał Drakę jeszcze raz.Chłopiec skinął głową.Przed wejściem do komory ukrytej pod transformatorem każdy musiał przejść ostatnią kontrolęsprzętu, którą przeprowadzał Drakę z pomocą sierżanta Fincha.Will opróżnił swój plecak i ułożył całąjego zawartość w równym szeregu obok pasa narzędziowego i stena.Były renegat pokiwał głową zuznaniem.- Doskonale - stwierdził.- Jeszcze trochę i zrobimy z ciebie prawdziwego żołnierza.- Trzeba też sprawdzić łączność - przypomniał mu sierżant, który odznaczał kolejne pozycje naliście przymocowanej do podkładki.Starał się przy tym nie trącić kota śpiącego smacznie na jegokolanach.Drakę przyłożył dłoń do słuchawek.- Raz, dwa, trzy, próba laryngofonu - wyszeptał.- Słyszę cię głośno i wyraznie - potwierdził Will.- Zwietnie, ale teraz to wyłącz, trzeba oszczędzać baterie.Możesz iść.Po tych słowach mężczyzna zaczął przeprowadzać kontrolę sprzętu Chestera.Will spakował swoje rzeczy, a potem poczekał na przyjaciela, nieco zawstydzonegonadopiekuńczością matki, która nie chciała puścić go samego.230ZAWIERUCHAWspółczuł jej z całego serca, kiedy patrzył, jak tuli syna i szepcze do niego czule.Pomimo licznychprzeciwności rodzina znowu była razem.Niesprawiedliwością losu wydawał się więc fakt, że Chester ijego ojciec raz jeszcze muszą się rozstać z panią Rawls.Will rzucił okiem na swoją matkę, która stała na uboczu, wpatrzona niewidzącymi oczami wprzestrzeń, jakby oderwana od rzeczywistości.On i pani Burrows już tylko w niewielkim stopniustanowili rodzinę - byli raczej towarzyszami broni. Po chwili podszedł do niego Chester.- Biedna mama.Zrobiłaby wszystko, żeby zatrzymać nas przy sobie - zwierzył się przyjacielowi.Chłopcy weszli razem do komory, gdzie zastali Parry ego, czekającego na nich obok drzwiwyjściowych.- Sweeney też idzie z nami, prawda? - spytał mężczyznę Will, który dopiero teraz uświadomiłsobie, że nie widział olbrzyma przy wartowniach.- Pilnuje skrzynek na zewnątrz - odparł Parry.- I zanim spytasz, powiem ci od razu, że Wilkieteż z wami nie idzie.Jest.- zaczął, po czym umilkł niespodziewanie i spojrzał na podświetlaną tarczęswojego zegarka.Wkrótce wszyscy zebrali się w komorze.Zciśnięci na niewielkiej przestrzeni ramię przy ramieniu iobładowani sprzętem, pocili się obficie w swoich grubych, ocieplanych strojach.Nagle z krótkofalówki Parry'ego wydobył się głos.- Pięć kilometrów na północ od północno-zachodniego lądowiska - oznajmił chrapliwie.-Odbiór. Lądowisko" - pomyślał Will, podekscytowany.%7łałował, że nie widzi w mroku twarzy przyjaciela.Dotej pory nikt nie mówił im, jak się dostaną do Londynu.Drakę uprzedził ich, że ze względówbezpieczeństwa powinni znać jak najmniej szczegółów czekającej ich akcji.231TUNELE.SPIRALA- Przyjąłem - powiedział Parry do krótkofalówki.- Przygotujemy strefę lądowania wwyznaczonym miejscu.Bez odbioru.Przypiął urządzenie do pasa i odwrócił się do chłopców, zupełnie jakby czuł, że obaj aż pękają zciekawości.-Teraz nie oznacza się już strefy lądowania zwykłymi lampami, tylko latarniami podczerwonymi -wyjaśnił.-Pilot widzi je nawet z odległości kilku kilometrów.- Jasne.- Will skinął głową.Co prawda nie do końca rozumiał, o czym mówi mężczyzna, aleprzynajmniej wiedział, że polecą na południe.-Już czas - zwrócił się Parry do wszystkich zebranych w komorze.- Wiem, że jesteście obciążeni, alemusicie dotrzymać tempa pułkownikowi, który zaprowadzi was do strefy lądowania.Mamy małoczasu i nie możemy pozwolić sobie choćby na najmniejsze opóznienie.Otworzył właz, więc chłopcy przesunęli się na bok, żeby przepuścić Bismarcka.Potem wyszli za nimprosto w gęstą śnieżycę.- Boże, ale ziąb! - wykrzyknął Chester, kiedy wciągnął w płuca zimne powietrze. Ustawili się gęsiego, przeszli za ogrodzenie z drucianej siatki i ruszyli żwawym truchtem w dół zbocza.Grupę prowadził pułkownik Bismarck, tuż za nim biegli Chester i Will, a potem Parry, pan Rawls,Eddie i Elliott, Stephanie i pani Burrows.Pochód zamykał Drakę.Lodowaty wiatr pędził w górę zbocza i świszczał między kablami wysokiego napięcia, pod którymiprzechodzili.Gęste chmury przesłaniały księżyc, więc Will dostrzegał przed sobą jedynie sylwetkiChestera i pułkownika.Kiedy się obejrzał, zobaczył, że pan Rawls z trudem dotrzymuje im kroku.Zastanawiał się, jak długo jeszcze będą musieli biec.Czy schodzili na dno doliny? Na szczęście, jakieśdwadzieścia minut pózniej znalezli się na równym gruncie,232ZAWIERUCHAa pułkownik zaczął zwalniać.Will wypatrzył Sweeneya, który kucał obok skrzynek z przenośnymidetektorami.- Nie ruszajcie się stąd - polecił Parry, po czym oddalił się od nich wraz z synem.Mężczyzni stanęli w odległości około piętnastu metrów od siebie i podnieśli ku niebu urządzenia,które przypominały latarki, chociaż nie emitowały światła widzialnego [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •