[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Cierpiała na astmę i używała inhalatora, ale kaszel nie mijał.Pojechała więc rowerem do szpitala komunalnego w Asheville,spędziła tam dwie godziny, a gdy w końcu zrobiono jej zdjęcie, ruszyła z powrotem dokampusu.Wcale nie miała ochoty jeździć rowerem, ale nie stać jej było na własnysamochód, a nie chciała prosić kolegów o podwiezienie.Kaszlała, myśląc tylko o tym, że najbardziej na świecie pragnie wrócić do domu wWaszyngtonie, usiąść przy stole na zapleczu rodzinnej restauracji i patrzeć, jak jej ojciec, Giovanni, przyrządza specjalnie dla niej tradycyjną zupę z makaronem i fasolą.Do domu było jednak daleko.Stała na poboczudrogi w Karolinie Północnej, a musiała się jak najszybciej dostać do biblioteki i dołączyć do swojej grupy.Zajęcia już się rozpoczęły, a wrodzone poczucie odpowiedzialności niepozwalało jej zrobić sobie wolnego.Rozmyślania o zupie ojca przywołały inne wspomnienia.Zawarła z ojcem umowę.Chciałajechać do Kolorado i studiować klimatologię, jeździć na nartach i rowerze po najwyższychgórach w kraju.Giovanni uznał, że Kolorado leży zbyt daleko.Ostatecznie oboje poszli na kompromis.Noelle postanowiła kontynuować naukę na wydziale klimatologiiUniwersytetu Karoliny Północnej w Asheville.W ten sposób miała pod ręką góry, aGiovanni odetchnął z ulgą.Jego ukochana najmłodsza córka studiowała zaledwie kilkagodzin jazdy od domu.Dla cichej, poważnej Noelle studia w Asheville okazały się spełnieniem marzeń.Uwielbiała swoich pedagogów, zaprzyjaźniła się z wieloma studentami, na dodatek trafiłasię jej świetna współlokatorka.Poza tym wstąpiła do klubu miłośników rowerów i wraz zgrupą katolickich studentów odwiedzała kościół poza terenem kampusu.Na drugim rokustudiów czuła się jak ryba w wodzie.Zgrabna, szczupła, wysportowana i ładna, cieszyła się powodzeniem wśród kolegów, ale nie chciała się z nimi spotykać, bo tego od niejoczekiwał ojciec.Nie zależało jej na chłopakach, miała mnóstwo pracy i wiedziała, żenauka jest teraz najważniejsza.Biblioteka znajdowała się w samym centrum kampusu.Dotarła tam, odetchnęła kilka razy i weszła do środka.Wraz z grupą pracowała potem przez parę godzin, lecz pod konieczajęć poczuła się naprawdę fatalnie.Podczas krótkiej przerwy zadzwonił jej telefon.Odebrała, ale wyszła z pomieszczenia, aby nie przeszkadzać innym.Zadzwoniła koleżanka z klubu rowerowego, aby spytać, czy Noelle miałaby ochotęwybrać się rano na przejażdżkę.Rzecz jasna, miała ochotę, ale z przykrością musiałaodmówić.Forsowanie organizmu w trakcie kuracji antybiotykami nie byłoby rozważne.Przez chwilę gawędziła, siedząc na schodach przed budynkiem.Robiło się już całkiemciemno, a gdy kończyła rozmowę, wydało jej się, że widzi cień człowieka na ścianiegmachu.Odruchowo wzruszyła ramionami.Na terenie kampusu roiło się od ludzi.Niezależnie od tego uznała jednak, że powinna wrócić do środka.Słyszała, co spotkałojakąś biedną dziewczynę z Wirginii.Ruszyła z powrotem do biblioteki i nagle włosyzjeżyły się jej na karku.Odwróciła się gwałtownie.Cień zmienił się w mężczyznę.Przyjrzała mu się niepewnie i odetchnęła z ulgą.To tylko jeden ze studentów.Z całąpewnością był zbyt młody i zbyt przystojny jak na mordercę.Uśmiechnęła się do niego iprzytrzymała mu drzwi.Odwzajemnił uśmiech.Potem straciła świadomość.Rozdział trzydziesty drugiTaylor obudziła się rześka i wypoczęta.Wzięła prysznic, zjadła śniadanie i zabrała sprzed drzwi świeże wydanie „Tennessean", po czym zagłębiła się w lekturze.Lee May field,reporterka od spraw kryminalnych, jak zwykle pomyliła szczegóły w artykule o Slotniku.Taylor jej nie cierpiała, koledzy z branży zresztą też.Lee miała zwyczaj przychodzić nasam koniec konferencji prasowych, a następnie wypytywać wszystkich o szczegóły,których nawet nie chciało się jej zapamiętywać.Taylor nie dokończyła artykułu.Zdegustowana, cisnęła gazetę na podłogę i skupiła się napracy.Na początek sięgnęła po telefon Whitney Connolly.Przejrzała opcje nawyświetlaczu, odszukała dyktafon i wcisnęła przycisk odtwarzania.Z urządzenia popłynąłgłos Whitney, która wyliczała sprawy do załatwienia.Ostatni punkt okazał się intrygujący.- Muszę powiedzieć Quinn o listach.I już.Nic więcej.Whitney nawet nie wspomniała, czy to coś pilnego.Czy miała na myśli e-maile?Taylor wzięła do ręki telefon i wybrała numer Quinn Buckley.- Quinn? Mówi Taylor Jackson.Przeglądałam rzeczy osobiste Whitney, znalezione wsamochodzie, i mam tutaj jej komórkę z dyktafonem, na którym jest nagranie.Chciałabym,żebyś posłuchała uważnie.Uwaga, puszczam.Przysunęła komórkę do słuchawki i włączyła zapis głosowy.Po chwili ponownieprzystawiła telefon do ucha.Usłyszała cichy płacz Quinn.- Kurczę, Quinn, przepraszam.Powinnam była cię uprzedzić, że to jej głos.- Już w porządku - chlipnęła Quinn.- Nie sądziłam, że ją usłyszę.Masz coś jeszcze?Taylor pokręciła głową i dopiero wtedy uświadomiła sobie, że Quinn jej przecież niewidzi.- Nie, poza tym nie znalazłam nic godnego uwagi.Czy wiesz, o jakich listach mówiłatwoja siostra?- Nie mam pojęcia [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •