[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Historyjka, którą opowiedział Whe-eler, zupełnie do Mackintosha nie pasowała! Czyżbym go w takim razie ani trochęnie znał? Niemożliwe.Mackintosh nie był głupcem, nie był też idiotą czułym napochlebstwa.Co się z nim stało, że w tak durny sposób spieprzył całą robotę?! Oczywiście, Mackintosh nie żyje  rzucił obojętnie Wheeler. Zająłemsię tym natychmiast, jak tylko upewniłem się, że jest pan już w Irlandii, w bez-piecznym miejscu.Jak się okazuje, myliliśmy się co do tego miejsca, prawda? Tebłazny z IRA to też amatorzy.Ale nie szkodzi.Znów jest pan z nami, a wszystkodobre, co się dobrze kończy.Przeszył mnie zimny dreszcz.Bez względu na to, czy Mackintosh umarł, czynie  śmierć Mackintosha była kwestią dyskusyjną, gdyż kazałem Alison puścićplotkę o jego nieuchronnym końcu  czułem się oszukany, zdradzony i kom-pletnie opuszczony.Jak człowiek, który stąpa w ciemnościach po nie istniejącychschodach.Przeżywałem ciężki wstrząs.Musiałem wierzyć Wheelerowi, ponieważżadna inna wersja zdarzeń nie układała się w logiczną całość.Ale z drugiej stronyzdrada Mackintosha też nie poddawała się żadnej logice.Chyba że.Wrócił szyper i myśli rozwiały się jak dym. Nie ma łodzi  oświadczył.Wheeler wkładał do cygarniczki następnego papierosa. W gruncie rzeczy może i nie kłamiesz, Stannard. mruknął i spojrzał naszypra. Potrzebuję locum dla tych dwóch.To muszą być, rzecz jasna, oddzielnepomieszczenia.Co proponujesz? Slade a dać z powrotem do kabiny  odparł tamten. Po tym, co zaszło?  Wheeler uniósł brwi. Należy przywiązać go do łóżka i zadbać, żeby nie hałasował  wtrąciłChińczyk. Poza tym, pilnujący go człowiek musi przebywać cały czas razemz nim, w kajucie.Wheeler zastanawiał się moment. No dobrze.A co ze Stannardem? Do forpiku go.Jest tam stalowa wodoszczelna grodz.Nie ucieknie.Wheeler skinął krótko głową. Obawiam się, panie Stannard  powiedział  że musimy odłożyć pańskieprzesłuchanie do czasu, aż odpłyniemy daleko od lądu.Po wodzie krzyk człowie-ka niesie się bardzo daleko. Wykonał gest ręką i poczułem, jak dwaj marynarzestojący z tyłu chwytają mnie za ramiona. A propos, czy to pan jest odpowie-dzialny za to, co stało się z naszymi klawiszami? A co się z nimi stało?  Zdobyłem się na uśmiech. Zaczęły same grać? Bardzo dumne, bardzo odważne, panie Stannard  skomentował Wheeler. Pożartować sobie w obliczu śmierci.Bardzo to angielskie.Zabrać go.185 Wyprowadzili mnie z holu.Jeden z siepaczy szedł z lewej strony, drugi z pra-wej.Minęliśmy Slade a, którego twarz była teraz szaro-żółta; sprawiał wrażenieczłowieka doszczętnie rozbitego.Wypchnę li mnie na pokład rufowy.Na pokładzie paliły się światła i kiedy szliśmy przy burcie w stronę dzio-bu, spostrzegłem, że siepacz z prawej wciąż dzierży mój pistolet.Forpik.Tenpomysł zupełnie mi się nie podobał.Z tego, co pamiętałem i z tego, co widzia-łem na planach blizniaka Artiny, forpik miał ledwie metr dwadzieścia wysokościi przypominał stalowe, hermetycznie zamknięte pudło.Istniała duża szansa, że sięw nim uduszę albo umrę na udar słoneczny.Rozkoszna perspektywa, nie ma co, tymczasem facet z prawej wciąż wyma-chiwał moją spluwą.To, że z niej we mnie nie celowa, niczego praktycznie niezmieniało, bo trzymał mnie jednocześnie za ramię, a jego kolega ograniczał meruchy niezwykle wprawnym nelsonem.Wlekli mnie tak aż do środkowej części jachtu i tu usłyszałem coś, co za-brzmiało jak wystrzał z kapiszona.Siepacz z pistoletem wrzasnął i upuścił brońna pokład.Zatrzymał się, zwolnił uchwyt i wbił wzrok w krew sączącą się z dziuryna dłoni.A ten kapiszonowaty odgłos już gdzieś kiedyś słyszałem.Nie minęła sekunda, jak usłyszałem go jeszcze raz.Zerknąłem w górę i naszczycie nadbudówki ujrzałem króciutki błysk.Oprawca z lewej potknął się lekkoi zdjął ze mnie nelsona.Potem upadł na deski  pomału jak na zwolnionym filmie a dokładnie pośrodku jego czoła ujrzałem ciemnoczerwoną plamkę. Skacz, ty cholerny idioto! Skacz!  krzyknęła Alison i rzuciłem się zaburtę.Skok mi zdecydowanie nie wyszedł.Ręce i nogi robiły, co chciały, więc wy-rżnąłem w wodę z potwornym plaskiem.Sekundę potem usłyszałem jeszcze je-den plask, znacznie wytworniejszy, wdzięczniejszy, bardziej kobiecy.To skoczyłaAlison.Nie traciłem czasu i natychmiast zanurkowałem.Pływałem w kółko, szukającdziewczyny.W końcu dotknąłem jej nogi, Alison wykręciła się w wodzie i chwy-ciła mnie za nadgarstek.Pociągnąłem ją za sobą i zeszliśmy jeszcze głębiej, podcielsko Artiny.Jak zaczną nas szukać, wyglądać będą po tej stronie burty, gdzie-śmy skoczyli, to naturalny odruch.Dlatego należało stamtąd czym prędzej ucie-kać.Całą sprawę pogarszał nieco fakt, że zaczynało mi brakować powietrza.Wszystko zdarzyło się tak błyskawicznie, że nie zdążyłem nawet głębiej ode-tchnąć, a kiedy się skacze na głęboką wodę, jest to rzecz raczej niezbędna.Niechciałem wypłynąć w zasięgu strzału i oberwać kulki, więc poszedłem na kom-promis [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •