[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdy goÅ›cie wkraczali na pokoje, rozjaÅ›niaÅ‚y siÄ™ ich nikÅ‚e, oficjalneuÅ›miechy.Mężczyzni mocno potrzÄ…sali prawicÄ… Stephena, a kobietykrygowaÅ‚y siÄ™ i wdziÄ™czyÅ‚y, gdy schylaÅ‚ siÄ™ nisko nad ich urÄ™kawiczonymiRS108palcami.André, stojÄ…c nieco z boku, przyglÄ…daÅ‚ siÄ™ z zajÄ™ciem temuwidowisku. Czysty teatr mruczaÅ‚. Ma foi, Stephen to urodzony komediant. PaÅ„stwo Rogers! huknÄ…Å‚ majordomus oraz panna AmeliaRogers!André pochyliÅ‚ siÄ™ nagle do przodu, jego ciemne oczy rozbÅ‚ysÅ‚y. A wyrzucaÅ‚em mu gruboskórność szepnÄ…Å‚ do siebie i że brakmu serca.On to zrobiÅ‚ z rozmysÅ‚em chce mi wynagrodzić utratÄ™ Aurore.Taka nagroda przechodzi wszelkie pojÄ™cie!W odpowiedzi na skinienie Stephena, ruszyÅ‚ w stronÄ™ wysokiejdziewczyny, której smukÅ‚ość i giÄ™tkość przywodziÅ‚y na myÅ›l mÅ‚odziutkÄ…wierzbÄ™.Jej bladozÅ‚ote wÅ‚osy jaÅ›niaÅ‚y w Å›wietle kandelabrów jak aureola.Na piÄ™knej twarzy malowaÅ‚ siÄ™ wyraz Å‚agodnoÅ›ci i sÅ‚odyczy.PodchodzÄ…c,coraz szerzej otwieraÅ‚a szafirowe oczy, wpatrzone w jego smagÅ‚Ä…,przystojnÄ… twarz.Po pewnym czasie w wielkiej sali zgromadzili siÄ™ wszyscy goÅ›cie, nawetCloutierowie, którzy umyÅ›lnie przybyli pózniej wszyscy, oprócz rodzinyArceneaux.Stephen popatrywaÅ‚ nerwowo w stronÄ™ drzwi.Amerykanie zFaubourg Saint Marie z nie skrywanÄ… ciekawoÅ›ciÄ… i podziwem oglÄ…daliwspaniaÅ‚e wnÄ™trza, Kreole patrzyli na Stephena.Wreszcie majordomusnadawszy siÄ™, zaanonsowaÅ‚ z namaszczeniem: JaÅ›nie pan wicehrabia Henri Marie Louis Pierre d'Arceneaux orazpanna Aurore i panna Odalie Arceneaux!Stephen przysÅ‚oniÅ‚ na chwilÄ™ twarz rÄ™kÄ… przed ciekawymi spojrzeniami,lecz wszyscy zebrani w tej ogromnej sali dostrzegli bÅ‚ysk radoÅ›ci w jegooczach.Na twarzy madame Cloutier odmalowaÅ‚y siÄ™ wszystkie odcieniebezsilnej zÅ‚oÅ›ci, podobnie jak choć w mniejszym natężeniu na licachwiÄ™kszoÅ›ci obecnych mamuÅ›.Gdy sÅ‚użąca wzięła od Odalie okrycie, z mÄ™skich piersi wyrwaÅ‚o siÄ™wielkie, choć stÅ‚umione westchnienie i odbiÅ‚o siÄ™ od sufitu jak echo.WydawaÅ‚o siÄ™, że wszystkie Å›wiatÅ‚a Harrow skupiÅ‚y siÄ™ na tej pannie,gdy staÅ‚a w westybulu obok ojca i siostry, a perÅ‚owÄ… biaÅ‚ość jej twarzy,dekoltu i ramion otaczaÅ‚a jakby leciutka mgieÅ‚ka.Ze Å›miaÅ‚oÅ›ciÄ… bliskÄ…zuchwalstwa wÅ‚aÅ›nie przez swÄ… prostotÄ™, odrzuciÅ‚a obowiÄ…zujÄ…cy kanon.WprzeciwieÅ„stwie do wszystkich innych paÅ„, nie rozdzieliÅ‚a wÅ‚osów poÅ›rodkugÅ‚owy, by poskrÄ™cane w drobne loczki przytwierdzić je szpilkami naduszami, lecz odrzuciÅ‚a je, do tyÅ‚u, niczym nie skrÄ™powane, spÅ‚ywaÅ‚y ciemnÄ…,poÅ‚yskliwÄ… kaskadÄ… na ramiona i gÅ‚Ä™boko wyciÄ™tÄ… sukniÄ™ ze starożytnejfrancuskiej koronki.Gdy Stephen pochyliÅ‚ siÄ™ bez sÅ‚owa nad jej wÄ…skÄ…RS109dÅ‚oniÄ…, usta Odalie wygięły siÄ™ powoli w uÅ›miechu, w którym triumfmieszaÅ‚ siÄ™ z tajemnÄ… rozkoszÄ… kapitulacji.Muzyka zagraÅ‚a do taÅ„ca.Lekko ujÄ…wszy dÅ‚oÅ„ Amelii, André zawirowaÅ‚w nie koÅ„czÄ…cym siÄ™ walcu, zatraciÅ‚ siÄ™ jak w marzeniu o szczęściu. Przez caÅ‚e życie czekaÅ‚em szepnÄ…Å‚ czekaÅ‚em na paniÄ…, nawet otym nie wiedzÄ…c.Szafirowe oczy pod wysokimi Å‚ukami brwi patrzyÅ‚y w Å›niadÄ… twarz tegomÅ‚odego efeba bez cienia kokieterii, byÅ‚a w nich szczerość i przyzwolenie. CieszÄ™ siÄ™ powiedziaÅ‚a po prostu cieszÄ™ siÄ™, że czekaÅ‚ pan namnie.Z zadziwiajÄ…cÄ… przytomnoÅ›ciÄ… umysÅ‚u speÅ‚niaÅ‚ gospodarz swojeobowiÄ…zki wobec zaproszonych panien, dla każdej miaÅ‚ uÅ›miech, każdejszepnÄ…Å‚ do uszka jakieÅ› sÅ‚odkie słówko.Jednak taÅ„czÄ…c z OdaliezachowywaÅ‚ siÄ™ zupeÅ‚nie inaczej i każda matka już wiedziaÅ‚a, że na nic zdaÅ‚siÄ™ ryżowy puder, na nic perfumy, zawiodÅ‚y nawet listki dziewanny energiczne ich wcieranie w kremowobiaÅ‚e policzki panieÅ„skiegwarantowaÅ‚o lekki rumieniec.Ten wysoki mÅ‚ody mężczyzna o twarzyznaczonej bliznÄ…, twarzy, która przywodziÅ‚a na myÅ›l oblicze szatana tuż poupadku, gdy nie zdążyÅ‚o jeszcze zatracić pewnej sÅ‚odyczy rysów wÅ‚aÅ›ciwejanioÅ‚om taÅ„czyÅ‚ kolejne figury kontredansa w półsennym urzeczeniu, anina chwilÄ™ nie odrywajÄ…c oczu od ogromnych, mrocznych jak ciemnyaksamit oczu Odalie.NadeszÅ‚a północ.GoÅ›cie poszli za Stephenem do wielkiej jadalni, przezcaÅ‚Ä… jej dÅ‚ugość biegÅ‚y masywne stoÅ‚y z rzezbionego mahoniu, ustawione wpodkowÄ™.Gdy siedli, dÅ‚uga procesja sÅ‚użących zaczęła wnosić półmiski zpieczonymi indykami, gÄ™sinÄ…, kurczÄ™tami i dziczyznÄ….GoÅ›cie kosztowalitych daÅ„ po odrobinie, patrzyli na zachwycajÄ…ce kompozycje kwiatowezdobiÄ…ce stoÅ‚y, na boczne stoliki zastawione saÅ‚atkami, wÄ™dlinami,galaretami, podziwiali wysokie lukrowane ciasta, wymyÅ›lne torty, zÅ‚ocistebiszkopty, pokryte puszystymi czapami bitej Å›mietany.Na innych stolikachczekaÅ‚a na biesiadników mnogość zimnych miÄ™s, a dalej Å›nieżne deserylodowe.W krysztaÅ‚owych karafkach, opatrzonych w zÅ‚ote blaszki, naktórych wybito nazwÄ™ i rocznik, mieniÅ‚y siÄ™ rozmaite wina niczym ciemnerubiny i Å›wietlisty jantar.Przy nakryciu każdej pani staÅ‚ misternie plecionykoszyczek z pasków skórki pomaraÅ„czowej, wypeÅ‚niony kandyzowanymipÅ‚atkami róży, fioÅ‚ków i pomaraÅ„czy.Za plecami goÅ›ci bezszelestnie jak duch snuli siÄ™ sÅ‚użący, pilnujÄ…c by anichwili nie staÅ‚ pusty któryÅ› z piÄ™knych pucharów, zdobionych zÅ‚otymmotywem winoroÅ›li.RS110Pochylony w stronÄ™ Odalie, nie odrywajÄ…c od niej bÅ‚Ä™kitnego spojrzenia,Stephen zabawiaÅ‚ jÄ… żartobliwÄ… rozmowÄ…, wÅ‚aÅ›ciwÄ… temu miejscu i okazji,lecz te nieważne sÅ‚owa rozpÅ‚ywaÅ‚y siÄ™ w powietrzu, nim dotarÅ‚y do uszuadresatki, liczyÅ‚o siÄ™ tylko to, co mówiÅ‚y jego rozjarzone oczy.PodniósÅ‚szy znad talerza oczy, Odalie natknęła siÄ™ na napastliwespojrzenie.ZadrżaÅ‚a, jakby przejÄ…Å‚ jÄ… nagÅ‚y chłód, upuÅ›ciÅ‚a Å‚yżkÄ™.Natychmiast któryÅ› z Murzynów podsunÄ…Å‚ jej z ukÅ‚onem tackÄ™, na którejleżaÅ‚a czysta Å‚yżka. SÄ….Å›wietnie wyszkoleni.paÅ„scy sÅ‚użący wykrztusiÅ‚a. Tak odparÅ‚ Stephen tego wymagam od sÅ‚użących, koni i wogóle wszystkiego co żyje, a jest mojÄ… wÅ‚asnoÅ›ciÄ….Ale pani drży.Czyzimno pani? Nie, ale chyba trochÄ™ siÄ™ bojÄ™. Czego? Tutaj nic pani nie grozi. Nawet z paÅ„skiej strony? UÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ szpetnie. No tak, to niewykluczone wycedziÅ‚. Jeszcze nie pomÅ›ciÅ‚em tegociÄ™cia pejczem. MÅ›ciÅ‚by siÄ™ pan na kobiecie? A tak! Lecz byÅ‚aby to zemsta mojego pomysÅ‚u, która może byÅ‚aby jejw smak. MocnyÅ› w gÄ™bie, mój panie powiedziaÅ‚a Odalie. Gdybym miaÅ‚a wierzyć.W tej chwili nad Stephenem pochyliÅ‚ siÄ™ majordomus. JakiÅ› czÅ‚owiek chce z panem mówić, maitre szepnÄ…Å‚. Czeka natarasie.Stephen machnÄ…Å‚ rÄ™kÄ… z najwyższym rozdrażnieniem. On nalega, panie.PróbowaÅ‚em go odprawić, ale kazaÅ‚ mi pokazaćpanu to.W leżącej na dÅ‚oni lokaja zÅ‚otej tabakierce niewyraznie migotaÅ‚y pÅ‚omykiÅ›wiec.Stephen natychmiast wstaÅ‚. Stokrotnie paniÄ… przepraszam rzekÅ‚ z cicha. Czy wybaczy mi pani, jeÅ›li jÄ… opuszczÄ™? OczywiÅ›cie.Odalie patrzyÅ‚a, jak szedÅ‚ wielkimi krokami przez rozlegÅ‚Ä… salÄ™ i zniknÄ…Å‚za drzwiami.WyszedÅ‚szy na galeriÄ™, Stephen wahaÅ‚ siÄ™ przez moment.Po chwilidostrzegÅ‚ w ciemnoÅ›ci czerwony punkcik potężny mężczyzna, stojÄ…cy ustóp krÄ™conych schodów wÅ‚aÅ›nie pyknÄ…Å‚ z fajki.RS111 Mike! krzyknÄ…Å‚ Stephen i zbiegÅ‚ pÄ™dem na dół, by powitaćszypra olbrzyma. Witaj, rudy koguciku! ryknÄ…Å‚ ucieszony Mike. A już myÅ›laÅ‚em,że zapomniaÅ‚eÅ› o starym druhu! Nigdy odparÅ‚ Stephen i dodaÅ‚ po króciutkim wahaniu: Chodz,siÄ…dz ze mnÄ… do stoÅ‚u.Mamy tyle dobrej irlandzkiej whisky, że nawet ty niezdoÅ‚asz wypić jej wszystkiej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]