[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chciała, byciało poruszało się dalej pomimo krzyku mięśni, pomimodręczącego bólu w płucach. Isssobel.Dzwięk jej imienia przemknął obok, pochwyconyprzez wiatr, a potem zaginął w szeleście liści pod jejnogami.Ale i tak je słyszała.Swoje imię.Ktoś wyszeptałjej imię.To ją w końcu zatrzymało na skraju trawnika przeddomem.Odwróciła się, omiatając otoczenie czujnymwzrokiem.Zaczerpnęła tchu, wciągając powietrze dużymihaustami. Zciągnęła plecak i zbierając nutki Sił, rzuciła go naziemię.Rozległ się głuchy dzwięk, gdy książka uderzyła ozmarznięty, twardy grunt.Ktokolwiek to był, wypowiedział jej imię.Tooznaczało, że ją znali.Jak za naciśnięciem guzika, miejsce strachu zająłgniew. Kto tam jest?  zawołała, ciężko dysząc. Kto tam?Czemu po prostu nie wyjdziecie?Otarła cieknący nos rękawem, w ogóle o to niedbając. Brad?  ryknęła w kierunku dębu przed domempani Finley. Mark? Wiem, że tam jesteście!  Tym razemodwróciła się do krzaków, rosnących wzdłuż białegoogrodzenia pana Anchora. Brad, jeśli to ty, to nie jest śmieszne, przysięgam naBoga, ze nie jest! Gdziekolwiek jesteś.kimkolwiekjesteś!  Gdy krzyczała, pochyliła się pomimowyczerpania i z zawalonej liśćmi trawy podniosła grubą,sękatą gałąz.Machnęła nią i zachwiała się. Wyłazciejuż! Znowu zamachała drągiem w powietrzu.Wyłazcie, żebym mogła wziąć ten kij i wepchnąć wamw. Isobel!Obróciła się i upuściła kij.Trzasnął o asfalt.Mama wychyliła się przez drzwi.Jej sylwetkę okalał miękki blask lampy na ganku.Ze skrzyżowanymiramionami, kuląc się z zimna, patrzyła przez przymrużonepowieki na Isobel, a jej mina wyrażała coś między troskąa oburzeniem. 12Niewidzialne widzialneW tym momencie Isobel chciała tylko uciec domamy, wypłakać się i wszystko opowiedzieć.Chciała,żeby tata przeszukał ogródek, wezwał policję i nakłonił jado zamknięcia parku.W tym momencie, gdy mama na niąpatrzyła, a z kończyn dziewczyny odpływała energia,wywołując poczucie zupełnego wyczerpania, stwierdziła,że nic jej nie obchodzą tarapaty, w które wpadnie.Możenawą zostać w domu do końca życia.Gdy już miała się przewrócić na trawę i wszystkowyśpiewać, z boku domu rozległ się głos Danny ego. Powiedz im, Iz!  krzyknął.Poderwała głowę i zobaczyła, że zdyszany człapie wjej stronę.Za sobą ciągnął jeden z dużych plastikowychkubłów na śmieci, które stały na tylnym ganku.Isobelpatrzyła, niemal nie zdając sobie sprawy ze swoichszeroko otwartych ust.Danny wesoło pomachał mamie, która wyszła nawerandę.Prychnął i powiedział: Znowu ten szop. Co wy robicie?  spytała matka.Wciąż krzyżowałaramiona.Przestąpiła z nogi na nogę, taksując ich oboje wyrokiem. Może mi ktoś powie, co się tu dzieje.Isobel patrzyła to na brata, to na matkę. Wszystko w porządku, mamo  zapewnił Danny ipostawił wielki kubeł tuż przy skrzynce na listy, wciążdysząc i sapiąc.Poklepał pokrywę. Wynosimy tylkośmieci.Pomyślałem, że lepiej zrobić to przed kolacją,żebyśmy nie musieli zajmować się tym rano. Isobel?  Głos mamy brzmiał tak, jakby dobywałsię z wnętrza butelki.Dziewczyna próbowała poruszać ustami, czując sięniczym ryba, która wypadła z akwarium. Pomaga mi  odpowiedział za nią Danny.Stwierdziła, że łatwiej jej kiwać głową, niż mówić. No i  ciągnął chłopak  ten głupi szop znowuwrócił.Cholerny szop!  wykrzyknął, a jego głos poniósłsię echem po okolicy. Danny! Przepraszam, mamo.Przeklęty szop!  zawołał. Oboje  warknęła matka  do domu! Ale już!Możesz wynieść resztę śmieci po kolacji, Danny.Ty nie,Isobel.Wyglądasz jak śmierć na chorągwi.Wracaj dośrodka, zanim się rozchorujesz.Gdy się odwróciła, by otworzyć im drzwi, Isobelpoczuła, że brat szturcha ją łokciem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •