[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tylko nie płacz,powiedziała do siebie Klementyna.Cokolwiek się z tobą stanie, niech niewidzi twoich łez.Uśmiechnął się do niej, odsłaniając żółte zęby.Jednego na przodziebrakowało.- Widziałem, jak wchodziłaś.Modelka jesteś, nie?Nic się nie odzywając, skupiła wzrok na ścianie za jego plecami, naplamce rozmazanej krwi albo kału.- Odpowiadaj! - wrzasnął, potrząsając nią.- Tak.Znów się uśmiechnął.Cofnął się, w dalszym ciągu trzymając nóż przedsobą, i obrzucił ją wzrokiem.- Niezła jesteś.Do Marylin Monroe to ci daleko, ale jesteś niezła.- Czego pan chce? - zapytała.- Nie mam dużo pieniędzy, alę mogę jepanu dać.Niech pan bierze i sobie idzie.Wziął do ręki jej torebkę i wyjął z portmonetki kilka banknotów.Wyciągnął karty kredytowe i je także zabrał.Następnie znów się zbliżył do Klementyny i przesunął jej po policzkutępą stroną noża.Poczuła jego lodowaty chłód i zamknęła oczy.- Jeszcze nigdy nie miałem modelki.Przygniótł jej nogę kolanem.Natychmiast otworzyła oczy.Miaławrażenie, że łażą po niej tysiące mrówek.Zaczęła drżeć, a w uszachusłyszała dziwny dzwięk, który przypominał piskliwy gwizd.- Jak się nazywasz? - zapytał.Gwizd stał się głośniejszy, a dreszcze się wzmogły.Chciała podnieśćręce i bronić się, robić coś zamiast stać jak słup soli i pozwalać mu, żebyprzyciskał do niej tę swoją obrzydliwą nogę, ale - jeśli nie liczyć drżenia -była sparaliżowana.- Dalej, do cholery.Jak się nazywasz?Otworzyła usta, ale nie mogła wydobyć z siebie głosu.Zamachnął sięnożem i pchnął ją w ramię.Poczuła rozdzierający ból, który strzelił jej wdół ręki aż do opuszków palców.Z rany trysnęła krew i zaczęła kapać napodłogę.Krzyknęła, ale zatkał jej usta ręką.- Jak się, kurwa, nazywasz?Po policzkach popłynęły jej łzy.Dostała zawrotów głowy i przemknęłojej przez myśl, że leci za dużo krwi jak na jedną ranę.- Jane - powiedziała.- Jane Doe.RS 149Spojrzał jej w oczy, a potem schwycił za skaleczone ramię w miejscu,gdzie była rana, wyciskając krew, i pociągnął Klementynę za sobą na tyłybudynku.Otworzył drzwi i wypchnął ją na uliczkę.Pod ścianąnaprzeciwko siedział jakiś moczymorda, ale kiedy prześladowcaKlementyny spojrzał na niego, wziął nogi za pas.Krzyknęła za nim opomoc, na co prowadzący ją mężczyzna tylko się roześmiał.- To nie kino - powiedział.- %7ładen pijaczyna cię nie uratuje.Pchnął ją na twardą murowaną ścianę.Zawirowało jej w głowie.Pomyślała o jutrzejszych zdjęciach, o tym, jak się na nie ubrać, i czy jąwezmą z takim krwawiącym ramieniem.Nagle zdała sobie sprawę, że toabsurd myśleć o czymś takim w podobnej sytuacji, i roześmiała się.Zmiechwydobywał się z samego środka jej wnętrzności.Brzmiał obco inienaturalnie, jakby nie należał do niej.Mężczyzna znów się zbliżył.- Podoba ci się, co? Jak cię trochę poszturchać, od razu się rozkręcasz?Zamierzył się nożem w jej klatkę piersiową.Musiał ruszać się wzwolnionym tempie, bo przez te kilka sekund, zanim ostrze dotarło do celu,zdążyła pomyśleć o Duke'u, o matce, i o tym, jak mocno ich oboje kocha,choć tak ją krzywdzą.O Connorze, o ich miłości, która zrodziła się,eksplodowała i zginęła jak gwiazda supernowa, i o tym, jak trudno było sięz nim pożegnać.O Arturze, o jego dobroci i o tym, że chociaż jest takiprzystojny, czuje do niego tylko sympatię.O swojej karierze, która teraz,gdy wszystko inne zostało powiększone do gigantycznych rozmiarów,znaczyła tak niewiele.O Megan i Jacksonie, i o tym, że życzy im szczęścia.O Alex, która byłaby zawiedziona, gdyby się dowiedziała, że Klementynanie potrafiła się bronić, że - jak wszystkie kobiety - za bardzo się bała, żebykopać, krzyczeć i szukać ratunku. Wcale nie była wyjątkową osobą",powiedziałaby Alex.I miałaby rację.Patrzyła na spadający nóż, ze spokojem czekając na ostatnie ukłuciebólu, niemal godząc się na nie.Nie nastąpiło.Poczuła tylko, jak pęka jejgórny guzik od bluzki, a nóż rozcina materiał.- Nie - jęknęła.- Tylko nie to.Nie słuchał.Przeciął jej bluzkę od góry do dołu i spojrzał na piersi, którewydawały się w ciemnościach mlecznobiałe.Mimowolnie pobiegławzrokiem w kierunku jego spodni, w kierunku wypukłości przy rozporku.- Chcesz tego, co? - zapytał.Klementyna skoczyła do niego z pięściami, jakby w nią demon wstąpił.Nie zwracała uwagi na nóż.Raczej umrze, niż pozwoli się zgwałcić.Nawetnie poczuła, jak ostrze drasnęło ją w brzuch.Miała ochotę odgryzć muRS 150język, żeby już nigdy nie mógł nic powiedzieć, wyrwać penisa, pogryzć gona kawałki i wypluć mu prosto w twarz.Klementynie udzielila się jegobrutalność i te potworne wizje wcale nie były w jej odczuciu okrutne aniodrażające, a wyrażały tylko, co musi zrobić, żeby przeżyć [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •