[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Szedł pod murami domów.W swoim wieku wolał nie zbliżać się zbytnio do jezdni, łatwo było przecież o jakiś niezręczny krok, a nie miał ochoty skończyć pod kołami autokaru.Sprawdził, czy wsadził do torby listę sprawunków.Pierwsi gracze w kule zbierali się już na skwerze André-Ulmann, spragnieni rozrywki i od rana pełni dobrego humoru, któremu dawali wyraz, prowadząc wesołe rozmowy.Vatec doszedł do bulwaru Berthier i wtopił się w tłum płynący tamtędy w godzinie porannego szczytu.Samochody jeździły jak szalone.Na tej ulicy pełnej pieszych, rowerzystów i aut pędzących jak kawaleria warto się było porządnie rozejrzeć, zanim przeszło się przez jezdnię, bo nikt nie przejmował się już faktem, że ulica jest jednokierunkowa, i nie przestrzegał ograniczeń prędkości.Ojciec Vatec pomyślał o tej młodej blondynce, która przyszła do jego kościoła w środku nocy.Policjantka, nie – śledcza z żandarmerii.Uroczy był ten żandarm.Gdyby Vatec był o czterdzieści lat młodszy, mógłby ją wziąć za kusicielkę przysłaną przez diabła.Ale Bóg wiedział, co czyni – z wiekiem człowiek staje się odporniejszy na pokusy, bo też nie mają one już takiej władzy nad ciałem.To dowodziło, że istnieje dusza niezależna od ciała.I właśnie dusza daje człowiekowi wyższość nad zwierzętami, ta dusza, która stanowi o duchowości, podczas gdy w ciele skupia się zwierzęca natura człowieka.Otóż tym, co najbardziej niedoskonałe w człowieku, najbardziej zawodne, jest jego powłoka cielesna.To dla niej zatracał się w rozkoszy, ulegał swym grzesznym skłonnościom, ujawniał wady.Dusza unosiła się ponad tym.Teraz, jako stary człowiek, wyraźnie to widział.Rozwiązłość to w początkowym okresie życia duchownego codzienna walka, która schodzi na dalszy plan z biegiem lat, kiedy ciało się starzeje.To samo dotyczy większości grzechów śmiertelnych.Jednak Vatec musiał być uczciwy wobec samego siebie – łakomstwo wciąż stanowiło dla niego poważną pokusę, która pojawiała się regularnie.Każdy miał przecież jakieś słabostki.Porucznik wydziału śledczego, przypomniał sobie duchowny.Ale nie pamiętał jej nazwiska.Czy mu się przedstawiła? Nie był pewien…Miał nadzieję, że kobieta zrozumie, co się dzieje.Że jego słowa zapisały się w jej pamięci.To było ważne.Czy znalazła ludzi, których szukała? Sługi zła…Zatrzymał się przed przejściem dla pieszych.Ludzik świecił na czerwono, a duchowny zastanawiał się, czy należy uznać to za znak.Po drugiej stronie ulicy jakiś mężczyzna snuł się wolnym krokiem, wpatrzony w chmury.Ksiądz pomyślał, że wygląda na ponurego.Ruch wciąż był bardzo duży, męczący.Nagle zobaczył, jak tamten człowiek gwałtownie skręca i wchodzi na ulicę, pod jadące samochody.Przy tak dużym natężeniu ruchu nie mogły poruszać się bardzo szybko, jednak zachowanie mężczyzny było skrajnie niebezpieczne.Vatec uniósł rękę i krzyknął, żeby wyrwać tamtego z głębokiej zadumy.Ale mężczyzna go nie widział.Rudawy, lekko łysiejący, z lokami przy uszach i niegoloną od dobrego tygodnia brodą.Jego strój nie był zbyt wyszukany – miał na sobie dresowe spodnie, niezasznurowane adidasy oraz wełnianą kamizelkę, spod której wystawały poły koszuli.Kierująca zauważyła pieszego i zahamowała w ostatniej chwili, a potem zaczęła nerwowo trąbić.Mężczyzna zatrzymał się przed nią i przechylił głowę, jakby po raz pierwszy w życiu widział samochód.Potem wolno podszedł do drzwi.Kierująca chyba mu wymyślała, ale nie otworzyła okna, więc mężczyzna zaczął drapać w szybę paznokciami, jakby chciał wcisnąć przez nią palce.Ojciec Vatec pomyślał, że dziwnie to wygląda.Dokładnie widział tę scenkę i był przekonany, że to drapanie, to przyciskanie palców do szyby jest absolutnie nienaturalne.Domyślał się, że zgrzyt paznokci był bardzo nieprzyjemny.Zauważywszy rozszerzone źrenice i przechyloną na bok głowę pieszego, Vatec zrozumiał, że to narkoman.Nie miał co do tego wątpliwości.Kierująca chyba także zorientowała się, z kim ma do czynienia, bo zamilkła i próbowała wrzucić bieg, żeby odjechać, ale wyminęła ją ciężarówka, a później zapaliło się czerwone światło, nie mogła więc ruszyć.Mężczyzna wciąż drapał w szybę, a Vatec zastanawiał się, czy jej nie uszkodzi, przy okazji kalecząc sobie palce.Potem mężczyzna w garniturze przejechał obok nich na rowerze.Musiał zwolnić.Miał najwyżej trzydziestkę.U jego boku zwisała przerzucona przez ramię torba.Narkoman, ze zdumiewającym u osoby w takim stanie refleksem, chwycił rowerzystę za ramiona i pas torby i rzucił go na bok.Prawdopodobnie zaszokowany tą napaścią, młody człowiek nawet nie krzyknął, zanim jednak zdołał się pozbierać, narkoman wcisnął mu palce w oczodoły.Tym razem młody człowiek zawył z bólu.Jego prawe oko wypłynęło, gęsta krew zalała mu twarz [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •