[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie zwinności jego się zatem obawiała, lecz uległainstynktownemu lękowi przed myślą najczystszą, przed jego geniuszem.„Kto to wie?”Powróciwszy do „Glen Elizy” z hotelu, gdzie Baron zamieszkiwał, zastałemDuponte’a w salonie przy dużym oknie - ze skupioną twarzą wpatrzonego w drzwi.Począłemopowiadać o wszystkim, co się mi ostatnio przydarzyło.- Bierz pan to - przerwał Duponte, unosząc skórzaną sakwę - i pod adres zapisany tutajzanieś.- Podał mi skrawek papieru.- Monsieur, czemu nie chcesz słuchać, co ci opowiadam? Baron Dupin.- Musisz zaraz iść, monsieur - rzekł mi na to.- Najwyższa bowiem pora.Zerknąłem na ów adres, ale go nie rozpoznałem.- Dobrze więc.A co mam powiedzieć, kiedy już tam dotrę?- Sam się zorientujesz, bądź spokojny.Z konfuzji wprost niebywałej umknęło mi całkowicie, iż jak na ową godzinę niebo jeststanowczo za ciemne.Gdy deszcz się wreszcie rozpadał, zbyt daleko zajść zdołałem, żeby sięwrócić po parasol.Wody tak po drodze przybierało, że zmoczyłem nogi aż po kostki.Brnąłem jednak naprzód, krajem kapelusza osłaniając twarz, na ile się tylko dało.Część dystansu wprawdzie przejechałem omnibusem, lecz i tak od wędrówki przezulewę odzież mi cała zawilgła.W końcu przybyłem do niewielkiego biura, gdzie jakiśczłowiek za biurkiem zasiadając, pochłonięty był wysyłką depeszy.- Sir? - zwrócił się do mnie.Nie wiedząc, co mu powinienem odpowiedzieć, spytałem jedynie, czy adres, któregoposzukiwałem, jest właściwy.- To na dole - odrzekł tępo.Zaraz więc zszedłem schodami, gdzie dostrzegłem szyld zalany wodą.Znajdował siętam sklep sukiennika.I proszę! Po to mnie tak naglił Duponte, by, zdaje się, płaszcz jego donaprawy oddać - być może więc miał w planach jakąś proszoną kolację.? Wszedłem dośrodka zniecierpliwiony wielce.- No, toś pan dobrze trafił - rzekł mi na powitanie jegomość z brzuchem wielkimwciśniętym pod satynową kamizelę.- Czyżbyśmy się, sir, już poznali?- Nie, sir, nic podobnego.- Skąd więc wiesz, że trafiłem, gdzie potrzeba?- Bo widzę przecież jasno! - rozwarł ramiona w dramatycznym geście, niby na widoksyna marnotrawnego, co doń z tułaczki wraca.- Do kości przemoczony! Oj, żebyś mi sięjeszcze nie zaziębił! No, ale się nie obawiaj, mam dla ciebie stosowne ubranie! - zacząłgrzebać za biurkiem.- Miejsce jak najstosowniejsze znalazł, by odzież swoją wymienić.- Mylisz się pan; ja ci coś przynoszę.- Doprawdy? Niczego się nie spodziewam - odrzekł mi zachłannie.Worek na krzesło wyłożyłem i otwarłem, by wewnątrz znaleźć tylko złożonyegzemplarz „Sun” pochodzący z Baltimore.Z włosów mych i czoła skapnęło na stronicękropli kilkanaście.Człowiek szybko porwał gazetę, a twarz jego, dotąd przyjazna, spochmurniała.- Niech mnie, młodzieńcze! Wszak sam potrafię dziennik nabyć! A ów nie tegorocznąnawet datę nosi! Szydzić ze mnie przychodzisz? I na cóż mi niby to pismo? - spojrzał na mniez niechęcią; już nie panem dlań byłem, ale młodzieńcem zaledwie.- Jak nie masz do mniedzisiaj interesu.- i ręką się zamachnął, przy słowie „interes” wskazując pośród rozlicznychoznaczeń na ścianie ogłoszenie swoje:Zakład z odzieżą modną.Koszule, kołnierze, podkoszulki, kalesony, apaszki, skarpety iwyroby pończosznicze - jakością pod każdym względem równe odzieży na miarę szytej.- Czekajże pan, chwileczkę! O wybaczenie proszę - rzekłem z mocą.- Z chęciąwymiany przyodziewku dokonam.Ożywił się gwałtownie.- Wybór to roztropny jak najbardziej! Już szukam więc dla ciebie ubrania o kroju irozmiarze idealnym.- Bo handlem strojów wymiennym się, sir, trudnisz, tak?- Gdy zaistnieje taka konieczność, oczywiście.Usługi me są niezbędne dżentelmenomw tarapatach, jak tobie właśnie.Tylu zimą nawet parasola zapomina i zaledwie jedno ubraniew kufrze swym posiada.Przyjezdni w szczególności.I pan spoza Baltimore, mam rację?Ruch wymijający na to uczyniłem.I nagle lepiej pojąłem pracę jego i Duponte’a.Sukiennik przyniósł w garści kilka części garderoby - niezwykły w rzeczy samej byłto kostium! Powtórzył też swe zapewnienie co do jakości przyodziewku, mimo iż okazał sięon lichy i w dodatku zupełnie na mnie nie pasował.Płaszcz o kołnierzu aksamitnympozbawionym barwy poniekąd dopełniał „odcieniem” jedną spodni nogawkę, tę mniejwypłowiałą - lecz kamizelka się wzięła z obcej zgoła parafii.Wszystko kilka rozmiarów zaciasne jak na moją postać, a mimo to sklepikarz z dumą mnie najwyższą określił„wypiękniałym” wielce i podał lustro, bym się mógł napawać swym widokiem.- Nie dość, że suche stroje, to i leżą jak ulał, prawda?! Patrz, ileś pan zyskał na tyminteresie - usłyszałem.- No, proszę - laskę uniósł moją - ciekawy okaz tu mamy, rzadki, jakna moje oko.Dla pielgrzyma jak ty jednak stanowczo chyba za ciężki.A może byś się tak znią rozstał? Gotów jestem dobrze zapłacić, a cen mych, sir, w okolicy nikt przebić nie zdoła.Wychodząc, mało nie zapomniałem gazety, z którą mnie Duponte posłał.Spojrzałemna datę umieszczoną u góry stronicy: czwarty października 1849 roku.Dzień po znalezieniuPoego w strojach niedopasowanych w gospodzie u Ryana.Przekartkowałem czasopismo, bysprawdzić sprawozdania pogodowe z zeszłej doby, to znaczy z owego czasu, gdy Poe zostałznaleziony.„Zimno przenikliwie oraz mgliście”.„Deszcz i słota”.„Wicher porywisty ze stronpółnocno-wschodnich”.Całkiem przecież jak dzisiaj.Gdy przed przybyciem tutaj wszedłem do biblioteki,Duponte stał przy oknie, nie w przestrzeń wzrokiem nieobecnym patrząc, tylko najwyraźniejw niebo oraz chmury.Oczekiwał pogody zgodnej z opisem brzemiennego w skutki dniatrzeciego października, bo w taką mnie aurę właśnie postanowił wyekspediować.- Zabiorę ją, sir - rzekłem grzecznie, wyciągając malajkę z jego dłoni.- Z nią nigdybym się nie rozstał.Przed wyjściem wyjąłem z kieszeni nieco grosza i wziąłem sobie parasol oparty zastołem.Na zewnątrz zaraz stwierdziłem, iż krok mi się plącze z powodu skrępowania nógnierównym szyciem spodni.Zatrzymałem się na moment pod markizą, żeby wypróbowaćkapryśny parasol.- Oberwanie chmury.Podskoczyłem, wystraszony szorstkim głosem.W ławie ciemnych kropel z trudem siędało dojrzeć ludzką postać.Musiałem zmrużyć oczy, gdy osobnik ów się do mnie zbliżył, a tuż przy nim - drugi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •