[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przygnębiona, odetchnęła głęboko.Wiatr uwolnił las od oparównienawiści.Odszukała wzrokiem kamienną twarz Jacquesa.Zdawał się nic nie widzieć, cała uwagę skupiałna oddalającym się pasemku mgły.Czy czuł to samo? Jeśli nie Byron ją powodował, to dlaczego jej nieodczuwał? Jej umysł analizował sytuację.Zrozumiała, że Jacques może tego nie odczuwać, gdyż jegoumysł jest jeszcze zbyt potrzaskany.- Wrócimy inną drogą, Sheo.Nie możemy zostać w tej chatce.- Jacques chwycił jej dłoń i pociągnął jąmiędzy drzewami.- Tu nie jest już bezpiecznie.Shea miała wrażenie złowrogiego, wykrzywionego uśmiechu.Cichy śmiech, ponure rozbawienie.Potrząsnęła głową by pozbyć się tego obrazu, bojąc się, że to halucynacje.- Jacques? - Jej głos drżał z niepewności.Jego palce zacisnęły się na jej.- Nie martw się, bo nie ma takiej potrzeby.Znajdziemy bezpieczne schronienie.Nigdy nie pozwolę by cościę zraniło.- Podniósł jej dłoń do ciepłych ust, i złożył słodki, czuły pocałunek.-Wyczuwasz jednegonieumarłego.Czy to Byron?- Nie wiem, czy to on.Wiem, że to jest coś bardzo złego.Opuśćmy to miejsce, wyjedźmy do miasta zjasnymi światłami i mnóstwem ludzi.Zaborczo otoczył ją ramieniem i dostosował swój krok do niej.Instynktownie wiedział, że w mieście będądodatkowo narażeni.Byli Karpatianami, nie ludźmi.Wziął głęboki oddech i wypuścił wolno powietrzedając sobie czas na dobór odpowiednich słów.- Jeśli wampir zwrócił na nas swoją uwagę, tylko sprowadzimy niebezpieczeństwo na niewinnych ludzi.Sąbezbronni wobec nieumarłych.- On nas obserwuje.Wiem, że nie wyczuwasz go, ale jest gdzieś tutaj.Jacques wierzył jej.Po raz kolejny oglądał obrazy w jej myślach, słyszał dziwne dźwięki, drwiący śmiechodbijający się echem w jej głowie.Zaklął cicho.- Gdy Byron znalazł cię wtedy w wiosce, jesteś pewna, że nie pił twojej krwi?- Mówiłam ci.Pochylił nade mną głowę, czułam jego oddech na szyi, i zęby drapiące moją skórę, aleuciekłam od niego.Ledwo przebił skórę.- Odwróciła się i dotknęła miejsca gdzie był delikatny ślad.- Wkażdym razie przeprosił cię.Widzialeś jego smutek? Ranił mi serce.Zluzował na chwilę uścisk ramienia i pocałował ją w czubek głowy.- Jesteś pełna współczucia, miłości i ufności.Wampiry mogą wydawać się uosobieniem piękna iprawdziwości.Wydłużyła trochę krok, chcąc mu dorównać.- Nie sądzę, Jacques.Rozpoznałam w tobie piękno, mimo że byłeś opanowany przez potwora.Wiedziałam,ze było coś więcej ponadto, co mogłam zobaczyć.Wydaje mi się, że potrafię rozpoznać zło.- Rozpoznałaś, bo nasze dusze wołały do siebie.Jesteśmy partnerami, połączonym ze sobą nawet naodległość.- Nazywaj to jak chcesz, ale myślę, że wiedziałabym, gdyby Byron był tym przekletym stworzeniem, którenas obserwuje.Przepełnia je nienawiść.- Tylko Gregori dawał ci krew.I ja.- Gdybym była tobą, nie zmuszałabym cię do przyjęcia krwi uzdrowiciela, rzucając zaklęcia.- Znowuwściekła odwróciła się od niego.- Jak mogłeś mnie w taki sposób zdradzić?Mężczyzna uważnie spojrzał na jej twarz.- Twoje zdrowie jest ważniejsze niż twoje zdanie.- Prawda była taka, że wstydził się tego, że zmusił ją, nie pozwolił dokonać wyboru.Ale z drugiej strony cieszył się, że nie jest już tak słaba jak była.- Tak mówisz.Mam nadzieję, że się wykrwawił, zanim zdołał zamknąć rany.I nie odzywaj się do mnie, bojesteś arogancki, a ja tego nie lubię.- Zmęczona potknęła się.- Gdybyś zrobiła to, co mówiłem, byłabyś pełna sił a twoje ciało uzdrowiłoby się.-odpowiedział,zadowolony z siebie że radość w jego umyśle ją drażni.Zatrzymała się tak nagle, że szarpnął ją za sobą.- Czy w ogóle masz pojęcie gdzie jesteśmy? Ja się zgubiłam.Wszystko wygląda tak samo.I przestań się tak ładnie uśmiechać w myślach.Myślisz, że uda ci się mnie nim ugłaskać, ale nie licz na to.Pociągnął ją za rękę niespokojnie rozglądając się dookoła czarnymi oczyma.Ciągle odczuwał wrogąciemność przez jej myśli.- Zawsze mogę cię uspokoić, Wiewióreczko.- odpowiedział czule.- Nie jesteś w stanie żywić do mnieżalu.Uczucie nienawiści rosło.Delikatne drażnienie Jacquesa było dziwnie pocieszające i odczuwaławdzięczność dla niego.Schowała palce w zagłębieniu jego ramienia.- Nie licz na moją dobrą naturę, Jacques.Pamiętaj, co mówili o ludziach z rudymi włosami.- Są wspaniałymi kochankami.Śmiała się pomimo fal czarnej złości stale przepływających przez nią.- Tak myślisz.Na jej śmiech powietrze wokół nich zgęstniało tak, że przez chwilę dusił się od nienawiści.Nie mogącwytrzymać ani chwili dłużej, nie myśląc o konsekwencjach odwrociła twarz w stronę mrocznego lasu zanimi.- Jeśli tak nas nienawidzisz, to wyjdź i przedstaw się ty tchórzu! - pochyliła brodę w stronę Jacquesa.- No.Albo przyjdzie albo nie.Nie lubię jak polują na mnie ,jak na jakieś zwierze.Jacques czuł jak drży obok niego.Martwiło go, że przypadkiem zmusił ją do akceptacji zbyt wielu rzeczynaraz.Położył jej dłoń na karku, przyciągnął bliżej i spojrzał na nią z góry płonącymi, czarnymi oczami.- Nikt cię nie zrani, nigdy.Nigdy.Tak kto będzie próbował, zginie.- przed wyznaniem wziął głębokioddech.- Nie byłem pewnien czy jesteś Karpatianką czy nie.Nie byłem zdolny do rozpoznania tego wewłaściwym czasie.Przypadkowo cię przemieniłem.Chciałbym powiedzieć, że mi przykro, ale prawda jesttaka, że nie jest.Nie wiedziałem co robię, i wiem, że mógłbym to zrobić inaczej, gdybym wtedy ctowiedział.Jesteś sensem mojego życia, Sheo.Nie mogę istnieć bez ciebie.Jedynie zemsta utrzymywałabymnie przy życiu i skłoniła do zmiany w wampira.A ja nie chcę stać się nieumarłym, zerującym zarówno naludziach jak i Karpatianach.Jesteś moim zbawieniem.Shea odepchnęła go od siebie.Krople deszczu spływały po jej twarzy gdy podniosła pełne rozbawieniaoczy ku niemu.- A więc to tak! To są te twoje wielkie przeprosiny? Widzę, że nie mam co liczyć na kwiaty i czekoladki od ciebie.- ruszyła szybko.- Nie odzywaj się do mnie dzikusie.Nie chce więcej słyszeć twojego głosu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]