[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Na razie muszę spełnić mój obowiązek.Porter zwrócił się gwałtownie do pana Satterthwaite’a.— Pan! Nie może pan pomóc? Nie może pan nic zrobić?Pan Satterthwaite musiał przyznać w duchu, że ogromnie mu to pochlebiło.Odwołano się do niego, najmniej znaczącego z ludzi, i uczynił to ktoś taki jak John Porter.Miał właśnie odpowiedzieć, jak mu przykro, kiedy lokaj, Thompson, wszedł do pokoju z wizytówką na tacy, którą podał swojemu panu z przepraszającym kaszlnięciem.Pan Unkerton nadal siedział zgarbiony na krześle, nie biorąc udziału w rozmowie.— Powiedziałem temu dżentelmenowi, że prawdopodobnie nie będzie pan w stanie go przyjąć, sir — stwierdził Thompson.— Lecz on upierał się, że umawiał się z panem i że sprawa jest bardzo pilna.Unkerton wziął wizytówkę.— Pan Harley Quin — odczytał.— Pamiętam, miał zobaczyć się ze mną w sprawie pewnego obrazu.Rzeczywiście umawiałem się z nim, lecz sprawy tak się ułożyły…Na to odezwał się pan Satterthwaite.— Powiedział pan: Harley Quin? — zawołał.— To nadzwyczajne, absolutnie nadzwyczajne! Majorze, pytał mnie pan, czy mogę pomóc.Chyba tak.Ten pan Quin jest moim przyjacielem… powinienem raczej rzec: znajomym.To wyjątkowy człowiek.— Zapewne jeden z tych detektywów–amatorów — stwierdził lekceważąco inspektor.— Nie — zaprzeczył pan Satterthwaite.— W żadnym razie.Lecz ma moc, niemal niezwykłą moc, pokazywania tego, co widzieliśmy na własne oczy, wyjaśniania tego, co słyszeliśmy na własne uszy.Możemy opowiedzieć mu o wypadku i zobaczyć, co nam powie.Pan Unkerton spojrzał na inspektora, który prychnął tylko i skierował wzrok na sufit.Na co pan Unkerton skinął krótko Thompsonowi.Służący wyszedł z pokoju i wrócił po chwili, wprowadzając wysokiego, smukłego mężczyznę.— Pan Unkerton? — nieznajomy uścisnął jego dłoń.— Przepraszam, że przeszkadzam w takiej chwili.Musimy odłożyć naszą pogawędkę o obrazie na inną porę.Ach! Oto mój przyjaciel, pan Satterthwaite.Wciąż lubi pan tragedie?Przy tych słowach na jego ustach przez chwilę błąkał się delikatny uśmiech.— Panie Quin — zaczął z emfazą pan Satterthwaite — mamy tu dramat, jesteśmy w samym jego środku.Ja i mój przyjaciel, major Porter, chcielibyśmy poznać pańską opinię.Pan Quin usiadł.Lampa z czerwonym kloszem rzucała barwne światło na jego kraciastą marynarkę i pozostawiała w cieniu jego twarz, co sprawiało wrażenie, jakby nosił maskę.Pan Satterthwaite zwięźle przedstawił główne punkty tragedii.Potem umilkł, z zapartym tchem czekając na słowa wyroczni.Lecz pan Quin tylko potrząsnął głową.— Smutna historia — powiedział.— Nader smutna i szokująca tragedia.Bardzo intrygującą czyni ją brak motywu.Unkerton zagapił się na niego.— Nie rozumie pan — powiedział.— Słyszano, jak pani Staverton groziła Richardowi Scottowi.Była potwornie zazdrosna o jego żonę.Zazdrość…— Zgadzam się — stwierdził pan Quin.— Zazdrość lub szaleńcza obsesja.To to samo.Lecz pan mnie nie zrozumiał.Nie mówiłem o zamordowaniu pani Scott, ale kapitana Allensona.— Ma pan rację — zawołał Porter, zrywając się z krzesła.— To jest słaby punkt.Gdyby Iris kiedykolwiek rozważała zabicie pani Scott, dopadłaby ją gdzieś na osobności.Tak, obraliśmy złą taktykę.Chyba widzę inne rozwiązanie.Tylko ta trójka weszła do Prywatnego Ogrodu.To nie podlega dyskusji i nie zamierzam tego podważać.Lecz tę tragedię można odtworzyć na inny sposób.Przypuśćmy, że Jimmy Allenson zastrzelił najpierw panią Scott, a potem siebie.To możliwe, prawda? Odrzucił pistolet, kiedy upadał, a pani Staverton znalazła go na ziemi i podniosła, dokładnie tak, jak mówiła.I jak?Inspektor potrząsnął głową.— To się nie trzyma kupy, majorze.Gdyby kapitan Allenson strzelił do siebie z tak niewielkiej odległości, na jego ubraniu zostałyby ślady.— Mógłby trzymać broń na odległość wyciągniętego ramienia.— A po co? Nie ma w tym żadnego sensu.Poza tym, brakuje motywu.— Może nagle stracił głowę — mruknął Porter, lecz bez większego przekonania.Umilkł na chwilę, a potem nagle rzucił z wyzwaniem: — I co, panie Quin?Pan Quin pokręcił głową.— Nie jestem czarodziejem ani choćby kryminologiem.Lecz powiem panu jedno: wierzę w wartość wrażeń.W czasie kryzysu jest zawsze taka chwila, która wybija się nad inne, jeden obraz, który pozostaje, gdy wszystko inne zblaknie.Myślę, że pan Satterthwaite jest najbardziej pozbawionym uprzedzeń obserwatorem z wszystkich tu obecnych.Czy cofnie się pan pamięcią, panie Satterthwaite, i opowie nam o chwili, która wywarła na panu największe wrażenie? Czy było to wtedy, kiedy usłyszał pan strzały? Czy kiedy po raz pierwszy zobaczył pan ciała? Czy gdy zauważył pan pistolet w dłoni pani Staverton? Proszę zapomnieć o wnioskach, do jakich pan doszedł i opowiedzieć nam o wrażeniach.Pan Satterthwaite utkwił wzrok w twarzy pana Quina, trochę jak uczeń, szykujący się, by powtórzyć wyuczoną lekcję, której nie jest zbyt pewien.— Nie — powiedział powoli.— To nie było nic z tego, co pan wymienił.Na zawsze zapamiętam tę chwilę, gdy stałem sam przy ciałach, już później, i patrzyłem na panią Scott.Leżała na boku.Miała splątane włosy.Na jej uchu była plama krwi.I natychmiast gdy to powiedział, poczuł, że była to rzecz bardzo znacząca.— Krew na uchu? Tak, pamiętam — stwierdził powoli Unkerton.— Musiała zerwać kolczyk w czasie upadku — wyjaśnił pan Satterthwaite.Lecz kiedy to mówił, wyjaśnienie nie wydawało się już tak oczywiste.— Leżała na lewym boku — dołączył się Porter.— Pewnie chodzi o lewe ucho?— Nie — rzucił szybko pan Satterthwaite.— To było prawe ucho.Inspektor chrząknął.— Znalazłem to w trawie — udzielił łaskawie wyjaśnienia.Wyjął zapięcie ze złotego drucika.— Ależ na Boga, człowieku! — zawołał Porter.— Tego nie można było zerwać w czasie upadku.Bardziej prawdopodobne, że kolczyk został trafiony kulą.— I tak było! — zawołał pan Satterthwaite.— To była kula.Na pewno.— Padły tylko dwa strzały — zauważył inspektor.— Kula nie mogła trafić w kolczyk i jednocześnie przestrzelić jej pleców [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •