[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To nie tak.Lecz ty po prostu bujasz w obłokach.Przerwał jej, aby powiedzieć, że gospodarowanie na wsi jest według niego jak najbardziej konkretnym zajęciem, a nie chodzeniem z głową w chmurach.- Tak, lecz to nie ma znaczenia.Nie dla nas.Tutaj masz wspaniały rodzinny interes z pierwszorzędnymi „widokami na przyszłość, a także wspaniałomyślną propozycję ze strony twojego wujka.- Och, wiem.Wujek w swojej wspaniałomyślności posunął się o wiele dalej, niżbym kiedykolwiek się spodziewał.- To prawda.A ty nie możesz, po prostu nie możesz odrzucić tego, co ci proponuje! Żałowałbyś swojej decyzji przez całe życie.Zapewne byś się obwiniał, że nie skorzystałeś z jego oferty.- Cholerna kancelaria! - mruknął.- Och, Rodneyu, ty wcale nie nienawidzisz jej aż tak bardzo, jak ci się zdaje.- Nienawidzę.Wiem, co mówię.Przesiedziałem w czymś takim pięć lat, pamiętaj.- Tym razem będzie inaczej.Co innego aplikant, a co innego wspólnik.W końcu zaczną cię interesować i praca, i ludzie, z którymi będziesz miał do czynienia.Zobaczysz, Rodneyu, na pewno będziesz szczęśliwy.Wtedy na nią popatrzył długo i smutno.W jego spojrzeniu była miłość i rozpacz, i coś, co wyglądało na nikły płomyczek nadziei.- Skąd wiesz, że będę? - zapytał.- Będziesz, ja ci to mówię - rzuciła wesoło, jakby chcąc dodać mu odwagi.Rodney westchnął i powiedział szorstkim głosem: - W porządku.Postawiłaś na swoim.W ten oto sposób, pomyślała Joan, o włos uniknęliśmy niebezpieczeństwa.Jakie to szczęście dla Rodneya, że przynajmniej ja stałam twardo na ziemi i nie pozwoliłam mu zaprzepaścić kariery dla szaleńczej idei! Gdyby nie kobiety, myślała dalej, mężczyznom nieraz zdarzałoby się sporo namieszać w swoim życiu.Kobiety to stabilność, to poczucie rzeczywistości.Tak, Rodney ma szczęście, że to ja jestem jego żoną.Zerknęła na zegarek.Wpół do jedenastej.Bez sensu byłoby iść dalej, zwłaszcza (uśmiechnęła się), że nie ma dokąd.Spojrzała przez ramię.Coś takiego! Zajazd ledwo majaczył w oddali; wtopił się w szarość pustyni do tego stopnia, że z trudem go wypatrzyła.Powinnam być ostrożniejsza, pomyślała.Mogłam się zgubić.Zgubić? Śmieszne.no, może nie całkiem śmieszne.Tamte wzgórza na horyzoncie - przecież prawie ich nie widać, tak zlały się w jedno z chmurami.A stacja? Stacja po prostu znikła, jakby jej nigdy nie było.Joan rozejrzała się uważnie dookoła: nic i niczego.I nikogo.Wdzięcznym ruchem opadła na ziemię, otworzyła torebkę, wyjęła blok listowy i wieczne pióro.Miała do napisania kilka listów.Zabawnie byłoby przelać na papier swoje odczucia.Do kogo mogłaby napisać? Do Lionela Westa? Do Janet Annesmore? Do Dorothei? Nie, raczej do Janet.Odkręciła nasadkę wiecznego pióra i nie namyślając się, zaczęła pisać swoim potoczystym stylem:Najdroższa Janet, Nigdy byś nie zgadła, gdzie piszę ten list! W samym sercu pustyni.Utknęłam tutaj, spóźniwszy się na pociąg, który kursuje tylko trzy razy w tygodniu.Jest tu zajazd, który prowadzi Hindus, jest kilka kur, kilku (bo chyba więcej niż jeden) osobliwie wyglądających Arabów i ja.Nie mam z kim rozmawiać i nie mam co robić.Ale nawet sobie nie wyobrażasz, jak bardzo mnie to cieszy.Pustynia jest cudowna, jest niewiarygodnie świeża.A cisza.Cóż, żeby zrozumieć, co znaczy cisza, trzeba jej doświadczyć.Wiesz, to jest tak, jakbym po raz pierwszy od lat mogła usłyszeć własne myśli!Człowiek na co dzień jest strasznie zagoniony, żyje w ciągłym pośpiechu.Prawdopodobnie tak już musi być, lecz doprawdy warto od czasu do czasu zrobić sobie małą przerwę na myślenie i na regenerację sił.Jestem tutaj zaledwie pół dnia, a już czuję się o wiele lepiej.Żadnych ludzi.Nigdy nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo pragnę od nich uciec.Świadomość tego, że na setki mil wokół (poza piaskiem i słońcem) nie ma niczego i nikogo, bardzo koi nerwy.Pióro Joan płynęło dalej, gładko i równo.ROZDZIAŁ TRZECIJoan przestała pisać i spojrzała na zegarek.Kwadrans po dwunastej.Leżały przed nią trzy listy.W piórze zostało niewiele atramentu.Kończył się także blok listowy.Dość irytujące, pomyślała.Są jeszcze inni, do których mogłabym napisać.Aczkolwiek, zadumała się, takie pisanie listu za listem jest na swój sposób zajęciem nieco jednostajnym.Słońce i piasek, piasek i słońce i jak to miło mieć wreszcie czas na odpoczynek i na myślenie! Wszystko to prawda, tylko że można się zmęczyć, próbując o tym słońcu i piasku, o odpoczywaniu i myśleniu pisać za każdym razem trochę inaczej.Ziewnęła.To słońce naprawdę ją usypia.Po lunchu położy się i trochę prześpi.Podniosła się i powędrowała powoli z powrotem, do zajazdu.Ciekawe, pomyślała, co też w tej chwili porabia Blanche.Niewątpliwie do tej pory już zdążyła dojechać do Bagdadu i spotkać się z mężem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •