[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Podobno poszło o mnie.Motyka zabrałnatychmiast Dołka do raportu do generała.Wróciliśmy pózno.Spotkałem tylko Paciukanisa, który napomknął, że była granda, ale szczegółów nieznał.Na drugi dzieo rozkaz pułkowy zaskoczył wszystkich.Kapitan Jadwisiak zostaje przeniesiony doCentrum Wyszkolenia, rotmistrz Gromadzki na dowódcę trzeciego szwadronu, ja na zastępcędowódcy trzeciego szwadronu, podporucznik Pirożek przeniesiony do dywizji.Przyciskany do muru Dolek zapewniał, że odchodzi na własne żądanie.W to nikt z nas nie wierzył, alewyczuliśmy intencję.Dolek był dobrym żołnierzem, a tym samym bardzo pewny siebie.Wiedział, żejeżeli powie, co się za tym kryło, to na pewno dojdzie do ostrego zatargu, którego w dzisiejszejsytuacji należało za wszelką cenę uniknąd.To uszanowaliśmy i przyjęliśmy spokojnie i bez komentarzyzarządzenie, ale każdy z nas miał cichy żal do dowódcy pułku za wykorzystanie okoliczności douderzenia.poniżej pasa.W dwa dni pózniej dostałem silnej gorączki.Przyszedł Jędrek Rutana, obejrzał, zbadał, pokiwał głową.Dał coś do wypicia, proszek i powiedział, że wygląda to na silną anginę, ale podejrzewa, że jest to cośinnego.Na drugi dzieo było gorzej, gorączka skoczyła na czterdzieści jeden.W nocy otworzyła sięrana w ustach.Nad ranem Jędrek wsadził mnie do sanitarki.Było jeszcze szaro, padał deszcz ześniegiem.Obudziłem się tutaj i przygniwam w tej kompanii warsztatowej od ludzkich członków.Ciekawym, jakdługo mnie tu utrzymają.Gołecki przyjedzie jutro, zobaczymy.Wieczorem wstałem po raz pierwszy i wywlokłem się na korytarz.Nogi trochę zle chodzą i kręci sięwe łbie jak pijanemu.Musiałem przysiąśd na jakimś tłumoku z brudami.Gołecki przyjechał rano.Wręczył mi paczkę z czystą pidżamą.Aż zapachniało Kairem.Już dosyd mamtych szpitalnych flaneli.Posadziłem go blisko, na łóżku.Na pidżamę ta paczka była trochę za ciężka,wysunęła się butelka White Horse'a.Szybko pod poduszkę.- To od pana rotmistrza. - Uważaj pilnie, Gołecki: pojedziesz pod Faenzę i zameldujesz rotmistrzowi, że musisz przyjechad domnie w niedzielę, to znaczy za trzy dni.Miej w łaziku pod ręką beret, płaszcz i koc.Wez mójbattledress, corduroye51 i stick.O tym rotmistrzowi ani słowa.To ma byd niespodzianka.Zajedzieszpod bramę punkt dwunasta.O tej porze zaczynają rozdawad obiad.I czekaj.Jasne?Rano znowu spacerek.Słabo jeszcze idzie.Staram się jeśd, bo człowiek nabrał do życia więcejciekawości i zaczęło mi się śpieszyd.Codziennie spacerek rano i po obiedzie.Wieczorem, jak tezdechlaki już spały, gruchnąłem sobie pół kubka whisky, tak od jednego zamachu.Paliło w gębiestrasznie, bo rana jeszcze nie zagojona, ale po półgodzinie mogłem już nawet zaśpiewad.Zaczyna siężyd!W niedzielę, za pięd dwunasta, wyszedłem z miną tak od niechcenia.Właśnie zaczęto roznosid obiad.Na dworze myślałem, że nie dojdę.Przeliczyłem się trochę z siłami.Do bramy było dobrych dwieściekroków.Gołecki podał płaszcz, włożyłem beret, kocem nogi w czarnym jedwabiu i.jazda!- Zajedz do tej knajpy w Colombina, zaraz koło stacji, znam padrone, tam się podżywimy i nareszcieprzebiorę się na człowieka.Włoch z miejsca wpuścił mnie do prywatnego mieszkania.A teraz czarnej kawy i koniaku.Jak na złośdzapomniałem nie dokooczonej butelki, została pod poduszką.No, będą wiedzieli, co sobie o mniepomyśled.Pierwszy raz od tylu tygodni czarna kawa.Kazałem Gołeckiemu zjeśd obiad.- Una altra! - Następna!Przebrałem się.Nareszcie człowiek we własnej skórze.Teraz talerz minestrone i.yalla!Wszystko skakało w oczach.Wszystko było jakieś nowe, radosne i czułem się wesoły jak wróbel wkąpieli.Jechaliśmy wolno, bo ciągnął pod front konwój za konwojem.Słooce dogrzewało, kurz, wiatrszedł od morza.Kazałem zjechad nad samą wodę.Tutaj sobie trochę odpocznę, bo jednak wysiłek był duży.Wyciągnąłem się na kocu.Gołecki nalał dwa kubki wina.- No, panie poruczniku, na zdrowie! Dopiero się pan rotmistrz ucieszy.Stoimy na samym froncie.Jesttam i trochę piechoty, ale tak, żeby prawdę powiedział, to między nami a szwabami tylko krzaki.Conoc nam dokuczają tymi patrolami i ciągle trzeba się mied na baczności.Wczoraj w nocy to cholerynaszych żandarmów z samego okrąglaka zgarnęli.A dzisiaj rano ich odesłali, nawet rewolwerów niezabrali, ot tak, dla hecy.%7łartów im się zachciewa, świoskim ryjom.Niech tylko ofensywa się zacznie!Oddychałem pełnymi płucami.Od drogi szedł łoskot poruszających się kolumn.Wino było dobre i tenświeży, ostry podmuch, idący jakby nad samymi falami.Zliczny kolor ma ta woda.Jutro jeszcze będęza słaby, ale tak za dwa dni to można już wsiąśd do czołgu.Byle się tylko ta ofensywa wstrzymała51Spodnie sztruksowe od Colicoata. jeden tydzieo.Muszę koniecznie napisad do Buby i jakoś mądrze wysład.Szkoda, że nie ma Benka.Ontam musi niewąsko podbawiad się w Kairze.Nie podobają mi się te siedemnastofuntówki, za wolno palny ładunek, wieża zawsze pełna ognia niebudzi zaufania i nie wierzę w celnośd ponad półtora tysiąca.Te sto pięd to doskonała haubica.Nasijuż dobrze opanowali system nastawy i użycia.Ano, zobaczymy.Czy to warto się teraz pchad na grandę? Na plutonie to człowiek miał ten grip na walce, miał poczuciesiły tych swoich trzech dział.Obojętnie, kto dowodzi, to jednak ja się biję, i to jest moja walka.Mojedziała pchają pocisk za pociskiem tam, gdzie ja chcę, i jak się przypnę, to mnie jeszcze nie oderwano.To było coś.Dym i gaz! I znowu naprzód.A teraz co? Wankiewicza mi zabili, Pirożka zabrali, a mnie nazastępcę.Całą frajdę walki diabli wzięli.Dobrze, że chod z Andrzejem.Nie mogli mnie to zostawid naplutonie? Szkoda, że Motyka nie pozwolił mi zabrad mojej załogi.Ot, mała złośliwośd.To była załoga!Niech mi teraz kto powie, o co ja mam się bid? Nic nie wiem, co się dzieje.Nawet  Orła 52 nieczytałem.Nie chce mi się myśled, niech się inni martwią.Co ja Bubie napiszę?- No, jeszcze jeden kubeczek, szanowny panie Gołecki, i.jedziem!Droga im dalej, tym bardziej tłoczno.Angliki, Gurki, byki53, choinki54, działa, reflektory, cysterny isamochody, samochody, samochody.Minęliśmy Rimini, w Forli zator na dobre pół godziny.Wywrócilicysternę.Już było dobrze koło szóstej, gdy podjechaliśmy na okrąglak Faenzy.Stąd do germaoców nie więcejjak dwa kilometry.Skręciliśmy za znakami pułku w prawo.Wąska szosa może ze dwa kilometry.I tu wlewo rozwalony zjazd, pełne bajora wody, głębokie odciski gąsienic.Uśmiechnęliśmy się do siebie.Tędy przeszły czołgi!52 Orzeł Biały - tygodnik 2 korpusu.53Byk - żubr był odznaką Kresowe) Dywizji Piechoty.54choinka - świerk - odznaką Dywizji Karpackiej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •