[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W całej naszej dywizji pancernej pozostały tylko trzy oddziały liniowe, jeszcze nie obsadzone przezmurnauskich pułkowników: nasz Szósty, Karpackich Ułanów i zmotoryzowany batalion commando.Wiedzieliśmy, że już kilkunastu z tych  pawianów aż przebiera nogami, szykując się na tedowodzenia.Generał ze wszystkich swoich pułków dywizji najlepiej znał nasz.Znał dobrze naswszystkich, lubił nas i bardzo cenił.Zdawał sobie sprawę, jak twardo staliśmy za Motyką.Tu ryzykobyło zbyt wielkie.Z Karpackim Ułanów nie było łatwiej.Tam dowódcą był Zakrzewski, świetny oficer,ale bez kompromisów.A za nim stał pułk, najlepszy Polskiej Armii.Pozostawało commando.Młodyoddział, młody dowódca, bez żadnych koneksji, powiązao, protekcji.Już wyszedł rozkaz mianującynowego dowódcę, bodaj że brata generała Andersa.Już  witano się z gąską.Jednej rzeczy generał Rakowski ślepo nie przewidział.Batalion tych komandosów był utworzony zżołnierzy służących uprzednio w armii niemieckiej, z ochotników z partyzantki w Jugosławii i dwóchplutonów Litwinów z własnymi oficerami.Był stworzony i nieprawdopodobnie wyszkolony izdyscyplinowany przez wspaniałego oficera, jakim jest Smrokowski.Dla nich Smrokowski był bogiem.Wojna była skooczona.Temu żołnierzowi nie trafiały do przekonania żadne inne względy.Wystarczyło pewnie jedno słowo.Zabierają nam dowódcę, a jak zabierają, to znaczy robią mukrzywdę.Batalion commando stanął dęba! Zanosiło się na katastrofę.Rakowski musiał ustąpid.Rozkaz odwołano.Ale, jak mówią Anglicy,  mleko zostało rozlane.Ci nowi dowódcy nie mieli żadnego autorytetu.Nie rozumieli zupełnie żołnierzy, którymi chcieli takuporczywie dowodzid.Dyscyplinę z miejsca diabli wzięli.I tak szczęśliwie, że całą naszą młodzieżoficerską rozesłano od razu po zakooczeniu działao na kursy maturalne i na włoskie uniwersytety.Inaczej doszłoby do ostrych incydentów.Tej młodzieży zablokowano - siłą rzeczy - należne awanse.Działo się to jej kosztem.Ci nowi pobierali pełne pobory swoich stopni.Pozostawało pytanie.za co? Był to element, który według oceny naszej - żołnierzy tej wojny - nie nadawał się do żadnej armiinowoczesnej.Na żadne stanowiska, nawet na podoficersko-administracyjne.Były to nieszczęśliwe,ale i typowe ofiary utraty szybkości życiowej, jakie dała wojna.Małe wyjątki młodszych oficerów niemogły się nawet liczyd.W razie gdyby w tej chwili wybuchła nowa zawierucha, na którą się ciągle zanosiło i o której się ciąglemówiło, to nasz korpus, z wyjątkiem kilku oddziałów, bez kompletnej reorganizacji nie przedstawiałbyżadnych wartości bojowych.To zagadnienie spędzało nam wszystkim, dawnym oficerom liniowym, sen z powiek.Drugi powód był głębszy.Bo to pierwsze obchodziło nas i bolało raczej ambicyjnie i połączone byłobezpośrednio z troską o wojsko.Natomiast problem, który tak podniósł Kresową Dywizję, był prawieże problemem narodowym.Było to czekające nas rozbrojenie i przejście do mającego się utworzyd naterenie Anglii ośrodka czy obozów przysposobienia do życia cywilnego.Jak to tłumaczyd? Czy to jest rezygnacja ze wszystkiego, co nami kierowało? Czy zapłatą za ofiary iżycia ludzkie mają byd uposażenia i emerytury? Co za tym się kryje?Nikt nie umiał czy nie chciał dad wyczerpujących wyjaśnieo.Mnie nie chciało się nawet o tym myśled,ale musiałem, bo ciągle mnie o to nagabywano, tak koledzy, jak i moi starzy żołnierze.O sobie wiedziałem jedno: że muszę za wszelką cenę oderwad się od żołnierki.Wojna się skooczyła.W drugą nikt z nas młodszych nie wierzy.Jak się nie oderwę, to popłynę z falą.Za żadne skarby! Totrzeba już! A mnie wciąż nie stad na decyzję.Ciągle z dnia na dzieo.A co dzieo.dalej z wodą.Dobrze to było facetowi, jak stały za nim zbrojne kohorty legionów, nadąd się jak Mussolini i wygłosidswoje, jakoby wielkie,  Alea iacta est.A w Rubikonie wody nie było nawet żabie po kostki.Dlaczego w tym Rubikonie mojego małego życia wody do cholery? Teraz dopiero widad, że z tymkoocem wojny to człowiek schodzi na psy.Wjeżdżałem już do Recanati.Chciałem, ot tak przez sentyment, odwiedzid mojego starego wodza.Alepułkownik Grabowski pojechał jak zwykle do Krechowieckiego, a reszta moich sztabowych koleżkówrozlazła się po mieście i po kominach.Jadę do Montefano.Cieszyłem się bardzo na spotkanie z Gromadzkimi.Wesele to już mieli na stodwa! Buba ze mną wydawaliśmy  Kwiatuszka za mąż.W tej mojej willi na górze, w Porto Recanati,ponad sto dwadzieścia osób.Takiej pijatyki brygada pancerna nie pamiętała.Buba nie może midarowad tej mowy.Gdzie ona te świostwa znalazła?Ciemno i mgła coraz gorsza i tak się jeszcze ta moja wizyta skooczy, że wylecę na którymś zakręcie.Aświateł jeszcze nie widad.Ostatnio tak bardzo się rozluznił mój kontakt z kolegami.Ale jak ich zastad teraz w niedzielę? DolkaJadwisiaka nie widziałem chyba z pół roku.Zaszył się w Gubio, a mnie to Gubio za bardzo z drogi. Ale chłopaki się mną ucieszą.Muszę odwiedzid obydwie załogi %7łeby tam tylko mój Obrycki czegoznowu nie wymyślił.%7łeby go drzwi ścisnęły! Za to ostatnie przedstawienie to trzeba go było w uchowyciąd.Już dobrze parę tygodni, jak spotkany w Ankonie Andrzej Gromadzki przywitał mnie na wstępiewiadomością nie bardzo zadowalającą:-- Czy wiesz, że ten twój szlachcic z Obrytek siedzi w kryminale?- Jak to w kryminale?- Pułk nasz z kolei wystawiał wartę przy magazynach angielskich.No i tam twój Obrycki przyzwyczaiłsię do worka cukru.Angliki złapały i osadzono go do sprawy w Maceracie.- Winny czy nie winny, cukier nie cukier, ale cokolwiek było, jesteśmy z jednej załogi.Ja nie Pan Bóg,sądzid nie będę.Wiem jedno: chodbym miał go odbid siłą, w więzieniu mój Obrycki siedzied niebędzie.Gdyby tu był Benek Lipkowski, on by go wyciągnął diabłu spod ogona.Ale Benka nie było.W takimkurewskim bałaganie, za głupi worek angielskiego cukru! Niedoczekanie ich.Poszedłem do Władka %7łebrowskiego, dobrego frienda, który był dowódcą oddziału kontroli ruchu 2korpusu.Chłopak był sprytny i chod dyplomowany, to na dobrej stronie.Wyłuszczyłem całą sprawę.Władek zatarł ręce:- Mój kochany, w tym burdelu, jaki teraz zrobiono, to jak się nam tylko podłożą, wszystko się uda.Najważniejsze wyciągnąd go z więzienia.Zadekowad w pułku.Niech cicho siedzi.Za dwa czy trzymiesiące korpus ewakuują do Anglii.Tam go już nikt nie znajdzie, bo i papiery w tychprzeprowadzkach się zawieruszą.Nic się nie martw, mamy go tego, jak mu tam, Obryckiego.- Pruj do baru w kasynie i czekaj na mnie.Razem zjemy obiad.Po dobrej godzinie Władek był z powrotem.Na wstępie wyciągnął papiery.- Masz bumażkę wystawioną na majora Piwko, z korpusu sądownictwa, to ty jesteś.Podpispułkownika Rohma, że sam by nie poznał.Co prawda pieczątka urzędu ruchu, ale tam murnauczyk naurzędzie, to ciemniak.Wezmiesz mojego łazika ze znakami korpuśnymi.Po obiedzie dam ci trzyzielone berety.Bo musisz mied i eskortę.Odprujcie znaki pułkowe.- Radzę, bądz w Maceracie wcześnie rano.Reszta - to wiesz już sam.Wieczorem byłem już w Montefano.Rano, niby ja, ten major Piwko, Gołecki i Kumraus z tommygunem, zajechaliśmy przed więzienie wMaceracie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •