[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kobieta zaczęła odzyskiwać przytomność, kiedyodchodził.Nic jejnie będzie.Na zewnątrz było strasznie głośno.Dwa wyjścia dalej rozładowywano właśnie jakiś samolot.Platt szybko poszedł w tamtą stronę.Minął go facet jadący wózkiem bagażowym.Platt pomachał do niego, dając mu znać, żeby się zatrzymał.- O co chodzi? - wykrzyknął facet.Miał słuchawki na uszach.Platt uśmiechnął się.Chwycił tamtego, rąbnął go w brzuch, a potem jeszcze od góry w głowę, pozbawiając faceta przytomności.Ściągnął mu słuchawki i wskoczył na wózek.Przesunął dźwignię i odjechał.Prawdopodobnie już wkrótce policja poustawia blokady na drogach dojazdowych do lotniska.Myśl, Platt, myśl!W porządku.Miał awaryjny paszport i około dwudziestu tysięcy dolarów z pieniędzy Hughesa - tysiąc w gotówce, a resztę na koncie, mógł je podjąć, korzystając z karty bankomatowej.I miał jeszcze sto tysięcy dolarów, odłożone jako żelazna rezerwa na innym koncie, na nazwisko, którego nikt oprócz niego nie znał.Ale najpierw musi się stąd wydostać, i to zaraz.Miał przed sobą tę część lotniska, na której parkowały maszyny transportowe.Uśmiechnął się, kiedy przyszedł mu do głowy pewien pomysł.- Dzień dobry panu - powiedział kierownik biura frachtu lotniczego.- W czym mogę panu pomóc? - Platt zorientował się, że to jeszcze dzieciak; liczył sobie nie więcej niż dwadzieścia cztery, może dwadzieścia pięć lat.Miał na sobie białą koszulę i granatowy krawat.Platt uśmiechnął się.- Widzi pan, mam pewien problem.Nazywam się Herbert George Wells.W Londynie czeka na mnie gotowa do transportu, wielka partia części do maszyn rolniczych, ale nijak nie mogę tego ściągnąć do domu.- Dokładał wszelkich starań, żeby zrobić wrażenie zdeterminowanego, a zarazem niezbyt bystrego faceta.- Chętnie panu pomożemy.Od tego tu jesteśmy.- No tak, ale co z tymi liniami, u których zamówiłem transport? Olali mnie, silnik im nawalił, czy co.Żeby skorzystać z ulgi podatkowej, musiałem zapłacić im za wyczarterowanie samolotu do 31 grudnia zeszłego roku.Kierownik uniósł brwi.- Widzi pan, zaoszczędzę dziesięć tysięcy dolarów, jeśli będę mógł wykazać, że wpłaciłem te pieniądze trzy tygodnie temu.Rozumie pan? - Chyba tak.- Chciałbym wynająć jeden z waszych samolotów, żeby tam poleciał i zabrał moje części - nie ma w tym nic nielegalnego, mam wszystkie papiery - ale jeśli nie skorzystam z maszyny, którą przedtem wyczarterowałem, stracę dziesięć tysięcy.Z drugiej strony, pilnie potrzebuję tych części, słono kosztuje mnie każdy dzień, kiedy czekają tam, w Anglii, a ja nie mogę ich dostarczyć do Mobile w Alabamie.Jak najszybciej muszę je mieć w Mobile.- To rzeczywiście kłopot, proszę pana.- No jasne.Ale przecież te moje maszyny naprawdę są zupełnie w porządku.A co by pan powiedział, gdybyśmy, dajmy na to, załatwili to w ten sposób, że przyjął pan de mnie zlecenie gdzieś w okolicach Bożego Narodzenia.Czy to by był duży problem? Kierownik rozejrzał się dookoła, po czym skierował wzrok na Platta.Był przekonany, że ma przed sobą wysokiego, umięśnionego mechanika w tarapatach.- Hm, gdybym przyjął zlecenie i jakoś zapomniał wprowadzić je do komputera, byłby to mój błąd.Mógłbym go.ee.naprawić, wypełniając dokumenty, wstawić wcześniejszą datę, tak, żeby wszystko się zgadzało z terminem, w którym przyjąłem zlecenie.Platt posłał mu konfidencjonalny uśmiech, jak światowiec światowcowi.- Cóż, gdyby pan tak zrobił, byłbym ogromnie wdzięczny.A pan Franklin też byłby bardzo zadowolony, razem z całą drużyną baseballową swoich braci-bliźniaków.- Platt sięgnął do kieszeni w koszuli, rozejrzał się dookoła, po czym wyciągnął dziesięć złożonych na pół setek.Położył banknoty na biurku i przesunął je w stronę dzieciaka.Kierownik nakrył je dłonią, otworzył szufladę biurka, zgarnął do niej pieniądze i zamknął z powrotem.Uśmiechnął się do Platta.- W porządku, panie Wells, więc co to są za części?Platt też się uśmiechnął.Wiedział już, jak się stąd wydostanie.A kiedy już wyląduje w Anglii, dostanie się do Afryki będzie proste.I wreszcie zamieni sobie parę słów z panem Thomasem Hughesem.37Niedziela, 16 stycznia 2011 roku, południeQuantico, WirginiaMichaels jadł jakąś chińską potrawę, którą dostarczono mu do biura.Posługiwał się pałeczkami jednorazowego użytku, nabierając jedzenie prosto z pojemników.Nie zawracał sobie głowy papierową tacką, którą wsunięto do torby.Zamówił kurczaka na ostro z makaronem, słodkokwaśne tofu, ale i jedno i drugie wydawało się dziś mdłe.Jadł, żeby zaspokoić głód, a nie dla smaku.Miał inne rzeczy na głowie.Do gabinetu weszła Toni.Uniósł wzrok.Twarz miała może nie ponurą, ale na pewno poważną.- Kolejne dobre wieści? - spytał.- Niewykluczone, że jednak nie będziemy mogli zaczekać, aż czarterowy samolot White'a dostarczy nam pana Thomasa Hughesa.Michaels odłożył pojemnik z jedzeniem.- Jak już coś się wali, to wszystko na raz.Co się stało?- Wygląda na to, że jakąś godzinę temu spaprali robotę agenci FBI, którzy na lotnisku O'Hare w Chicago mieli się zaczaić na Platta.Zamierzali dyskretnie obserwować wyjście, którym Platt miał wejść na pokład samolotu, odlatującego do Anglii.- Spaprali robotę.Ładne sformułowanie.Skąd wiedzieli, że Platt tam będzie? - Kiedy już się dowiedzieliśmy, kogo szukamy, natrafiliśmy na kilka kont, założonych przez Hughesa, nic wielkiego, mniej niż dwadzieścia-trzydzieści tysięcy dolarów na każdym.Otwierając te konta, Hughes starał się zatrzeć za sobą ślady, ale niezbyt usilnie.Pieniędzmi z jednego z tych kont Platt zapłacił za bilet lotniczy, oczywiście pod fałszywym nazwiskiem.- To skąd wiesz, że to był Platt?- A kto inny sięgałby w tym momencie do takiego tajnego konta, żeby kupić bilet lotniczy za granicę? Daliśmy znać FBI
[ Pobierz całość w formacie PDF ]