[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Lecz mijały dnie puste, zabójczo monotonne, nieznośniebezpłodne.Nic! Ani słowa, ani znaku! Czasami wydawało mu się, żewszystko, co przeżył, to był sen zmysłowy i nic więcej.Ludzi, którzygo otaczali, prawie nie widział.A tak dalece był zajęty swą skrytą na-miętnością, że był przekonany o zachowaniu najdoskonalszej tajemni-cy.Pewny był, że nikt absolutnie nic nie wie o jego uczuciach.Tym-czasem każdy jego krok, każdy zamiar, każde przybladnięcie, gdy wmawiano słowo, Leniec albo wyraz Laura , każde sekretne wes-tchnienie i każdy moment zadumania były widoczne jak na dłoni dlaoczu czuwających.Pewnego popołudnia, już ciemnego i mrocznego, w starym naw-łockim salonie grał na cztery ręce z panną Wandą Okszyńską.Grał me-chanicznie, myśląc o swych utrapieniach wewnętrznych, rąbiąc mar-twymi rzutami rąk, rozszarpując skomplikowaną, nerwową grą palcówjednostajne pasmo swej tęsknoty.Można by powiedzieć, iż nie słyszałmuzyki wydobytej przez własne ręce, że czasami tylko z melodiizmiennej wznosiły się ku niemu ściskające wewnątrz siły tajemne.Skończył się utwór Liszta, który grali obydwoje.Ręce obojga ustały naklawiszach.Cezary palcami lewej swej dłoni przebierał jeszcze ostatniąmelodię.Wtem poczuł z najgłębszym zdumieniem, że panna Wandaprawą swą rękę, zamiast na czarnych czy białych klawiszach, złożyłana jego ręce.Wydłużona dłoń, zimna jak z lodu, drżąca spazmatycznie,przycisnęła wierzch jego dłoni do klawiszów chude palce żelaznymuściskiem ogarnęły jego palce.Cezary siedział dość długo bez ruchu,poddając się temu uściśnieniu, w zupełnej niewiedzy, co ma zrobić ztym fantem, który go trzymał w ręce.Podniósł oczy na twarz pannicy.Głowa jej była odwrócona i wciśnięta między barki, jakby dla po-wstrzymania szlochów czy przetrwania uderzeń.Ręka obejmująca jegorękę wciąż febrycznie drżała i szponami palców wpijała się pod palce.Zrazu pomyślał, że jego partnerce zrobiło się niedobrze, że to jakiś pa-nieński atak istierika, na którą panny w Rosji bardzo cierpią.Leczprzyjrzawszy się uśmiechowi warg, zrozumiał.Wysunął swą rękęostrożnie i stanowczo spod tamtej dłoni.Nie wiedział, co robić dalej.Przesunęła mu się w pamięci melodia znanej piosenki operetkowej:W lasku Idy trzy boginieSpór zacięty wiodą wraz,Każda z nich pięknością słynieKtóra najpiękniejsza z nas?.NASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG161Myśl jego pognała ku ubóstwianej, ku bogini.Marzenie jego wio-nęło ku tamtej.Rzekł z bezlitosnym, z okrutnym uśmiechem: Widziałem tutaj ktoregoś dnia, jak pani uciekała przed perliczką. Ja? Pan to widział? jęknęła zrywając się z miejsca. Widziałem, jak dookoła pani fruwały wstążki, paski, falbanki, apani z głośnym krzykiem wywijała nogami.Panna Wanda zakręciła się na miejscu.Głęboki jęk, potem ostrypisk zabrzmiał w jej ustach.Wstała.Usiadła.Znowu wstała.Dygnęła.Bokiem wyszła z pokoju i uciekła z ganku przez ogród, jakby ją ścigałtysiąc rozjuszonych perliczek, pawi, kogutów i indorów.Nieustanne przemyśliwanie nad sposobami widywania się z ubó-stwianą miało swój skutek: Cezary osiągał widzenie Laury.Opaczniemoże wyglądać to twierdzenie, a jednak wszystko zdaje się je uzasad-niać, iż utęsknienie, nerwowe wyczekiwanie, niemieszczenie się w skó-rze, pragnienie jej widoku, przyzywanie jej wszystkimi siłami duszy ikażdą kroplą krwi, marzenie o niej tak natarczywe, iż objawiało niemalw polu widzenia jej postać realizowało wreszcie jej osobę fizyczną.Wychodziła nagle z marzeń prawdziwa, jakby się stawiała na rozkazwewnętrznego szaleństwa.Cezary niejednokrotnie czuł, że się oto zachwilę powinna, musi ukazać i kiedy odwracał głowę ukazywałasię niosąc mu w ofierze uśmiech miłosny, odpowiedz jej duszy na snyjego duszy.Tak było pewnego razu w nawłockim kościele, podczaspatetycznego kazania księdza Anastazego.Tak było kiedy indziej wnawłockim salonie, gdy weszła niespodzianie w czasie najgorętszejchwili utęsknienia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]