[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Marek podszedł domnie i zapytał, czy nie byłoby lepiej, żebym zaraz wróciła do domu, ale ja niechciałam.Tom i Gustaw, którzy nie byli blondynami z białymi opaskami naczołach, obydwaj stali oparci o bufet i milczeli.Przypadkowi goście również76nie pasowali do policyjnego opisu, więc bez najmniejszego sprzeciwu podawaliswoje dane.Dwie panie spod Klimta, które już dawno chciały zapłacić rachunek iwyjść, ciągle jeszcze siedziały, dziwnie osowiałe i milczące.Baliśmy się ulicy.Tylko w  Przydrożnym barku" czuliśmy się bezpiecznie, ale czymożna przeżyć życie, siedząc wyłącznie w  Przydrożnym barku"? Przypuszczam, żekażde z nas zadawało sobie podobne pytanie.Jedynie Mira, moja siostra, aktorkacharakterystyczna, gdyby tu siedziała, na pewno myślałaby inaczej.A może on miał perukę?Małgorzata była zrozpaczona.Posłuchała rady Beniamina, którego mejl odebrałanad ranem, i na lekcji, jaką tego dnia zaraz po przyjściu do szkoły miała wpierwszej klasie, powtórzyła niemal słowo w słowo wszystko to, co sama chciałapowiedzieć i co dodatkowo sugerował Beniamin.Ze smutkiem patrzyła na posępnetwarze chłopaków i płaczliwe miny dziewczyn.Dlaczego ja, myślała, muszę imodbierać spokój? Dlaczego ja muszę ich przestrzegać przed śmietnikami na ulicy ifoliowymi torbami zostawianymi na przystankach?Dawniej nigdy nie słuchali jej uważnie.Niby patrzyli na nią, ale to, o czymmówiła, przelatywało obok.Nie przepadali za Małgorzatą, bo była ostra,wymagająca i miała nieznośną skłonność do monotonnego  mówienia na temat", botak to nazywali.Nie było tajemnicą, że lubi błyskotki, ale nawet niedyskutowali o tej sprawie, może dlatego, że była nie w porządku z obydwóchstron, a jeżeli coś jest nie w porządku z obydwóch stron, głupio o tymdyskutować.Na domiar złego Małgorzata była polonistką i miała zupełnego hoplana punkcie gramatyki.Nudno  mówić na temat", ze szczególnym upodobaniem nosićzdobyczne błyskotki, a do tego mieć hopla na punkcie gramatyki,77to z góry przegrana sprawa.Takich się nie lubi.Nikt przecież nie wiedział, żeMałgorzata sama miała sobie za złe to wszystko.Teraz jednak słuchali uważnie.Zaledwie parę dni temu wydarzył się paskudnyincydent w ich liceum, a teraz znowu coś znaleziono w śmietniku.Doroślispaskudzili nam życie, powiedział jeden z chłopaków, tylko dużo bardziejdosadnie, Małgorzata udawała, że nie słyszy, ale w klasie zawrzało.A ona,chociaż nie była odpowiedzialna ani za kolejną paczkę ukrytą w śmietniku, ani zażaden światowy terroryzm, nagle czuła się zepchnięta za linię podziału na  my" i wy".Najpierw wy nam opowiadacie o wszystkich możliwych zagrożeniach, a potem,kiedy my jesteśmy już dostatecznie przestraszeni, tłumaczycie, że nie powinniśmysię wszystkiego bać, tylko normalnie żyć! Nic tu się nie zgadza, wołała ruda piętnastolatka, przecież nie możemy tak ni z gruszki, ni z pietruszki, raz siębać, raz nie bać.A pani sama, pani dyrektor, też raz się boi, raz nie boi?Fatalne pytanie, bo pani dyrektor wyłącznie się bała.Omijała wszystkiepodejrzane jej zdaniem pakunki, a nawet, wstyd się przyznać, przez jakiś czasnie robiła zakupów w dużych supermarketach, a także obawiała się jezdzić metrem.Beniamin swoimi mejlami odrobinę wyciszył w niej te lęki, ale nie do końca.Poprostu Małgorzata z wolna zaczęła się godzić z myślą, że, co ma być, będzie i żenaprawdę jedyne, co może zrobić, to żyć ostrożnie, ale bez paniki.Chciałabyrównież, bardziej niż kiedykolwiek, uwolnić się od tych nieszczęsnych błyskotek,chociaż nie miała pojęcia, dlaczego to pragnienie zostało tak bardzo spotęgowaneprzez wiadomości o bombach podkładanych tu i ówdzie.Ja tam sądzę, a znam dobrzeMałgorzatę, że ona w razie czego chciała być w porządku.Myśl, żeby zajrzeć do kościoła i w zaciszu konfesjonału uwolnić się od grzechu,kusiła ją do tego stopnia, że już dwukrotnie zajmowała kolejkę do młodegoproboszcza, który zazwyczaj78spowiadał w piątki i podobno był niezwykle wyrozumiały dla penitentów.Małgorzata nie wiedziała, czy liczenie na wyrozumiałość spowiednika nie jestgrzechem samym w sobie, ale0 tym wolała już w ogóle nie myśleć i tak do głębi przerażona faktem, że będziemusiała głośno wyznać swoje przewinienia, chociaż właściwie tylko jedno z nichwydawało jej się okropne, a za resztę może jakoś by siebie rozgrzeszyła.Dwarazy z zajętej kolejki uciekła.Była więc zrozpaczona, bo zaraz po wyjściu ze szkoły, zamiast pójść do Przydrożnego barku" na zupę jabłeczną ze słodkimi grzankami, zajrzała dokościoła, ponieważ znowu był piątek, dzień łagodnego duszpasterza, i ku swojemuprzerażeniu zobaczyła, że przy konfesjonale nie było żadnej kolejki, w którejmogłaby stanąć i z której mogłaby uciec.Hamlet, królewicz duński, miał naprawdęmniejsze problemy niż Małgorzata, tak to przynajmniej widzę teraz.Chwilę stała w przejściu, targana wątpliwościami, potem uklękła niedalekokonfesjonału, ale jeszcze nie na jego stopniu.Pózniej postanowiła czekać naznak zachęty ze strony niebios.1 ten znak nadszedł.Małgorzata usłyszała od strony konfesjonału delikatnepukanie, tak jakby ktoś palcem stukał do drzwi, pytając, czy może wejść.Topnieją śniegi Kilimandżaro.Wskutek efektu cieplarnianego wiecznie białyszczyt kiedyś przestanie być wiecznie białym szczytem.Tom wyłącza radio,dziękuje uprzejmie za te rozkoszne wiadomości.Samotnie stojący pośród sawanny,pięć tysięcy sześćset osiemdziesiąt pięć metrów nad poziomem morza, zostanie wkońcu marną górką.Co z tego, że nas już wtedy nie będzie, bo czyja to powolnarobótka ręczna?Tom stał kiedyś długo na krawędzi krateru Giliam's Point.Od szczytu dzieliło gowtedy dwieście metrów, trzy godziny79ciężkiej drogi, ale doszedł tam [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •