[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.".Co właściwie stanowiło sens mego życia? Aapię się na tym, że do tejpory tchórzyłam, nie miałam odwagi zrobić błyskawicznego z nimrozliczenia.Odkładałam lękliwie  na pózniej" to oko w oko z sobą zróżnych okresów mojej dziwacznej wędrówki i na dobrą sprawę tak małoo nim wiem.Właściwie, jakie było n ap ra wd ę to moje życie tyle razy przeze mnieprzeklinane i tyleż błogosławione?Ogarnia chęć popatrzenia na to wszystko jak na film.Z dystansem, zprzymrużeniem oka, z poczuciem humoru, które nigdy mnie nieopuszczało.Mam w zapasie kilka godzin.Skręcam w boczną, leśną drogę.Ustawiam auto w nikłym cieniu sosny.Fioletowe wrzosy pachną miodem- zapóznione nitki babiego lata czepiają się wilgotnych traw.Może to dobry czas na rachunek sumienia? - zastanawiam się pełnawahań i niechęci do tej czynności. LAMPUCERABoże Narodzenie w Stanach, a więc i tu na Florydzie, zaczyna się omiesiąc wcześniej i tak naprawdę, powinno nazywać się  świętemdolara".Reklama jest w tym okresie tak pomyślana, aby działać napodświadomość przelewającego się przez magazyny tłumu.Psychologiczne, wzrokowe i inne, naukowo opracowane chwyty niepozwalają klientom przejść obojętnie obok stoisk.Chce czy nie chce,kupuje pod choinkę prezenty, nawet wtedy, gdy nie ma nimi kogoobdarować.Na wystawach, w sklepach, na dachach domów i ulicachtłumy Zwiętych Mikołajów przypominają o zbliżających się świętach.Drzewa, krzewy, palmy - wszystko to oświetlone tysiącami lampektworzy nocą baśniowy, tajemniczy i piękny świat, ale niewiele mawspólnego z nastrojem bożonarodzeniowym.A jeszcze, gdy prażysłońce, gdy robi się zakupy w szortach i zjada lody lub popija napojechłodzące, to niewiele pomagają lecące z taśmy słodkie kolędowanie ichoinki-giganty ułożone z doniczek poinsecji albo z tysięcy kolorowychlampek na metalowych konstrukcjach sięgających kilkunastu pięter.Obie z Weronką przez ostatnie dwa tygodnie byłyśmy najpierwzdenerwowane, a pózniej już tylko zmęczone tymi świętami bez świąt igdy wreszcie nadeszła Wigilia, nie potrafiłyśmy się cieszyć.Ale taknaprawdę, to nie było z czego.%7łyłyśmy wciąż zawiedzione i zawieszonemiędzy niebem a ziemią.Weronka z lękiem i niecierpliwością oczekiwaładnia, kiedy odwiezie ją Franka do pracy przy paralityku, a ja zutęsknieniem, aby zacząć pracę w dziwnym domu, dziwnej pani Lobsos.Zarobić, łyknąć trochę Florydy, zebrać materiał do nowej książki iodlecieć do Polski. Wigilia była dla mnie zawsze najbardziej uroczystym dniem.Tutaj zaśdzień minął, zmącony smutkiem i może tylko był bardziej pracowity.Wraz z Weronką i przy pomocy Franki, gotowało się, smażyło i piekłowiele tradycyjnych potraw na pierwszy dzień świąt.Zapowiadał sięhucznie.Franka zaprosiła nie tylko Zebka z Konsuelą wraz z ichprzyjacielem-profesorem, ale jeszcze kilka nieznanych nam ludzi.Ogółem miało zasiąść do stołu szesnaście osób.Między innymi jakiśmłody człowiek.Swatała go uparcie ze swoją kuzynką z Polski, odmiesięcy oczekując jej przyjazdu, chociaż ambasada amerykańska, naszczęście dla młodej osoby, odmawiała wizy.Zapobiegliwa Frankaupatrzyła jednak w osobie pana Gienia męża dla Joasi, będącej od roku postudiach zootechnicznych, urządzając jej tutaj życie na wyrost.Weronkakiedyś nadmieniła, że facet rwie się do różnych rzeczy, tylko nie domałżeństwa, i zawsze ma zimne ręce.Chyba żeby Franka za tę przysługęodpaliła mu parę tysięcy dolarów, tak jak to zrobiła matka Dziordzia,czym zachęciła Frankę do poślubienia przygłupa.Obie jednak doszłyśmydo zgodnego wniosku, że to właśnie Franka będzie żądała zapłaty od panaGienia za dobry, nienaruszony towar.Bo co do tego, że nienaruszony,byłyśmy absolutnie pewne [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •