[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Teraz nie wyobra\ała sobie \ycia bezniego.- Kocham cię, Boo.- Ja te\ cię kocham, tatusiu.Proszę cię, nie opuszczaj mnie -wyszeptała.Była tak bliska płaczu jak nigdy dotąd.- Od lat tak się do mnie nie zwracałaś - powiedział z ledwiewidocznym uśmiechem.- Ach, Boo - dodał cicho.Powolipodniósł dr\ącą prawą rękę i dotknął jej twarzy.-Jak to się stało,\e przestaliśmy się rozumieć?Potrząsnęła głową; nie potrafiła odpowiedzieć na to pytanie.Długo, długo patrzyli na siebie.W ciszy słychać było tylko ichoddechy i regularne skrzypienie kołyszącej się lekko huśtawki.Blade światło księ\yca przedzierało się przez bezlistne pnączeobrastające ganek, tworząc na podłodze nieregularnybladoniebieski wzór.Mariah z rozpaczą pomyślała, \e kiedy bluszcz zakwitnie, ojcaju\ tu nie będzie.Odgłos kroków przerwał ciszę i wytrącił ją z ponurych248ZAGUBIENIrozmyślań.Po chwili u podnó\a schodów stanęli Mad Dog i Jake.- Rass - odezwał się cicho chłopiec.- Jak się miewasz, Jake? - Starszy pan uśmiechnął się smutno,a potem spojrzał na Mad Doga.- Mógłbyś zanieść mnie na górę?Czuję się trochę zmęczony.Jake, chodz z nami.Mad Dog wszedł na ganek, wziął chorego na ręce i zaniósł go zpowrotem do łó\ka.Mariah i Jake weszli za nimi do sypialni.- Podejdz do mnie, Jake - powiedział Rass, potem zwróciłsię do Mariah i Mad Doga.-Zostawcie nas na chwilę samych.Mariah spojrzała błagalnie na ojca.Tyle chciałabym mu jeszczepowiedzieć, pomyślała.Co będzie, jeśli zabraknie nam czasu?- Potem porozmawiamy - odezwał się Rass, jak gdybyodczytując jej myśli.- Teraz idzcie.Rass z westchnieniem ulgi oparł głowę na poduszkach.Ka\destówo, ka\dy gest kosztował go bardzo wiele wysiłku.Cały byłobolały, oddychał z trudem, zaschło mu w ustach, a sparali\owanapołowa ciała przygniatała go, jak mu się zdawało, swoim cię\arem.Zamknął oczy, by na chwilę odpocząć.Być mo\e się zdrzemnął, ale nie był tego pewny.Wreszcie zwysiłkiem otworzył oczy i zobaczył chłopca, stojącego nad nim zzaczerwienionymi oczami pełnymi łez.- Jake- odezwał się cicho.- Chciałem się z tobą po\egnać.- Nie chcę, \ebyś odchodził - szepnął chłopiec i łzy popłynęłymu po policzkach.Rass poczuł bolesny ucisk w sercu i te\ nie potrafiłpowstrzymać łez.249- Nie mamy wiele czasu.Jestem bardzo zmęczony, -Skinął ręką.- Podejdz bli\ej.Chłopiec ukląkł przy łó\ku.- On jest twoim ojcem, prawda?- Powinienem wiedzieć, \e nie ukryję tego przed tobą -odparłJake, uśmiechając się smutno.Tak wiele było słów, które Rass chciał powiedzieć, ale nie miałsiły, tracił powoli chęć \ycia.- Powiedz mu prawdę, Jake.To twoja jedyna szansa.- Boję się tego.Starszy pan poczuł w piersi silny ból, skrzywił się, alepróbował mówić dalej.- Pozwoliłem Mariah korzystać z podobnej wymówki, aletobie nie pozwolę.Powiedz swojemu ojcu prawdę albo.albobędę cię dręczył po śmierci.- W porządku.- Jake próbował się uśmiechnąć.- Obiecujesz?- Obiecuję.Powoli, z ogromnym wysiłkiem, Rass uniósł rękę i dotknąłpoliczka chłopca.- Kocham cię, synu - szepnął.Jake zaczął rozpaczliwie płakać.Azy strumieniami płynęły pojego bladych policzkach.Pochylił głowę i oparł czoło , o krawędzłó\ka.- Ja te\ cię kocham - powiedział głosem przerywanymszlochem.Rass chciał kontynuować, ale zanim otworzył usta, zapomniał, comiał powiedzieć.Ból, który pojawił się w okolicy serca, ogarnął terazcałe ciało.Czuł pulsowanie w uszach, palący ból w lewej ręceprzemieszczał się gorącym strumieniem ku nadgarstkom, potempalcom.- Zawołaj Mariah - zdołał jeszcze szepnąć.Zdawało mu się, \e zapada się w łó\ku głęboko, corazZAGUBIENIgłębiej.Dziwne uczucie ogarnęło jego ciało, jak gdyby wbijały musię tu\ pod skórę tysiące gorących igieł.Krew pulsowała w \yłachw szybkim, niemal słyszalnym rytmie.Na krótki moment ogarnął wzrokiem pokój.To było przez latajego miejsce.Powieki mu opadły.Uniesienie ich wymagało zbyt wielkiegowysiłku.Pojawiły się nagle wspomnienia z przeszłości,wywołując kolejną falę łez.Pamiętał dzień sprzed niemaltrzydziestu pięciu laty, kiedy przywiózł tu z Nowego Jorku świe\opoślubioną mał\onkę.Potem ten pokój, to łó\ko było ichsanktuarium, miejscem, w którym prze\yli wiele radości.Czuł, \e jego ciało staje się coraz słabsze.Zapadał sięnieubłaganie, znikał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]