[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Wezwij sanitariuszy, niech zabiorą Suriwa! - w zamieszaniu anina chwilę nie stracił opanowania.Nie byłem zdziwiony, tylko ja naprawdę potrafiłem go wkurwić.Czułem napływającefale torsji.Gdzieś na granicy świadomości kapłan Muni siedział w kucki, mamrocząc wersetyKsięgi Poniżenia.Była ciemność, ciemnością od początku okryte.Wszystko było jednym bez cech oceanem.Pokonując mgłę otulającą oczy i bezwład dłoni, wykrztusiłem:- Kurt, coś konkretnego czy tak sobie chcesz popierdolić?.Ruch ręki Ditleva powstrzymał Czonga.Właśnie dwóch ludzi wynosiło płaczącego zbólu Suriwa.Pomyślałem, że jeśli dotąd nie spłodził potomka, to na nim ród się kończy.Pięśćbolała mnie jak diabli.- Siadaj, Esco - Ditlev smukłymi wypielęgnowanymi palcami gładził płatki róży -robisz się coraz starszy i coraz słabszy.- Ty natomiast jesteś jak zawsze piękny, młody i z sierżanta zostałeś Kap DonAnderem.- Z ulgą zapadłem się w ogromnym fotelu.- Wielbiciele ci to załatwili?Przez jego twarz przemknął grymas złości.Aadne, prawie kobiece rysy wykrzywiły siębrzydko.Rozchylone wargi odsłoniły zaciśnięte idealnie białe i idealnie równe zęby.- Gdyby to zależało ode mnie, byłbyś już martwy! - Głos Kurta zazgrzytał.- Trybunałprzysłałby tylko biegłego do identyfikacji trupa, a twoja bogata kartoteka zostałabyzamknięta.- Dziewczynko, zamieniasz się w zrzędliwą babę.Przez ułamek sekundy miałem wrażenie, że Ditlev nie zapanuje nad sobą.Mimowolniesięgnął do zdobionej złotym ornamentem pochwy, z której wystawała rękojeść drassera.- Sukinsynu - dyszał mi nad uchem - ja też pamiętam Sondorrę, choć może od drugiejstrony.Ty, Tobaco Ptasznik, Bethold, Skiddy Frank, Stary Lou, Bert, Sanchez i cała resztatwojej kompanii.Wielu z nich już nie żyje, pozostali też nie doczekają starości.Gdyby nieLaromma, byłbyś przeszłością.- wycedził, plując mi w twarz kropelkami śliny.- Laromma? - Wiele trudu kosztowało mnie wypowiedzenie jej imienia spokojnymgłosem.- Nie pozwala niedobremu Kurtowi zabić Esco? - Celowo zmiękczyłem słowa, byutwierdzić go we wściekłości.- A jeśli niewdzięczny Esco doniesie ziemskim SłużbomBezpieczeństwa, że Wigilia zamiast strzec rezerwatu na Eltenerze, skumała się z Korporacją irazem robią całkiem niezłe interesy?- Chyba prochy mózg ci wyżarły, Esco - wbrew moim oczekiwaniom uspokoił się.- Niemasz pojęcia, co tu się dzieje.Wyleciałeś z obiegu.Nikt nie będzie chciał cię słuchać -cedził z nieukrywaną satysfakcją.- Romantyczne czasy przemytu Kwiatów Pamięciskończyły się razem z tobą.Teraz my tu rządzimy! I to na całkowicie nowych prawach.- Ciekawe jakich - prychnąłem.- Rezerwat jest zamknięty.Nawet Korporacja nie matakich pieniędzy i takiej władzy, żeby zmienić prawo.Chyba że dyma cię któryś z sędziówNajwyższego Trybunału.Otwartą dłonią uderzył mnie w twarz.Spodziewałem się tego, mogłem uniknąć ciosu,ale wtedy pewnie wkroczyłby do akcji Czong.- Bijesz jak prawdziwa ciota - roześmiałem się bezczelnie.- Jako sierżant miałeś więcejkrzepy.Powinieneś trenować, choć z drugiej strony to ponoć typowe dla podstarzałychpedałów.- Jesteś martwy, Esco! - %7łyły nabrzmiały mu na szyi, a na twarz wystąpiły czerwoneplamy.- Nikt za tobą się nie wstawi, wszyscy przeszli na naszą stronę.Będziesz gnił wlochach Kongregacji do końca swojego zafajdanego żywota.I do końca nie będziesz wiedział,co tak naprawdę się tu dzieje.- Aadny jesteś, Ditlev, ale głupi - rozparłem się wygodniej w fotelu i zakładając nogę nanogę, udawałem pewnego siebie.- Myślisz, że to wielka tajemnica, ożywianie zmarłych wRezerwacie.Aż wytrzeszczył te swoje duże zielone oczy.- Skąd.- wydukał - skąd to wiesz?.Przecież.Czyli jednak.Larommie się udało.Na Eltenerze ludzie wstawali z martwych.- Gadaj, Esco, albo rozwalę ci łeb! - Wyszarpnął z pochwy drasser i wbił mi lufę wucho.- Natychmiast!- Spokojnie, Kurt, bo ci szwy puszczą.- W zwężonych zrenicach dostrzegłemdeterminację, która pomieszana ze strachem mogła tworzyć bardzo grozną mieszankę.-Skontaktuj się z Larommą, bo inaczej dostaniesz klapsa w pupę.A szkoda takiej fajnej dupci.- Gadaj! - Palec na spuście drżał niebezpiecznie.- Laromma, Ditlev, pamiętaj, kto tu rządzi.Miał wielką ochotę strzelić, ale zabrakło mu odwagi.Jak balon, z którego uszłopowietrze, oklapł i już tylko zachowując pozory ważności, wychrypiał:- Kiedyś cię zatłukę i nawet Laromma mi nie przeszkodzi!- Dobrze, Kurt, pogadałeś sobie, a teraz zapytaj swojej żywicielki, co masz robić.- Czong, pilnuj go! - rzucił w stronę Wigila, a sam podszedł do biurka.Uruchomiłpołączenie.Widząc na ekranie piękną twarz, poczułem, jak robi mi się gorąco.Miałem wrażenie, żeżar pali wnętrzności.Laromma niewiele się zmieniła przez te trzy lata - może miała więcejpowagi w spojrzeniu i pogardy w lekkim skrzywieniu warg.- Co jest, Ditlev? - zapytała.- Esco wie o Aazarzach na Eltenerze.- Kap Don Ander mówił szybko, jakby obawiałsię pytań, które mogą paść.- Nie mam pojęcia, skąd się dowiedział.- Zamknij się! - Ostry jak trzaśnięcie bicza rozkaz przerwał potok słów.Wybuchnąłem śmiechem.Miałem nadzieję, że brzmiał naturalnie.- Kurt, durniu, właśnie wszystko potwierdziłeś! - powiedziała, kierując spojrzenie wmoją stronę.- Witaj, Escobar.Zawsze używała pełnego imienia.Kiedyś próbowałem to zmienić, ale nawet słyszeć niechciała o formie innej niż ta, która mnie drażniła.- Witaj, Laro.- Ja natomiast lubiłem zdrobnienie jej imienia.Kiedyś.- Nie wierzyłam, że wrócisz - uśmiechnęła się, ale pozostała czujna.- Dobrzewyglądasz.- umilkła.- Jak na trzy lata brania prochów, chciałaś powiedzieć.- Tyle razy zastanawiałem się,jak będzie wyglądała nasza rozmowa, a teraz wypowiadałem jakieś obce słowa.-Wypiękniałaś.- Jak na trzy lata dawania dupy innym, chciałeś dodać - zrewanżowała się.- Escobar,darujmy sobie puste gadanie.Ustalmy, co jest do ustalenia, i skończmy przedstawienie.- Ty tutaj reżyserujesz.- Dobrze - nie odpowiedziała na zaczepkę.- Trafisz do Zamku Purpurowego Rogu, nieukrywam, że będą to lochy, doskonale wyposażone, ale jednak lochy, do końca twoich dni.- Dlaczego nie zabijesz mnie teraz? - wpadłem jej w słowo.- Kurt dostałby orgazmu.Ditlev rzucił mi wściekłe spojrzenie, ale powstrzymał się od komentarza.- Powiedzmy, że w twoim przypadku wystarczy skuteczna izolacja.- Lekkoprzygryzła pełne wargi.- W zamian oczekuję, że dowiem się czegoś o dwóch rzeczach.-Patrzyła na mnie przez chwilę, a pózniej uciekła wzrokiem w bok.- Po pierwsze, ktorozsiewa plotki o zmartwychwstałych w Rezerwacie?- Wszyscy, śliczna, na raz nie da się ich wymordować - bezradnie rozłożyłem ręce.- Tak myślałam.Druga rzecz jest istotniejsza, więc się zastanów, zanim odpowiesz.- Bo co mi zrobisz?- Twoja wojna właśnie się skończyła.- Bitwa, Laro, zaledwie bitwa.Lepiej mnie zabij, jak widzisz, mam wyjątkowy dar dozmartwychwstawania.- Escobarze - na moment wrócił uśmiech, jaki pamiętałem z dawnych czasów.- Jeślizginiesz, może nawet będzie mi smutno.- Nie wątpię, szczególnie jeśli odpowiedz na twoje pytanie zabiorę do grobu.- Zatem rozumiesz, czego bym chciała się dowiedzieć.- Echo dawnego ciepła zniknęłoz jej głosu.- Gdzie są yrenice Kurlemu?Patrzyłem na jej piękną twarz, nie wierząc, że potrafi skrywać tyle fałszu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]