[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I tak dzień w dzień.- Taka rola.- Bez przyjaciół.Zdany tylko na siebie.- Zdany tylko na siebie? - powtórzyłem.- Chyba mogę panu premierowi pomóc.Do końca wieczoru nalegał, żebym zdradził się z pomysłem.Pozostałem nieugięty.- Za dwa, trzy dni - obiecałem.- Niech to będzie niespodzianka.Pożegnałem się po dziesiątej.Wypiłem ledwie dwa koniaki, a już lęgły mi się wgłowie literackie pomysły.Cyrano napoczął drugą butelkę, mimo to krępujący duszę smuteknadal wyzierał mu z oczu.Poruszał się pewnym krokiem.- Odwiozę cię - zaproponował.Wymknęliśmy się z kamienicy tylnym wyjściem i wsiedliśmy do czerwonego jaguara.Cyrano za kierownicą był w swoim żywiole.Ochroniarze zbyt pózno zorientowali się wsytuacji.Pomachał im ręką i pomknęliśmy Ujazdowskimi.- Tu mieszkasz? - zdziwił się, kiedy kazałem mu stanąć przed hotelem Central.- Oszczędzam na delegacjach.Pomachał mi kapeluszem i już go nie było.Nie czekałem, aż zwolni się wspólna łazienka.Umyłem zęby nad umywalką iposzedłem spać.Czekało mnie pracowite przedpołudnie.Na liście spraw do załatwienia uambasadora Cabota przybyła nowa pozycja.13.Cabotowie bez Bostonu nadal byliby Cabotami, ale Boston bez Cabotów nie byłby tym samym miastem.Od blisko dwóch wieków męska linia rodu dawała Ameryce i miastuzręcznych dyplomatów oraz dalekowzrocznie myślących finansistów.Ci ostatni pomnażalirodzinny majątek, przy okazji budując pomyślność Ameryki.Od dyplomatów słusznieoczekiwano, by na różne sposoby przysparzali ojczyznie przyjaciół, po cichu i skuteczniepomniejszając szeregi wrogów.Korzystając z ładnej pogody drogę do Alei Ujazdowskich odbyłem pieszo.Nowygmach ambasady USA zaprojektowali chłopcy z Welton Beckett & Associates z Los Angeles.Chuck, zanim spotkał Jezusa, miał w ich firmie spore udziały.Budynek jeszcze przesłaniałyrusztowania, trwały prace wykończeniowe przy elewacji parteru.Zciany w holu pomalowanona neutralny kolor kości słoniowej, podłogę wyłożono winylowymi płytkami.Specjaliści zPrzedsiębiorstwa Budownictwa Mieszkaniowego  Muranów dbali, by nie pozostawić posobie braków, specjaliści z CIA sprawdzali dyskretnie, czy budynek jest wolny odniezamówionych dodatków.Ambasador John Moors Cabot przyjął mnie w przestronnym gabinecie.Rozejrzałemsię.Dwa ogromne biurka, przeszklone biblioteczki pełne książek, na podłodze jeszczenierozpakowane kartony z książkami.Ameryka na serio traktuje sprawdzoną zasadę, żepotencjał intelektualny jest najlepszym militarnym wyposażeniem współczesnego pola walki.John Cabot przywitał mnie solidnym uściskiem dłoni.Nosił cienki wypielęgnowanywąsik i górował nade mną wzrostem.Nie wyglądał na swoje sześćdziesiąt dwa lata.Posadziłmnie w klubowym fotelu przy stoliku.Siedząc, widziałem przez okno kopułę Sejmu.- Whisky z lodem?Skinąłem głową.Wkroczyłem do świata dyplomatów i nie mogłem się wyłamywać.Cabot z jednaką wprawą poruszał się po meandrach polityki i na boiskubaseballowym.Patrząc, jak uwija się przy barku, musiałem przyznać, że jest urodzonymdyplomatą.Whisky z lodem przyrządzał nie gorzej niż barman z Niebieskiej Papugi wOakland.Bez owijania w bawełnę wyłożyłem obie sprawy.Nie wspomniałem, rzecz jasna,słowem o Towie, Koropotkinie i trzech niezidentyfikowanych głowach.Rozwodziłem się zato szeroko nad artystyczną wrażliwością premiera i nad sposobami przyjścia mu z pomocą.Nazwisko premiera wywołało pożądany skutek.- Trzeba wyrobić paszport dyplomatyczny.Muszę mieć dwa, trzy dni - obliczył Cabot.- A przesyłka? - przypomniałem o pierwszej prośbie.- Mogą być południowoamerykańskie?- Wolałbym z Południowej Azji. - Załatwione.- Zajrzał do terminarza.- Niech pan wpadnie jutro przed czternastą.Pomijając inne zalety, Cabot okazał się lojalnym urzędnikiem administracjiKennedy ego.Wychodząc z gabinetu, wypatrzyłem za szybą biblioteczki filmową fotkęMarilyn Monroe.14Wróciłem do hotelu, żeby się przebrać.Portier czatował z nosem przyklejonym doszyby.Na mój widok rzucił się otwierać drzwi.Od wczoraj tak się zestarzał, że właściwie niemusiał już umierać.- Zaszło nieporozumienie - wystękał.Musiałem podtrzymać go za łokieć.- Dla gościzagranicznych mamy pokoje ze specjalnej puli.- Z łazienką?- Jest i łazienka.- Telefon?- Oczywiście.- Rzucę okiem.- Pozwoliłem sobie już przenieść pańskie rzeczy.Otworzył windę własnym kluczem i zawiózł mnie na drugie piętro.Dostał mi się niczego sobie apartamencik z aneksem kuchennym i lodówką.Aazienkawypolerowana do połysku.Szafkę sąsiadującą z klozetem zdobiły dwie rolki papierutoaletowego.- Co poradzić, skromnie.Za to czysto.- Przetarł chusteczką ekran telewizora.Tapczan miło sprężynował.Położyłem się w ubraniu i świeżo wymalowany sufit,gładki jak masyw lodowy Alaski, objawił mi się w całej okazałości.Stary chrząknął.- Aha, zostawiono dla pana wiadomość.Podał mi wizytówkę.Przeczytałem:  Wydział Propagandy Komitetu CentralnegoPZPR.Dalej nazwisko i telefon.- Klucz do windy - obwieścił kładąc klucz na stole.- Jeśli będzie pan czegośpotrzebował, proszę wołać bez względu na porę.Inżynier Dederko, do usług.Ledwo wyszedł, wykręciłem numer podany na wizytówce.- Pipkow? - Kto mówi? - Niczyj.Przełączcie do towarzysza Wiesława.Upłynęły dwie minuty, zanim usłyszałem znajome ciamkanie.- Mam wiadomość.- Koropotkina?- Jestem na tropie.- Gdzie jest?- Nie chcę zapeszyć.Poproszę jeszcze o dwa, trzy dni.- To z czym dzwonicie?- Jestem coraz bliżej rozwiązania zagadki tych Murzynów - odczekałem dlawzmocnienia efektu.- Pięćdziesiąty szósty.- Konkretniej?- Numeracja stron.W tym kryje się odpowiedz.Słyszałem w słuchawce, jak liczy.- Co z tego wynika?- Mierzą w premiera.Pięćdziesiąty szósty.Poznań, ucinanie rąk i tak dalej.- Cały Józiu! Aha! I stąd ta Galicja.- Los Tres Gailos.-  Cielątko oddać pod nóż - recytuje Towa.- A czy wy jesteście pewni, że chodzi imo niego?- Nie inaczej.- Kto pociąga za sznurki?Kalkulowałem szybko w myślach.Musiałem dotrwać do pierwszego maja.- Idę tym tropem.Potrzebuję jeszcze kilku dni.- Zlamazarnie wam to idzie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •